Przejdź do komentarzyNauczyciel ma zawsze rację! (cz.2)
Tekst 13 z 114 ze zbioru: Pozostało w pamięci
Autor
Gatunekbiografia / pamiętnik
Formaproza
Data dodania2015-01-17
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń3027

Udałem się do domu, po drodze próbując przez masowanie obu dłoni choć trochę zmniejszyć ich piekący ból. Nic nie pomagało. Ledwie udawało mi się powstrzymywać łzy. Boli, piecze, ale to nie powód do babskiego płaczu. Jeszcze by inni zauważyli!

Po powrocie wszedłem do dużego pokoju, gdzie przy stole siedział już tata. O, jak dobrze, że jest dzisiaj wcześniej! Zaraz mu powiem...

– Co tak wyglądasz? Biłeś się, pobił cię ktoś? – ojciec sam zauważył coś niepokojącego w mojej twarzy.

– Nie, ale nauczycielka od gery nam wlała! Wszystkim, a wcale nam tego nie zadała! – wybuchnąłem, wyrzucając z siebie cały nagromadzony ból i rozżalenie.

– Zaraz, spokojnie. Co się stało?

– No przecież mówię, wlała nam za nic!

– Jak to, za nic? Coście narozrabiali? Za nic byście nie dostali.

– Tato, naprawdę za nic!

– Uspokój się wreszcie, bo zaraz się rozbeczysz. Za duży już jesteś. Siadaj i opowiedz po kolei.

Wreszcie mogę się poskarżyć! No to po tym tata da tej... tej geografce! Za nas wszystkich!

– Bo ona nam nie zadała...

– Jaka ona? Jak ty mówisz o nauczycielce?!

– No bo geografka nam zadała, abyśmy powtórzyli z poprzedniego roku. A zaczęła pytać z nowego. Jak jej mówiliśmy, że tego nie było, to się wkurzyła i wszystkim pały dała!

– I dlatego chcesz ryczeć? Jak jakiś mazgaj? Uczeń bez dwói to jak żołnierz bez karabinu. Poprawisz i już.

– Ale ona... to znaczy geografka tak się wściekła, że całą klasę postawiła pod tablicą. Bo powiedziała, ze my się tak specjalnie umówiliśmy, żeby ją oszukać!

– No i co?

– No i wszystkim wlała liniałem. Takim dużym, co go specjalnie ma.

– A na pewno nie zadała wam? Może zapomnieliście i chcieliście się wyłgać?

– Tato, na pewno! Nie umawialiśmy się. Nasza klasowa lizuska też nie wiedziała, a ona na pewno by się wyrwała do odpowiedzi. Jarka się pytała, mnie się pytała. Nie kłamię.

– Którego Jarka?

– No, Demange. I jeszcze wlała nam kantem. O, jakie mam pręgi!

– Hmm... no dobrze. Podejdź.

O, nie ma to jak ojciec! Tata to jednak tata. Ukoi mnie, a potem da do wiwatu tej geografce! Pójdzie do szkoły i na pewno wszystko powie dyrektorowi!

Z tej radości prawie przestały boleć mnie dłonie, słowa ojca podziałały na mnie jak najlepszy balsam. Ufnie podszedłem do rodziciela... Nie zdążyłem domarzyć obrazów rozprawy z geografką, kiedy, nie wiadomo skąd w ojcowskiej dłoni znaleziony wojskowy pas gwałtownie zetknął się z moją pupą. Delikatna była nad wyraz, dzisiaj jeszcze nietknięta.

– Auu! Za co?! – w moim krzyku było więcej zaskoczenia i bezbrzeżnego zdumienia, niż bólu.

– Za co? A ile razy udało ci się w szkole nie ponieść kary, która się należała?

– Noo...

– Ja ci dam no! – i podstawowe oporządzenie wojskowe ponownie błyskawicznie zderzyło się z miejscem, gdzie moje plecy traciły swą szlachetną nazwę. – Ja ci dam no!

