Autor | |
Gatunek | obyczajowe |
Forma | proza |
Data dodania | 2023-07-19 |
Poprawność językowa | - brak ocen - |
Poziom literacki | - brak ocen - |
Wyświetleń | 309 |
Rozdział trzynasty – Nadmorski trop.
Szesnasty lipca, niedziela.
Czy to był sen? A może to majaki? W trakcie upałów bardzo łatwo o halucynacje. Obudziłam się około piątej rano. Już wtedy czuć było zapowiadający się upał, lecz mogłam jeszcze śmiało szukać orzeźwienia na zewnątrz. Na szczęście wszyscy domownicy jeszcze spali. Z tą myślą poczułam się lepiej. Niestety poprzedniego wieczoru mama po raz kolejny odstawiła balkonik na korytarz. A kij tam! Pomyślałam sobie, że pójdę na czworakach. W końcu o tej porze nikt mnie nie zobaczy. Ubrałam dłuższe spodnie od piżamy, po czym ruszyłam na taras. Dobrze, że na noc zostawiam lekko uchylone drzwi balkonowe. Na miejscu wdrapałam się na ulubione krzesło, to stojące tuż przy ścianie. Ledwo usiadłam, a usłyszałam klakson. Ktoś mnie wołał. Sergiusz! Poczułam zdradliwe ciepło na policzkach. Pewnie widział mnie podczas raczkowania! Gołym okiem można było zauważyć, że rodzina Kowalów wyjeżdża na wakacje. Tył samochodu był szczelnie zapakowany, na dachu dobrze przyczepione, stały dwa rowery. Sergiusz się do mnie uśmiechnął! Lubi mnie! Chociaż trochę! Chwilę potem odjechali w siną dal, a ja do końca dnia miałam dobry humor. Nawet przestałam przejmować się tym, że zostałam przyłapana na raczkowaniu. Zresztą, co z tego? Pewnie w swojej fizjoterapeutycznej karierze nie takie rzeczy widział.
Siedemnasty lipca, poniedziałek.
Dziś grzało trochę mniej niż wczoraj, lecz wciąż na tyle mocno, by nie chcieć wychodzić z pomieszczenia, w którym znajduje się wiatrak. Około dziewiątej rano przyjechała do nas pani Ela Kozłowska z synem. Oczywiście Wiktor od razu został ulokowany w moim pokoju! Rzecz jasna bez uprzedniego zapytania mnie o pozwolenie. Żałowałam, że nie było z nami Laury. Jest mega towarzyska, zagada każdego. Tymczasem moje umiejętności społeczne mocno przypominają te typowo autystyczne. Niestety Laura nie mogła być z nami. Tadeusz nakazał córce uczyć się codziennie od ósmej rano do dwunastej. Jeśli mama była o tej porze w domu, skrupulatnie pilnowała czy jej młodsza latorośl się należycie pogłębia wiedzę.
W milczeniu z Wiktorem korzystaliśmy więc z dobrodziejstw wiatraka. Ja na moim łóżku, on natomiast na podłodze. Kozłowski jakby czytał mi w myślach, bo po dłuższej chwili podzielił się z myślą, podobną do tej, którą miałam wtedy w głowie.
- Też nie mam pojęcia, dlaczego one tak trzymają nas razem. Pewnie obie myślą, że skoro jesteśmy niepełnosprawni to i podobni charakterologicznie. Według naszych matek więc oczywistością jest to, że zostaniemy najlepszymi przyjaciółmi. To trochę taka nieuświadomiona dyskryminacja z ich strony, nie sądzisz?
Nic mu nie odpowiedziałam. Kiedy na niego patrzyłam, ciągle myślałam o tym, jakim obleśnym stalkerem jest! Z jednej strony chciałam mu powiedzieć, że wiem o tych zdjęciach, z drugiej jakoś nie mogłam się przełamać, a z trzeciej nie potrafiłam poruszyć z nim żadnego innego tematu.
Z niezręcznej sytuacja uratowała nas mama. Jak zwykle wszystko jej nie pasowało. Zaczęłam żałować tego ratunku niemal natychmiast.
- Aniela do cholery! Gościa sadzasz na podłodze?! Gdzie ty masz rozum?!
