Autor | |
Gatunek | poezja |
Forma | wiersz biały |
Data dodania | 2024-05-23 |
Poprawność językowa | - brak ocen - |
Poziom literacki | - brak ocen - |
Wyświetleń | 193 |
jest dość nieprzyjemnie, wręcz ordynarnie pokacowo,
klimat w pokoju schnie na wiór. siedzę na bezwódczu
i czuję, jak przenikają mnie szybkopędne obrazy.
na przykład taka wiewiórka, niemal do reszty
wjeżdżona w asfalt. tylko ogon jako tako się ostał.
i falowała ta martwa kita, poruszana pędem powietrza,
gdy przetaczały się obok i nad nią, auta.
znowu wizualizuje mi się dzieciństwo. zarazem
chcę pełni dorosłości. takiej bez trzymanki i na chama.
o, ludzie się schodzą. cali z powietrza. deszyfranci
moich kolorowych wizyjek, niewidzialni przyjaciele,
panie o małpich twarzach jak u Bukowskiego,
prawilne ziomeczki w szmizjerkach.
parytety – do parteru! niech tylko ksobne się liczy,
dreszcz leci z absurdalnie wielką prędkością
przez trawione gorącem ciała.
musi być agresywniej i z głębi, jakby markiz de Sade,
siedząc na plecach Walaszka, pisał scenariusz nowego
odcinka Matysiaków! abyśmy wydobyli z wnętrz
całe pokłady pozornie niespajalnego, cisnęli sobie
w twarze bryłkami tego urobku!
parę złych wiadomości: dziecko zaczęło rosnąć
w oku naszej wspólnej koleżanki. trzeba je wybrać,
ranę przemyć tequilą lub octem. jeden z kumpli
wspominał coś o zdolności kredytowej,
WIBOR-ze. no i się doigrał.
musimy mu przyszyć do głowy kolorową
czapeczkę ze śmigiełkiem (widziałem takie
u dzieciaków na amerykańskich filmach)
i zamknąć gnojka w jednoosobowej kapsule
(nie wiem, skąd wziąć! może zrobimy z toi-toia!),
aby posiedział sam ze sobą,
nauczył się szczeniackiego egocentryzmu.
a tak poważnie: nic nie trzeba. kruszą się ściany,
pęka strop tej dyskoteki. nawet mżawka podeschła.
ostatnie strugi, ciurkotliwie ściekające z fal
eternitu, niosą powtarzający się obraz:
ja mozolący się nad listem, który zamierzam
wrzucić do butelki. i cisnąć nią
w rozkołysaną przestrzeń.
ja pochylony nad kartką, o głowie rozpłaszczanej
przez zwały piachu nasuwające się na skronie.