– Aua! Tato, za co?! Ja tylko powiedziałem...

– Za to! Za to, co ci się dotąd upiekło i jeszcze upiecze! I spróbuj jeszcze raz naskarżyć na nauczyciela! A teraz idź się umyj i do obiadu, bo mama pewnie już przygotowała.

Do końca szkoły podstawowej nawet nie spróbowałem naskarżyć. Nie tylko ja. Na drugi dzień nikt w klasie się nie chwalił, co go wczoraj spotkało w domu. Mogłem się tylko domyślać, że odbyły się scenki, podobne jak u mnie. A te nieszczęsne, okupione do tego bólem, niedostateczne oceny poprawiliśmy szybko.



*W tamtych czasach „dwójka” była oceną niedostateczną. Zwana też, tak jak dzisiaj, „pałą”.

*Po wielu latach spotkałem moją geografkę na ulicy. Poznałem ją, przedstawiłem się z nazwiska i przypomniałem, kim byłem w szkole. Już bardzo mocno starsza pani poznała mnie i ucieszyła się – Zdzisiu, to ty? To naprawdę ty! Ile to już lat minęło?

Minęło ich dużo, około trzydziestu. Nie byłem już tym szkrabem, a jednak pamiętała moje imię. Nie puściła mnie, zaprosiła do domu. Mieszkała niedaleko, niestety już samotnie. Nie śpieszyłem się, więc nie odmówiłem. Przy kawie i pysznym serniku domowej roboty przegadaliśmy ponad godzinę.

Już przy pożegnaniu zawahała się, jakby chciała się jeszcze o coś mnie spytać. Wyraźnie coś ją dręczyło, ale powstrzymywała się. Zachęciłem ją:

– O co chodzi, pani profesor? Śmiało, proszę się pytać, jesteśmy przecież dorosłymi ludźmi.

– Wiesz... nie wiem, czy pamiętasz, jak całą klasą umówiliście się przeciwko mnie?

– Chodzi o to zadanie domowe z nowego tematu, za które cała klasa dostała od pani liniałem?

– Tak... dlaczego tak wtedy zrobiliście? Czy naprawdę byłam taka zła i niedobra dla was, że mnie wtedy wszyscy próbowaliście okłamać?

Skrzywiłem się, przypomniawszy sobie tamto zdarzenie:

– Pani profesor, nie oszukaliśmy pani. Naprawdę pani zadała do domu powtórzenie kilku ostatnich lekcji z poprzedniego roku, a nie z nowego roku. Pani myślała, że się umówiliśmy, no i poniosło panią. Teraz już minęło, ale wtedy przez długi czas pamiętaliśmy. Zwłaszcza ten liniał. Dostaliśmy za nic.

– O boże! Naprawdę?! Nie umówiliście się?! Jak to dobrze, jak to dobrze... Ojej, przepraszam ciebie i wszystkich, przepraszam! Byłem pewna, że zadałam wam nowy temat, a wy...

Rozpłakała się. Przez łzy mówiła dalej:

– A ja całą noc wtedy przepłakałam. Myślałam, za co, za co tak cała klasa chciała mnie oszukać. Przepraszam za ten liniał, ale nie wiem, co się ze mną wtedy stało.

– Pani profesor, była pani dobrą nauczycielką. Zresztą zawsze lubiłem geografię. Tamto jednak długo w nas tkwiło. Było, minęło, każdy ma czasem zły moment. Wolę pamiętać wszystkie inne, lepsze. Teraz pani wie, że nie oszukaliśmy pani. Przeprosiny przyjęte. Życzę długich lat, oby w zdrowiu. Do widzenia.

– Zdzisiu, jeszcze raz przepraszam. I dziękuję.

– Do widzenia, pani profesor.

