Przejdź do komentarzyRozdział 36. Kawaler Orderu Złotego Runa / koniec
Autor
Gatunekobyczajowe
Formaproza
Data dodania2022-03-10
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń570

Był moment, kiedy stał, oparłszy się plecami o drzewo, i walił lśniącą tacą po głowach swoich wrogów, to znowu nadeszła chwila, kiedy to oni  rwali z jego szyi Order Złotego Runa, a wtedy komandor charczał i jak koń motał głową. Był też taki czas, kiedy, wysoko podniósłszy archierejski krzyż z napisem *W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego*, histerycznie pokrzykiwał:


- Eksploatatorzy ludu pracującego! Krwiopijce! Sługusy kapitału! Gady jedne! - i z ust jego ciekła zabarwiona krwią ślina.


Ostap walczył o swój milion jak rzymski gladiator. Zrzucał z siebie swoich napastników i po raz kolejny wstawał z ziemi, patrząc dookoła półślepym okiem.


Oprzytomniał dopiero na lodzie z rozkwaszoną mordą, z jednym butem na nodze, bez szuby, bez złotych papierośnic zdobionych okolicznościowym napisem, bez kolekcji zegarków, bez tacy, bez waluty, bez krzyża i brylantów, bez miliona. Na wysokim brzegu rzeki stał oficer z psim futrzanym kołnierzykiem i patrzył w dół na Ostapa.


- Siguranca przeklęta! - krzyknął Bender, unosząc bosą stopę. - Pasożyty pier...one!


Tamten powoli wyjął z kabury pistolet i odciągnął lufę. Wielki Kombinator pojął, że interview*) dobiegło końca. Mocno schylając się, pokuśtykał z powrotem w stronę sowieckiego brzegu.


Jak papierosiany dym biała nadrzeczna mgła unosiła się nad Dniestrem. Rozprostowując wciąż zaciśniętą pięść, Ostap ujrzał w dłoni płaski miedziany guzik, spory pęk czyichś twardych czarnych włosów i cudem ocalały z tej bezpardonowej bitwy Order Złotego Runa. Wielki Kombinator tępo obejrzał swoje trofea oraz resztki swego bogactwa - i poszedł dalej, ślizgając się na lodowych nierównościach i krzywiąc twarz z bólu.


Raptem długi i potężny cios o armatniej mocy wywołał falowanie lodowej pokrywy. Uderzył ciepły wiatr. Bender spojrzał pod nogi i zobaczył wielką zieloną szczelinę. Lodowe plateau**), na którym się znajdował, zakołysało się i zaczęło zapadać pod wodę.


- Lody ruszyły! - w przerażeniu krzyknął. - Rzeka ruszyła, panowie przysiężni posiedzenia!


Zaczął rozpaczliwie przeskakiwać po ruchomych krach, ze wszystkich sił śpiesząc ku Ojczyźnie, z którą tak nonszalancko się żegnał jeszcze niecałą godzinę temu. Mgły wolno unosiły się z całym majestatem, ukazując ogromne gołe rozlewisko.


Po dziesięciu minutach na sowiecki brzeg wyszedł kulejąc dziwny pokrwawiony i posiniaczony człowiek bez czapki i w jednym bucie. Do nikogo się nie zwracając, gromko zawołał:


- Owacji nie trzeba! Hrabiego Monte Christo***) ze mnie jednak nie będzie. Pora przekwalifikować się na dozorcę.





K  O  N  I  E  C




1931



................................................................................



*) interview - z ang. wywiad, rozmowa /przed mikrofonem, przed kamerami/;


**) lodowe plateau - z franc. pokryta lodem równina płaska jak taca;


***) hrabia Monte Christo - bohater najwybitniejszej powieści A. Dumas`a (1802 - 1870) o tym samym tytule

  Spis treści zbioru
Komentarze (2)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
I wreszcie doczekał się tego, na co tak długo pracował.
avatar
Końcowa scena - to wręcz monumentalny teatr starogrecki.

Złoty cielec - ta przedchrystusowa, biblijna odwieczna historia, w której ważny nie jest ani Bóg, ani człowiek, a jedynie martwe złoto - to przecież alegoria skrajnego zaślepienia, które po trupach idzie, by zaspokoić swoją żądzę posiadania.

Wbrew celowo tutaj przez obu Autorów przyjętej wesołej literackiej konwencji w typie "humor i satyra" "Złoty cielec" to bardzo mroczna powieść.

Cały wysiłek wielu ojców i matek idzie w zaprzepaszczenie, a ogromny potencjał zdrowych na ciele i umyśle ludzi z tzw. marginesu społecznego - w dym.

Szkoda. Wielka szkoda - i strata. Wielki Kombinator z tym swoim ptasim rozumkiem nawet się nie umywa do zwykłego pluszowego Kubusia Puchatka
© 2010-2016 by Creative Media
×