- Sam się zgodził do cholery! - Nie wytrzymałam. Musiałam krzyknąć. Mama spojrzała na mnie przeciągle. Chciałam wyczytać, to co mówiła jej twarz, ale od zawsze mam ogromne kłopoty z odczytywaniem mimiki u innych. Udaję mi się to tylko wtedy, gdy emocje na twarzy rozmówcy są ewidentnie skrajne.
Wiktor usiadł obok mnie na łóżku. Chyba po to, aby załagodzić konflikt.
- Mniejsza z tym. – Mamie wyjątkowo nie chciało się dziś kłócić, bo machnęła ręką. - Chciałam was tylko poinformować o tym, że ja i Tadek wyjeżdżamy na pierwsze dwa tygodnie sierpnia. Tadek dostał wtedy urlop. Ty i Laura zostaniecie tutaj. Laurka miała z nami jechać, ale musi się uczyć. O nic się nie martw. Na czas naszych wakacji Wiktor i Ela tu się wprowadzą. Ty przez ten czas będziesz dzieliła pokój z siostrą. Ela będzie wozić cię na rehabilitację
Już chciałam zaprotestować. Ostatnie co chciałam to dzielić mieszkanie z szalonym stalkerem oraz łóżko z postrzeloną małolatą. Już miałam się odezwać, lecz Wiktor powstrzymał mnie gestem ręki. Nastolatek zaczął nowy, lecz jednocześnie pokrewny temat rozmowy.
- A gdzie państwo jadą? Może nad morze ? - Byłam zaskoczona. Wbiłam w niego wzrok, więc szybko uzupełnił wypowiedź. – Pytam, bo Sergiusz z rodziną właśnie tam pojechali w tę niedzielę. Może jadą państwo do tej samej miejscowości?
Pytanie było całkiem zwyczajne, lecz mama natychmiastowo poczerwieniała na twarzy.
- Nie, nigdy nie pojadę już nad morze. Mam stamtąd złe wspomnienia związane z pewną znajomą. - Odparła dumnie. - Jedziemy na Mazury. - Wstała i skierowała się ku wyjściu, lecz najwyraźniej coś jej się przypomniało. - Piątego września idziemy na wesele do Gośki, tej chrześnicy Tadka. Wiktor będzie twoją osobą towarzyszącą. - Dopiero po przekazaniu tego komunikatu wyszła.
Dlaczego mam iść na wesele dziewuchy, którą widziałam tylko raz w życiu?! I czemu akurat z Wiktorem?! Nastolatek wytrącił mnie z huraganu myśli.
- Widziałaś, jak się zagotowała, gdy zapytałem o morze? Ta cała historia ze znajomą musiała ją mocno ruszyć! Gdybyś nie powstała relatywnie krótko po zrobieniu tamtej fotografii, byłbym pewien, że chodzi tu o jakaś zakazaną lesbijską miłość.
- Co ty bredzisz?!
- I nie oburzaj się tak na nasze wspólne wakacje. - Na Wiktorze moje wybuchy złości najwidoczniej nie robiły najmniejszego wrażenia. - Nie widzisz, że to wielka szansa na odkrycie kim jest twój stary? Będziemy mogli przekopać cały dom! A co do wesela, to się nie martw. Spróbuję się z tego wymiksować. Też nie lubię takich imprez.
Niechętnie przyznałam mu rację.
Dziewiętnasty lipca, środa.
Znów jest gorąco! Nie aż tak, by mdleć z powodu upałów, lecz na tyle, by z czystym sumieniem siedzieć przy laptopie w towarzystwie wiatraka. Nie wiem, co mnie ruszyło, ale weszłam na facebookowy profil gabinetu rehabilitacyjnego, w którym pracują teraz Ada i Paweł. Obejrzałam wszystkie zdjęcia związane z tym miejscem. Zarówno te na profilu, jak i odpowiednio oznaczone przez rodziców małych pacjentów. Na wszystkich moi przyjaciele wydają się zadowoleni z tego, gdzie i z kim są. Może już o mnie zapomnieli? W końcu mają prawo, po tym, co im zrobiłam. Zresztą, czas robi swoje. Mają teraz inne, lepsze życie. Coraz rzadziej do mnie piszą. A może zawsze byłam dla nich tylko pacjentką i dalszą znajomą? Może całe życie tkwię w iluzji?