  Spis treści zbioru
Komentarze (13)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
Opowiadanie, jak w ocenach wyżej :)

Hardy, jesteśmy z tego samego pokolenia, któremu rodzice wpajali szacunek do nauczycieli :)

Ps. Dlaczego zapisałeś kursywą zakończenie?
avatar
Inne czasy, inne zwyczaje :) Dzisiejsza szkoła a ówczesna to dwa różne światy.
Piórko, zapisałem kursywą, gdyż to są odnośniki do tekstu, a nie immanentna część.
avatar
Piękne wspomnienie lat szkolnych. Przywiodło mi ono pewne zdarzenie sprzed kilku lat. Czterdzieści lat po maturze w Liceum Pedagogicznym w Pułtusku odbyło się w budynku tejże, nieistniejącej już, szkoły, spotkanie absolwentów mojej i równoległej klasy. Pierwszy raz po tak długiej przerwie widziałem swoje koleżanki i kolegów oraz kilku nauczycieli. W imieniu nauczycieli głos zabierał dr Tadeusz Kowalski, nauczyciel psychologii i przedmiotów pedagogicznych. W imieniu dawnych uczniów mówiłem ja. Ale już po oficjalnych wystąpieniach pan Kowalski zapytał mnie: Proszę pana, dlaczego po wyciągnięciu pytań na maturze zaczął pan tłumić śmiech? Cóż, musiałem się przyznać. Otóż od klasy trzeciej, a wtedy do programu nauczania wchodziły przedmioty pedagogiczne i psychologia, zawsze otrzymywałem pytania dotyczące w jakiś sposób Jana Amosa Komeńskiego. A to z historii wychowania, a to z dydaktyki. Podobnie było też na maturze. Pytania z pedagogiki i metodyki, zresztą tak samo jak na wszelkich sprawdzianach i na maturze próbnej, dostawałem też z tej problematyki. A że podstawowe dzieła Komeńskiego, czyli "Wielką dydaktykę" i "Świat w obrazach" znałem doskonale i do dzisiaj z pamięci potrafię zacytować niektóre jego ważne myśli, dlatego było mi trudno powstrzymać się od śmiechu. Wtedy do rozmowy wtrącił się mój były wychowawca klasowy, nauczyciel historii Stefan Gadomski, ojciec Witolda Gadomskiego, znanego dzisiaj publicysty ekonomicznego. Pan Gadomski powiedział wtedy: Zawsze wam mówiłem, że nie jest ważne, czy kto rzuci dyskiem, czy wyrżnie pyskiem, to i tak nie wpłynie na sytuację międzynarodową. A dzisiaj też grałeś na boisku szkolnym w koszykówkę. Przeprosiłem nieśmiało. Rzeczywiście z kolegą byliśmy wcześniej i rzucaliśmy piłkę do koszą, którą zwykle wożę w bagażniku.
avatar
Teraz lata szkolne wspominamy z sentymentem :)
Janko, popatrz - po czterdziestu latach ten n-l Kowalski pamiętał nieistotne zdarzenie z matury :) (widocznie utkwiło mu w pamięci). Nie dziwię się jednak, też czasem przypominają mi się lub pamiętam takie "drobnostki". I...dzięki temu mam co wspominać.

