Przejdź do komentarzyKoń trojański
Tekst 65 z 75 ze zbioru: Opowieści o ludziach i miejscach
Autor
Gatunekhistoryczne
Formaproza
Data dodania2023-08-28
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń448

Niedawno obejrzałem w telewizji program na temat konia trojańskiego, w którym znawcy dawnego uzbrojenia i metod walki dyskutowali o tym, czym był ten koń i czy faktycznie użyto go do zdobycia Troi. Zastanawiali się, czy w rzeczywistości nie był to olbrzymi taran lub wieża oblężnicza, ale odrzucili te pomysły. Pozostali więc przy drewnianym koniu z ukrytymi w nim greckimi wojownikami, którego Trojanie na własną zgubę wciągnęli do miasta. Dyskutowali prawie godzinę, a na końcu stwierdzili, że nie ma naukowych dowodów na istnienie konia trojańskiego, ale nie ma też dowodów na to, że był on tylko wymysłem starożytnych autorów.

Po tym programie pomyślałem, że skoro fachowcy nic pewnego nie wiedzą, to i moje zdanie nic w tej sprawie nie zmieni, ale przynajmniej puszczę sobie wodze fantazji.

Zacznę od tego, że nie wierzę, żeby Trojanie byli aż tak głupi, by wciągnąć do miasta jakąś koniopodobną maszkarę, przyciągniętą ni stąd ni zowąd przed bramę przez odchodzących wrogów, a historię z koniem wymyślili Grecy, by pokazać, jak to oni zrobili „w konia” naiwnych Trojan.

Uważam, że żadnego konia nie było, a Troja padła w wyniku zdrady.

Jak uczy historia, twierdzę można zdobyć przez zaskoczenie, oblegając ją i szturmując mury, głodem, podstępem lub w wyniku zdrady obrońców.

W przypadku Troi zaskoczenia nie było, bo napastnicy przypłynęli na wielu okrętach, które już z daleka były widoczne. Grecy więc musieli Troję oblegać i próbować brać ją szturmem.

Czy było ich za mało, czy też tak się wtedy wojowało, ale Grecy nie otoczyli miasta i nie odcięli go od zaopatrzenia. Założyli jedynie warowny obóz nad morzem przy swoich okrętach i stamtąd dokonywali ataków na miasto. Podchodzili pod mury, Trojanie wychodzili im naprzeciw i zaczynała się walka. Gdy przeważali najeźdźcy, obrońcy kryli się za murami miasta, których Grecy nie byli w stanie sforsować. Wtedy odstępowali i potyczka się kończyła. Gdy górą byli Trojanie, Grecy uciekali do swojego obozu, którego z kolei miejscowi nie mogli zdobyć i wracali do miasta. I tak w koło Macieju przez wiele lat.

Pod względem militarnym sytuacja była patowa, ale mentalnie przewagę mieli Trojanie, którzy - choć oblężeni - w przerwach pomiędzy starciami wychodzili za mury i poruszali się oraz zaopatrywali na znanym sobie terenie. Po powrocie do miasta zaś przebywali wśród bliskich w swoich domach. Grecy też zaopatrywali się w tej okolicy, ale była ona im obca i nieprzychylna, a mieszkali w namiotach lub pod gołym niebem z dala od swoich ziem i rodzin. Walki nie przynosiły im spodziewanych łupów, a wielu z nich padło nawet ich nie powąchawszy. Sytuacja najeźdźców z dnia na dzień stawała się gorsza i zapewne niejeden - gdyby tylko mógł - podniósłby żagiel i odpłynął do swoich. Greccy wodzowie byli w większości wojownikami, którzy - jak Ajax czy Achilles - poza walką niewiele więcej umieli. Jedynie dwóch z nich miało więcej oleju w głowach: Nestor i Odyseusz. Nestor by już za stary na takie wyprawy, więc mało walczył, ale starał się godzić skłóconych wiecznie towarzyszy, natomiast Odyseusz kombinował, jak by tu odwrócić losy wojny.

Jako się rzekło, Grecy nie otoczyli miasta i Trojanie mogli poruszać się po okolicy, żeby zaopatrywać się w żywność. Grecy robili to samo i zapewne nieraz dochodziło do „nieformalnych” spotkań przedstawicieli obu stron i właśnie te spotkania postanowił wykorzystać Odyseusz.

– Gdy spotkacie Trojan, to nie sięgajcie od razu po miecze, ale spróbujcie z nimi pogadać – przykazał swoim ludziom.

Następnie pouczył ich, co mają mówić, żeby wzbudzać w Trojanach wątpliwości co do sensu dalszego oporu. Wiedział, że to dotrze za mury i że tam znajdą się ludzie, którzy będą skłonni do kapitulacji. Liczył też, że wśród nich znajdzie jakaś znaczniejsza, znająca twierdzę i jej słabe punkty osoba. Co więcej, on tę osobę już sobie nawet upatrzył, a był nią Eneasz.

Był to syn Anchizesa króla sąsiadującego z Troją państwa-miasta Dardanus. Ożeniwszy się z córką króla Priama Kreuzą, nie wziął jej do siebie, ale zamieszkał w pałacu teścia i gdy przyszło do wojny, siłą rzeczy musiał walczyć w obronie Troi.

Zajrzyjmy zatem do Iliady i zobaczmy, jak jego wojenne czyny opisuje Homer.

