Autor | |
Gatunek | satyra / groteska |
Forma | proza |
Data dodania | 2022-01-19 |
Poprawność językowa | - brak ocen - |
Poziom literacki | - brak ocen - |
Wyświetleń | 736 |
Od małego lubiłem kiełbasę. Dlatego pobiegłem do nowo otwartego sklepiku, jak tylko zaistniał w naszej osadzie. Już sam szyld mnie podniecił, w uwielbianym temacie kubków smakowych.
–– Dzień dobry.
–– U nas wszystko dobre.
–– Ma pan smak kiełbasy?
–– Ja?
–– Proszę mnie nie łapać…
–– Nie śmiałbym. Ja nie z tych...
–– Za słówka. Chce kupić ów specyfik. Jest?
–– Oczywiście, młodzieńcze.
–– Poproszę.
–– To kosztuje.
–– Ile?
–– Cena widoczna na ekranie.
–– Biorę.
–– Proszę… i proszę dokładnie przeczytać instrukcję obsługi, a zaś – jeśli nadal będzie pan zdecydowany – wstrzyknąć kilka kropel, dajmy na to, w dynię. Będzie miała smak kiełbasy.
–– Co za odjazd! Fajnie!
–– Pragnę też dodać, iż reklamacji nie przyjmujemy. Żadnego zwrotu pieniędzy. Jedynie wyjaśnienia gratis, w razie pytań.
–– Czort z tym. Proszę zapakować.
–– Jak łaskawy pan sobie życzy.
*
–– Dzień dobry.
–– U nas wszystko…
–– Gówno prawda, że tak się wyrażę.
–– A… to pan, co kupił smak kiełbasy. Przypominam sobie. Nie wierzę, że nie skutkuje.
–– Owszem. Skutkuję. Nie przeczę. Jednakowoż jestem niepocieszony.
–– Czytał pan instrukcje.
–– Rzuciłem okiem, to tu, to tam.
— Widocznie akurat nie tam gdzie trzeba.
–– A niby co tam stoi?
–– Chociażby to, że ów specyfik działa w pewnym zakresie… dozgonnie i wysyła fale smakowe… do wszystkich produktów spożywczych na Ziemi. Chociaż licho go wie, czy tylko do tego, co niby do jedzenia.
Może tynk ze ściany, też smakuje kiełbasą. Próbował pan?
–– Nie próbowałem i nie zamierzam.
–– Szkoda. Taka informacja mogłaby być przydatna w kwestiach marketingowych...
–– W dupie ma owe kwestie… o cholera…. Czyli, co?
–– A to, że do końca żywota, wszystko, cokolwiek pan zje, będzie miało smak kiełbasy. Oprócz kiełbasy.
–– Jak kto? Nie rozumiem.
–– Tak to działa. Próbował pan kiełbasę?
–– Nie.
–– Będzie miała smak truskawek. Każda.
–– No to mam przesrane. Nie cierpię truskawek. Od razu mam torsje. Mnie chodziło o to, żeby inne pokarmy, na jakiś czas i tylko te które wybiorę, też miały smak kiełbasy, ale kiełbasa też.
–– Ona już zawsze będzie truskawkowa. Dla pana kubków smakowych, rzecz jasna.
–– I nic się nie da zrobić. Jest jakiś wyjątek.
–– No... owszem. Proszę posłuchać…
*
— Dzień dobry.
–– U nas wszystko… o widzę, że ma pan zabandażowaną łydkę.
–– Taa… wczoraj trochę wyciąłem. Upiekłem. Smakowała sobą. Słodkawym mięsem.
–– Ale nie kiełbasą?
–– Nie. Smak podobny, a jednak inny.
–– Czyli pańska łydka zachowała… tożsamość własnego smaku?
–– Można tak powiedzieć. Nie wiem, jak inne organy. Chociaż mam wybór pomiędzy: smakiem kiełbasy – który mi zbrzydł... w czymś innym – własnym ciałem i kiełbasą truskawkową, której nie ruszę nigdy więcej. Rzygałem po niej i miałem sraczkę, jednocześnie.
–– Hmm… tylko na jak długo pana wystarczy… chyba nie chce się pan cały… obgryźć?
–– No nie.
–– Pocieszę pana, bo jak domniemam, nie doczytał pan.
–– Co nie doczytałem?
–– No właśnie. Gdyby pan doczytał, to by pan nie pytał.
–– O co?
–– Rzecz się tak przedstawia, że działanie specyfiku, tylko do pana przynależnego, ustanie za rok.
–– A później wróci do stanu… sprzed? Naprawdę?
–– Nie wróci, ale zmieni się pewien szczegół.
–– Słucham?
–– Tylko i wyłącznie, ciało innego bliźniego, będzie smakowało… jak mięso.
–– Dzięki. To zawsze jakieś pocieszenie. Bo wie pan. Kiełbasy…
–– ... wiem … truskawkowej, pan nie ruszy.