PS. Lilly w swoim utworze wspominała o "liniejącej pamięci". Widzę inaczej - pamięć nieużywana przechodzi w głębsze pokłady. Świadomie nie pamiętamy już jej. Ale czasem wystarczy "trącić strunę" i pamięć znowu się otwiera. W każdym razie u mnie tak jest. To jak wyciąganie nitki z kłębka - pociągniesz, a ona się rozwija i rozwija...
avatar
Przeczytałam z przejęciem. Gdyby nie wyjaśnienie na dole, miałam uczucie, że stała się dzieciakom niesprawiedliwość, a taka już jestem, że lubię zakończenia, gdzie zło jest ukarane, a dobro wynagradzane. :)
W moich wspomnieniach nie ma takiego poglądu rodziców, że "nauczyciel ma zawsze rację". Za to pamiętam, jak się w taki sposób podśmiewaliśmy w liceum. Był taki kawał o kodeksie ucznia. W punkcie, gdzie nauczyciel nie miał racji, było odesłanie do punktu pierwszego: nauczyciel ma zawsze rację.
PS. "Pamięć linieje" to tylko taki malutki fragment refleksji. Temat pamięci to rzeka. Ostatnio zdarzało mi się bardzo dziwić, że przypomniałam sobie zdarzenie, o którym istnieniu jakby już nie pamiętałam. Uwielbiam takie uczucia. Dużo fajniejsze od zapominania. :)
avatar
Lilly, nawet w szkole średniej nauczyciel (już "profesor") był dla dorosłych często uczniów jeszcze "kimś". Chociaż ja... nawet w szkole podstawowej potrafiłem wskazać pomyłkę nauczycielowi. Mój nick to właśnie wspomnienie po nazwaniu mnie tak przez jednego z n-li. Na szczęście to był jeden z nielicznych, który uważał, że "nauczyciel ma zawsze rację". Od kolegów w podstawówce miałem inną ksywkę "filozof" ;)

Geografka, na zakończenie tego spotkania "po latach", powiedziała jeszcze coś. Nie umieściłem tego, ale... po Twoim wpisie uzupełnię, mimo że nie jest wesoły: "Teraz już mogę spokojnie umrzeć". Stało się to prawdą w ciągu roku czy niewiele później.

PS. Lilly - dobre do "wyciągania pamięci z pamięci" jest zapisywanie tego, co się pamięta. Kiedy zacząłem to robić, co chwila przypominałem sobie kolejne zdarzenia... :)
avatar
Fakt, pisanie wspomnień wyciąga wspomnienia z niepamięci. Ostatnio zapisywałam wspomnienia mojej mamy. Trochę szkoda, że nie wcześniej. Moja mama ma świetną pamięć, niesamowite, jak potrafi podawać imiona i nazwiska, ale już teraz zdarza jej się czasem powiedzieć, że już czegoś nie pamięta.
Ja z kolei w życiu zawodowym jestem bombardowana informacjami, które powinnam zapamiętywać, do tego w obcym języku. Czasem myślę, że te wiadomości chyba się rozpychają we mnie i zajmują miejsce tych starszych wspomnień. :) No i tak ta moja pamięć może i linieje...
avatar
Lilly, mam myśl... może jak komputer? Ma dwa dyski - C (w tym z pamięcią operacyjną) i D. My tez przecież mamy lewą i prawą półkulę, każda odpowiada za coś innego (chyba). W jedną ładuj nową pamięć oraz operacyjną, w drugiej przechowuj pamięć "statyczną" ;)
avatar
O proszę,a tu dziś o NADUZYCIE i RODEM Z PIEKŁA nazwano by nauczycielkę-kantem po rękach?Warto rozliczać POPRZENIKÓW za prawo które obowiązywało KIEDYŚ?Czy ktoś kto żyje przez kilkadziesiąt LAT musi zmieniać ZDANIE CO RUSZ i się NAGINAĆ DO WSZYSTKEIGO?Prawo wygra ZAWSZE,tylko każd w swoim czasie.
avatar
No i nauczycielka jednak SIĘ MYLIŁA,za co NIESPRAWIEDLIWIE dzieci otrzymałay podwojne lanie(baty).
avatar
Anettulo, każdy czas historyczny ma swoje normy i zachowania, które są w tym okresie dozwolone. W innym niedopuszczalne.
Inne podejście jest ahistoryczne.
avatar
Też tak sądze,też tak sądzę:)))
avatar
ahistoryczne ale nie achisteryczne podejście do tematu jest czasem potrzebne,ale bez układania na pólkach zabraknie nagle łączącego ogniwa prawdy.
© 2010-2016 by Creative Media
×