Otóż raz widzimy Eneasza w walce z Diomedesem, podczas której zostaje ranny i traci swój rydwan wraz z końmi. Zapewne straciłby i życie, gdyby z pola walki nie wynieśli go bogowie. Oni też go wyleczyli i odstawili z powrotem do Troi.

Następnym razem przyłapujemy Eneasza, gdy w czasie walki nagle stanął oko w oko Achillesem. Już zbierał się do ucieczki, ale Posejdon mu pomógł, przesłaniając mgłą oczy Achillesa i umożliwiając „honorowe” ulotnienie się Eneasza z pola bitwy.

Więcej istotnych scen bitewnych z udziałem Eneasza w Iliadzie nie ma, a w wyżej przytoczonych spisał się on nie najlepiej.

Uczciwie mówiąc, sytuacja Eneasza była nieciekawa. Pochodził co prawda z królewskiego rodu, ale gdzie mu było do rodu Priama. Na dodatek chyba coś złego musiało się wydarzyć w jego rodzinnym mieście, bo w Troi zamieszkał też jego ojciec Anchizes - bądź co bądź król Dardanus. Mieszkali więc obaj na łaskawym chlebie u Priama. Teść chyba nie za bardzo cenił zięcia, bo Homer w jednym z ustępów swojego utworu pisze, że Eneasz stał „w tyle wojska” i „nie bił on się wcale”, ponieważ miał żal do Priama o to, że tamten „usług jego nie szacował szczerze”. Taki mąż zapewne też nie zachwycał Kreuzy, zapatrzonej w swojego wspaniałego brata Hektora.

Odyseusz nie były sobą, gdyby tego wszystkiego nie wiedział. Dlatego też uznał Eneasza za człowieka, którego można przkabacić i wszelkimi sposobami dążył do spotkania z nim sam na sam. Zapewne sporo czasu upłynęło, zanim Odyseusz i Eneasz się spotkali, ale gdy do tego doszło, wtedy król Itaki wyłożył kawę na ławę:

– Nie odstąpimy, dopóki Troja nie padnie, a wtedy wyrżniemy całą rodzinę Priama. Zabijemy też twoją żonę, ojca, jedynego synka i ciebie na końcu. Chcesz tego? Chcesz ginąć za nieprzychylnego ci Priama i za Troję? Przecież to nie twoje miasto i nie twoja wojna. Troi już nie uratujesz, ratuj więc chociaż siebie i rodzinę. Możesz to zrobić, jeśli nam pomożesz dostać się do miasta. W zamian za to umożliwimy tobie, twojej rodzinie i wszystkim twoim ludziom bezpieczne wyjście z Troi i odejście, dokąd będziecie chcieli. Na dodatek dostaniesz taki sam udział w łupach, jak ja i każdy z naszych wodzów. Pomyśl o tym, bo czas upadku Troi jest bliski.

Po takiej propozycji Eneasz miał o czym myśleć. Zastanawiał się długo, ale w końcu się zgodził i partnerzy spotkali się ponownie, żeby uzgodnić plan działania. Nie rozmawiali wtedy o żadnym koniu, bo mając w Troi takiego kreta, Grecy już konia nie potrzebowali. Ustalili natomiast kiedy i którędy Grecy dostaną się do miasta, oraz niezbędne hasła oraz znaki. W wyniku tego uzgodnionej nocy Eneasz wpuścił ich do Troi i w mieście rozpętało się piekło.

Pośród rzezi i grabieży Eneasz z rodziną i towarzyszami został bezpiecznie wyprowadzony przez ludzi Odyseusza za mury Troi. Dopiero tam Kreuza zrozumiała, co zrobił jej mąż i na swoją zgubę zawróciła do miasta. Eneasz próbował jej szukać, ale zrezygnował i udał się na umówione miejsce w okolicy świętej góry Ida, gdzie poczekał na należne mu wynagrodzenie. Otrzymawszy je, zbudował okręty i wyruszył w długoletnią podróż, zakończoną lądowaniem w Italii.

W ten oto sposób, manipulując tendencyjnie danymi, zrobiłem z antycznego bohatera zdrajcę. Jakie to proste.






  Spis treści zbioru
Komentarze (6)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
Takich nierozstrzygniętych wątpliwości jest wiele i tak chyba pozostanie.
avatar
Tak naprawdę "koń trojański" jest starogrecką metaforą wszystkiego tego, czego od zawsze nikt nie chce: zdrajców, trolli, raka trzustki, niechcianej ciąży, V kolumny, ciosu w plecy, rdzy zbożowej itp., itp.
avatar
Janko, dziękuję za odwiedziny i celne podsumowanie mojego tekstu.
Pozdrawiam.
avatar
Belino, dziękuję za odwiedziny i komentarz.
Tak mi się też wydaje, że koń trojański jest tym, o czy piszesz.
Pozdrawiam.
avatar
Czy warto analizować historię która bardziej jest już legendą. Tam nic nie ma pewnego bo z tego co pamiętam od wojny do spisania mogło minąć nawet 700 lat. Przypuszczalnie Homer wpakował wiele wątków z różnych wypraw w jedną Iliadę i Odyseję.
avatar
Rozar, dziękuję za odwiedziny.
Warto, nie warto, ale pobawić się można.
© 2010-2016 by Creative Media
×