Autor | |
Gatunek | publicystyka i reportaż |
Forma | artykuł / esej |
Data dodania | 2020-11-10 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 1092 |
Przegrzebując się przez chaszcze publicystycznych artykułów, dotarłem do sedna dzisiejszego dylematu z wiarogodnością. Dla mnie termin ów oznacza pewnik, a nie założenie lub spekulację; słoń jest słoniem i ani trochę nie przypomina mrówki na wrotkach, las, to las: rzadki lub gęsty, nigdy zaś samotny patyk wetknięty w słowo na literę „d”.
Żeby jednak rozpocząć niekończącą się dumkę o wiarogodności, trzeba choć nieco powiedzieć o tym słówku i napomknąć, że nie istnieje prawda alternatywna, potencjalna, względna czy domniemana, bo albowiem ponieważ prawdy częściowo słuszne są nieprawdami w całości.
*
Męczy mnie a-skuteczność reakcji na masową produkcję sztuki dla intelektualnych dresiarzy, zastanawiam się więc, czy warto poświęcać czas na szperanie w nieczystościach. Gazety kulturalne i mniej niż więcej kulturalne, co rusz nagłaśniają kolejne skandale. Niepotrzebnie, bo gdyby je pominęły milczeniem i nie trąbiły o nich na prawo i lewo, już po kilku dniach nikt by nie pamiętał o tych wydarzeniach. A tak, wciąż mamy nieustający Festiwal Imienia Obywatela Pudelka.
Nie trzeba czekać na pojawienie się hucpiarskich naśladowców ośmieszających wartość „sztuki’. W odróżnieniu od twórczości serwowanej przez artystów tej miary, co Strindberg lub Krasiński, produkcje artystycznych kurdupli wdzierają się do teatru, pchają na wystawy z obrazami i instalacjami, zdobywając poklask gawiedzi czkającej z zachwytu.
Schlebianie marnym gustom konsumentom kultury rozpoczęło się od momentu obalenia toksycznego systemu PRL. Zapanowała wówczas alergiczna moda na likwidację wszystkich zjawisk mających korzenie w tamtym ustroju. Nawet dobtych. Przypominało to raczej wylewanie dziecka razem z kąpielą, aniżeli racjonalne kroki.
W celu dźwignięcia społeczeństwa na wyższy poziom, w trosce o lepsze wykształcenie obywateli, nie uczyniliśmy nic oprócz obniżki komuszych standardów.
Bezkrytyczne uleganie obskuranckim nawykom rozpoczęło się dużo wcześniej, niż wydostanie się PiS-u na powierzchnię obecnych zdarzeń; do teraźniejszego stanu narodowej mentalności przyłożyły rękę wszystkie partie rządzące po PZPR.
*
Odkąd kultura sięgnęła bruku i zatarła się granica pomiędzy niską a wysoką, od kiedy nie idzie się połapać, co oglądamy, czy popisy jarmarcznych kuglarzy, lub czy bierzemy udział w ozdrowieńczym przeżywaniu inspirujących dzieł zmuszających do refleksji, dzieł zapadających w naszą pamięć i wtaczających w fotel - reżyserzy poczęli zalecać się do niewybrednej publiki. Wyczyniać z tymi dziełami nie to, co stanowiło sens ich stworzenia, ale to, co zgadzało się z upodobaniami przeważającej części audytorium.
Przestali zwracać uwagę na niewielką część widzów, a zaczęli adresować produkty swoich spracowanych głów - do zabiletowanych koneserów szmiry i tandety, do miłośników artystycznych zadym i spektakularnych bubli zwolnionych z obyczaju dobrego zachowania.
A probierzem tych wzbudzających niesmak „dzieł” był masowy aplauz widzów żądnych uczestnictwa w hecy, traktujących teatralny spektakl niczym pobyt w oberży. Teatr, kino, galeria z obrazami, stały się dzięki temu świątyniami sztuki drugiej kategorii. Miejscami, do których można wtarabanić się w szałowych gaciach, do którego można wtargnąć z hałaśliwym telefonem i torbą do wykwintnego ciamkania popcornu.
*
Rzetelne operowanie faktami jest atoli nieatrakcyjne i aby prawda nadawała się do medialnej konsumpcji, a także „zabezpieczyła” oglądalność, należy ją podretuszować kapką fałszu. Podretuszować domysłami, niejasnym podtekstem, mętniacką aluzyjnością. Zasugerować, że coś jest na rzeczy, czyli posłużyć się powiedzeniem nie wprost; stworzyć wrażenie, iż wysmarkało się prawdziwą prawdę.
oceny: bezbłędne / znakomite
Fakt, jest też nieśmiertelna od zawsze szmira, jest chińska podróbka, jest odwieczna mniszkówna i jest artystyczny bełkot - ale są również spektakularne nagrody, oskary, noble i sukcesy.
I na tych ostatnich powinniśmy skupić całą swoją uwagę oraz otoczyć nieustającą promocją.
O wielkości sztuki nie decyduje ilość, a jakość
Oglądał film o d... Maryni!
Czytał straszne czyjeś gnioty!
Ergo: zła śmieciowa "twórczość" nie znajdzie niczyjego poklasku, nawet gdyby utopiono w nią miliardy.
Dlaczego?
Bo Odbiorca nigdzie i nigdy nie był - i NIE JEST - w ciemię bity??
oceny: bezbłędne / znakomite