Autor | |
Gatunek | biografia / pamiętnik |
Forma | proza |
Data dodania | 2015-01-17 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 3027 |
Udałem się do domu, po drodze próbując przez masowanie obu dłoni choć trochę zmniejszyć ich piekący ból. Nic nie pomagało. Ledwie udawało mi się powstrzymywać łzy. Boli, piecze, ale to nie powód do babskiego płaczu. Jeszcze by inni zauważyli!
Po powrocie wszedłem do dużego pokoju, gdzie przy stole siedział już tata. O, jak dobrze, że jest dzisiaj wcześniej! Zaraz mu powiem...
– Co tak wyglądasz? Biłeś się, pobił cię ktoś? – ojciec sam zauważył coś niepokojącego w mojej twarzy.
– Nie, ale nauczycielka od gery nam wlała! Wszystkim, a wcale nam tego nie zadała! – wybuchnąłem, wyrzucając z siebie cały nagromadzony ból i rozżalenie.
– Zaraz, spokojnie. Co się stało?
– No przecież mówię, wlała nam za nic!
– Jak to, za nic? Coście narozrabiali? Za nic byście nie dostali.
– Tato, naprawdę za nic!
– Uspokój się wreszcie, bo zaraz się rozbeczysz. Za duży już jesteś. Siadaj i opowiedz po kolei.
Wreszcie mogę się poskarżyć! No to po tym tata da tej... tej geografce! Za nas wszystkich!
– Bo ona nam nie zadała...
– Jaka ona? Jak ty mówisz o nauczycielce?!
– No bo geografka nam zadała, abyśmy powtórzyli z poprzedniego roku. A zaczęła pytać z nowego. Jak jej mówiliśmy, że tego nie było, to się wkurzyła i wszystkim pały dała!
– I dlatego chcesz ryczeć? Jak jakiś mazgaj? Uczeń bez dwói to jak żołnierz bez karabinu. Poprawisz i już.
– Ale ona... to znaczy geografka tak się wściekła, że całą klasę postawiła pod tablicą. Bo powiedziała, ze my się tak specjalnie umówiliśmy, żeby ją oszukać!
– No i co?
– No i wszystkim wlała liniałem. Takim dużym, co go specjalnie ma.
– A na pewno nie zadała wam? Może zapomnieliście i chcieliście się wyłgać?
– Tato, na pewno! Nie umawialiśmy się. Nasza klasowa lizuska też nie wiedziała, a ona na pewno by się wyrwała do odpowiedzi. Jarka się pytała, mnie się pytała. Nie kłamię.
– Którego Jarka?
– No, Demange. I jeszcze wlała nam kantem. O, jakie mam pręgi!
– Hmm... no dobrze. Podejdź.
O, nie ma to jak ojciec! Tata to jednak tata. Ukoi mnie, a potem da do wiwatu tej geografce! Pójdzie do szkoły i na pewno wszystko powie dyrektorowi!
Z tej radości prawie przestały boleć mnie dłonie, słowa ojca podziałały na mnie jak najlepszy balsam. Ufnie podszedłem do rodziciela... Nie zdążyłem domarzyć obrazów rozprawy z geografką, kiedy, nie wiadomo skąd w ojcowskiej dłoni znaleziony wojskowy pas gwałtownie zetknął się z moją pupą. Delikatna była nad wyraz, dzisiaj jeszcze nietknięta.
– Auu! Za co?! – w moim krzyku było więcej zaskoczenia i bezbrzeżnego zdumienia, niż bólu.
– Za co? A ile razy udało ci się w szkole nie ponieść kary, która się należała?
– Noo...
– Ja ci dam no! – i podstawowe oporządzenie wojskowe ponownie błyskawicznie zderzyło się z miejscem, gdzie moje plecy traciły swą szlachetną nazwę. – Ja ci dam no!
– Aua! Tato, za co?! Ja tylko powiedziałem...
– Za to! Za to, co ci się dotąd upiekło i jeszcze upiecze! I spróbuj jeszcze raz naskarżyć na nauczyciela! A teraz idź się umyj i do obiadu, bo mama pewnie już przygotowała.
Do końca szkoły podstawowej nawet nie spróbowałem naskarżyć. Nie tylko ja. Na drugi dzień nikt w klasie się nie chwalił, co go wczoraj spotkało w domu. Mogłem się tylko domyślać, że odbyły się scenki, podobne jak u mnie. A te nieszczęsne, okupione do tego bólem, niedostateczne oceny poprawiliśmy szybko.
*W tamtych czasach „dwójka” była oceną niedostateczną. Zwana też, tak jak dzisiaj, „pałą”.
*Po wielu latach spotkałem moją geografkę na ulicy. Poznałem ją, przedstawiłem się z nazwiska i przypomniałem, kim byłem w szkole. Już bardzo mocno starsza pani poznała mnie i ucieszyła się – Zdzisiu, to ty? To naprawdę ty! Ile to już lat minęło?
Minęło ich dużo, około trzydziestu. Nie byłem już tym szkrabem, a jednak pamiętała moje imię. Nie puściła mnie, zaprosiła do domu. Mieszkała niedaleko, niestety już samotnie. Nie śpieszyłem się, więc nie odmówiłem. Przy kawie i pysznym serniku domowej roboty przegadaliśmy ponad godzinę.
