Przejdź do komentarzyFolksdojcz (z cyklu: Ludzie, o których)
Tekst 46 z 56 ze zbioru: Bywanie w akapitach
Autor
Gatunekpublicystyka i reportaż
Formaproza
Data dodania2021-02-07
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń1035

- Panie Sylwku, powiedział pan “P...ko”? Na pewno nazywał się P...ko?

- No pewnie, że tak! Pamiętam, jakby to było wczoraj, chociaż wtedy miałem osiem lat. To ten P...ko zabił mojego tatę

- Panie Sylwku, znam to nazwisko… Coś o nim słyszałam. Podobno był folksdojczem, nie żandarmem.

- Był folksdojczem i żandarmem najgorszym w Łomży! Najbardziej osławiony, bo taki nadgorliwy!

- Trudno uwierzyć… Jest pan pewien?

- Pamiętam jak przyszedł po ojca, pamiętam broń przewieszoną przez ramię, jakby wczoraj… Przyszedł z drugim, ale tamtego nazwiska nie pamiętam. Przyszli do nas i do jeszcze jednego z ulicy. Zabrali ich i poprowadzili pod cmentarz. I tam ten P..k.o osobiście zastrzelił ich obu.

- Proszę się nie gniewać, że nie dowierzam. Znam jego córki… jego wnuki… Córki zaprzeczały zawsze jakoby był folksdojczem, a wnukowie szukali śladów w archiwach....

- A znała pani Mirka, jego syna? Uczyłem się z nim razem w szkole po wojnie, kolegowaliśmy się. Później wyjechał gdzieś pod Warszawę, jeździł tirami, ale już nie mieliśmy nigdy kontaktu.

- Mirek nie żyje - wylew, kilka lat temu...

- Nie żyje?! - twarz staruszka zastygła. Milczał chwilę, głaszcząc siwą brodę. Patrzył na mnie niewidzącymi oczami. - Niepotrzebnie rodzice wrócili do kraju przed wojną. Ja urodziłem się we Francji. Byłem dzieckiem, kiedy wrócili.

- Słyszałam kiedyś, że tego P...ko rozstrzelali Niemcy, że…

- A gdzie tam! Mówiłem pani, był nadgorliwy! Mściwy, bez sumienia! To partyzanci wykonali na nim wyrok. Musieli! - Zrównoważony pan Sylwester W. dawał upust emocjom, podnosił głos i coraz mocniej szarpał brodę.



*  *  *


- P...ko, mój szwagier był synem kobiety, która nazywała się z domu  M...er, M...er przez umlaut. W jej rodzinnym domu mówili tylko po niemiecku. A on przed wojną był bogaty, malował przęsła mostów, zatrudniał ludzi. Na parterze domu mieli sklep. Moja siostra miała służbę. - opowiadał Andrzej, brat żony folksdojcza.

- Żonę tłukł jak mokre żyto. W końcu przyszła do mnie, poskarżyła się. Sprałem go wtedy tak, że już więcej jej nie tknął. Obiecałem, że następnym razem... zabiję…!

- Jak dała sobie radę sama z pięciorgiem dzieci, po tym jak męża partyzanci… no wie pan…

- Robotna była i dobra. Ale jak weszli Ruskie i wyzwolili, uciekła z domu z dziećmi do jednej izby, w byle jakiej oficynie, byle nie zemścili się na dzieciach za ... za folksdojcza. Wychowała na ludzi. Pomagałem. - Pan Andrzej W.  nerwowo przecierał okulary. - Wychowała…na porządnych Polaków.





* Na faktach. Nie podaję nazwisk, bo tekst dotyczy wciąż jeszcze żyjących potomków tytułowej postaci.







  Spis treści zbioru
Komentarze (2)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
Czego oczekiwać po folksdojczach? Jeżeli człowiek nie wie, jakiej jest narodowości, i zmienia swoje dowody osobiste jak rękawiczki, to jakie sobie tym wystawia świadectwo?

"Wiedzą sąsiedzi, kto na czym siedzi" - powiada znane stare polskie porzekadło.

Kto w czas wojny był folksdojczem /i kolaborował z Niemcami/, wiedziały o tym nawet wróble.

Ale

jaka jest wina córek - i wnuków?? - że miały ojca/dziadka-bandytę?

Odium nawet najcięższych win nie może się rozciągać na pokolenia
avatar
Zastanawiam się nad mechanizmami zjawiska okrucieństwa.
Czytałem kiedyś, właśnie na postawie drugiej wojny światowej i pewnego oddziału niemieckiego sądzonego za niesubordynację że dzielił się on na około 20 procent świadomych i umiejących zająć stanowisko 60 procent bezwolnych i bezrefleksyjnych, wykonawców rozkazów oraz 20 procent nadgorliwców, wyróżniających się bezwzględnością .
Socjologowie potwierdzają taki podział i w czasach wojny wychodzą na ulice ci ostatni.
Dobry tekst i ciekawa historia .
© 2010-2016 by Creative Media
×