Już przy pożegnaniu zawahała się, jakby chciała się jeszcze o coś mnie spytać. Wyraźnie coś ją dręczyło, ale powstrzymywała się. Zachęciłem ją:
– O co chodzi, pani profesor? Śmiało, proszę się pytać, jesteśmy przecież dorosłymi ludźmi.
– Wiesz... nie wiem, czy pamiętasz, jak całą klasą umówiliście się przeciwko mnie?
– Chodzi o to zadanie domowe z nowego tematu, za które cała klasa dostała od pani liniałem?
– Tak... dlaczego tak wtedy zrobiliście? Czy naprawdę byłam taka zła i niedobra dla was, że mnie wtedy wszyscy próbowaliście okłamać?
Skrzywiłem się, przypomniawszy sobie tamto zdarzenie:
– Pani profesor, nie oszukaliśmy pani. Naprawdę pani zadała do domu powtórzenie kilku ostatnich lekcji z poprzedniego roku, a nie z nowego roku. Pani myślała, że się umówiliśmy, no i poniosło panią. Teraz już minęło, ale wtedy przez długi czas pamiętaliśmy. Zwłaszcza ten liniał. Dostaliśmy za nic.
– O boże! Naprawdę?! Nie umówiliście się?! Jak to dobrze, jak to dobrze... Ojej, przepraszam ciebie i wszystkich, przepraszam! Byłem pewna, że zadałam wam nowy temat, a wy...
Rozpłakała się. Przez łzy mówiła dalej:
– A ja całą noc wtedy przepłakałam. Myślałam, za co, za co tak cała klasa chciała mnie oszukać. Przepraszam za ten liniał, ale nie wiem, co się ze mną wtedy stało.
– Pani profesor, była pani dobrą nauczycielką. Zresztą zawsze lubiłem geografię. Tamto jednak długo w nas tkwiło. Było, minęło, każdy ma czasem zły moment. Wolę pamiętać wszystkie inne, lepsze. Teraz pani wie, że nie oszukaliśmy pani. Przeprosiny przyjęte. Życzę długich lat, oby w zdrowiu. Do widzenia.
– Zdzisiu, jeszcze raz przepraszam. I dziękuję.
– Do widzenia, pani profesor.
oceny: bezbłędne / znakomite
Hardy, jesteśmy z tego samego pokolenia, któremu rodzice wpajali szacunek do nauczycieli :)
Ps. Dlaczego zapisałeś kursywą zakończenie?
Piórko, zapisałem kursywą, gdyż to są odnośniki do tekstu, a nie immanentna część.
oceny: bezbłędne / znakomite
Janko, popatrz - po czterdziestu latach ten n-l Kowalski pamiętał nieistotne zdarzenie z matury :) (widocznie utkwiło mu w pamięci). Nie dziwię się jednak, też czasem przypominają mi się lub pamiętam takie "drobnostki". I...dzięki temu mam co wspominać.
PS. Lilly w swoim utworze wspominała o "liniejącej pamięci". Widzę inaczej - pamięć nieużywana przechodzi w głębsze pokłady. Świadomie nie pamiętamy już jej. Ale czasem wystarczy "trącić strunę" i pamięć znowu się otwiera. W każdym razie u mnie tak jest. To jak wyciąganie nitki z kłębka - pociągniesz, a ona się rozwija i rozwija...
oceny: bezbłędne / znakomite
W moich wspomnieniach nie ma takiego poglądu rodziców, że "nauczyciel ma zawsze rację". Za to pamiętam, jak się w taki sposób podśmiewaliśmy w liceum. Był taki kawał o kodeksie ucznia. W punkcie, gdzie nauczyciel nie miał racji, było odesłanie do punktu pierwszego: nauczyciel ma zawsze rację.
PS. "Pamięć linieje" to tylko taki malutki fragment refleksji. Temat pamięci to rzeka. Ostatnio zdarzało mi się bardzo dziwić, że przypomniałam sobie zdarzenie, o którym istnieniu jakby już nie pamiętałam. Uwielbiam takie uczucia. Dużo fajniejsze od zapominania. :)
Geografka, na zakończenie tego spotkania "po latach", powiedziała jeszcze coś. Nie umieściłem tego, ale... po Twoim wpisie uzupełnię, mimo że nie jest wesoły: "Teraz już mogę spokojnie umrzeć". Stało się to prawdą w ciągu roku czy niewiele później.
PS. Lilly - dobre do "wyciągania pamięci z pamięci" jest zapisywanie tego, co się pamięta. Kiedy zacząłem to robić, co chwila przypominałem sobie kolejne zdarzenia... :)
Ja z kolei w życiu zawodowym jestem bombardowana informacjami, które powinnam zapamiętywać, do tego w obcym języku. Czasem myślę, że te wiadomości chyba się rozpychają we mnie i zajmują miejsce tych starszych wspomnień. :) No i tak ta moja pamięć może i linieje...
Inne podejście jest ahistoryczne.