Autor | |
Gatunek | fantasy / SF |
Forma | proza |
Data dodania | 2013-06-26 |
Poprawność językowa | - brak ocen - |
Poziom literacki | - brak ocen - |
Wyświetleń | 2370 |
Siedziba Salvadora była ogromna niemal jak dwa boiska do piłki nożnej razem wzięte. Esther szła wydeptaną ścieżką prosto do ogromnych drzwi, które pokrywały różne dziwne zdobienia. Rozmasowała kark i weszła do środka. Udała się na górę po schodach. Chciała znaleźć informatora w dwa dni, ale chyba nie zrobi tego tak szybko jak myślała na początku. David, mimo, że był człowiekiem, działał szybko. Westchnęła i wchodząc do komnaty, którą zajmowała, ściągnęła z siebie płaszcz, który rzuciła na łóżko. Przetarła dłonią twarz i pozbawiając siebie ubrań, przeszła do łazienki. Gorący prysznic powinien rozluźnić napięte dotąd mięśnie i oczyścić umysł.
Woda smagała jej ciało i moczyła czerwone włosy, z których spływała farba. Schwyciła końcówkę włosów w palce i zmarszczyła nieznacznie brwi. Znowu czeka ją farbowanie.
Wychodząc spod prysznica owinęła się białym ręcznikiem i wróciła do pokoju.
Na łóżku siedział Dean Salvador. Czarne włosy mężczyzny opadały na jego ramiona, a niektóre pasma zasłaniały część twarzy. Skórzana kurtka, którą miał na sobie przylegała mocno do pleców mężczyzny jakby miała zaraz pęknąć. Dean wstał, zaczesując dłonią przydługawe włosy do tyłu.
-Szybko wróciłaś. Co z informatorem?- zapytał, zerkając kątem oka na sylwetkę Esther.
-Dowiedziałam się kilku nieistotnych rzeczy. Ważne jest, że robił interesy z nami jak i wilkołakami. Pewnym, więc jest, że znając nasze sekrety może wiele zażądać. Jak mogłeś być taki głupi i pozwolić człowiekowi dowiedzieć się o nas czegoś więcej niż to konieczne?
Esther zmarszczyła brwi. Podeszła do szafy. Z dolnej półki wyciągnęła bieliznę. Zrzuciła z siebie puchowy ręcznik, a ten opadł wolno na dywan.
-Nie podejrzewałem, że David może okazać się zdrajcą.- Dean nie spuszczał wzroku z dziewczyny, która ubierała właśnie czarną bieliznę.- Po drugie sama mówiłaś, że można mu zaufać.
Krutch przeklęła pod nosem. To prawda, powiedziała to może jakieś cztery miesiące temu, a teraz David ot tak znika. Zacisnęła palce na jednym z ramiączek biustonosza. Do tej pory nie myślała o Davidzie jak o wrogu, ale im dłużej go szukała tym wiedziała, że mężczyzna dokonał wyboru, chcąc po prostu oderwać się od wojny wampirów z wilkołakami.
-Teraz nie pozostaje nam nic innego jak po prostu go znaleźć i… Zabić.- odparła. Sięgnęła po koszulkę i sprane jeansy. Ubrała się i spojrzała na Deana. Salvador wydawał się być zamyślony, przez co na jego czole pojawiło się kilka zmarszczek.
-Nie zabijemy go, a przemienimy.- powiedział w końcu. Esther wyczuła w powietrzu dziwne wibracje. Spojrzała na Deana, marszcząc groźnie brwi.
-Zwariowałeś ? Przecież Dean, nie mo…
-Tym, który rządzi jestem ja. Tym, którego masz słuchać jestem ja i tego, którego rozkazy masz wykonywać także jestem ja.- przerwał jej ostro.- Jesteśmy przyjaciółmi, oboje to wiemy, ale pozwól, że sam zajmę się Davidem, skoro ty jesteś w tej grze tylko pionkiem, figurą poświęcenia.
-Figurą poświęcenia, co? – prychnęła. Minęła Salvadora, ich ramiona zetknęły się przez krótki moment, a potem Esther wyszła z pokoju, trzaskając drzwiami. Ogarnęły nią dziwne uczucia. Skoro była tylko figurą w rękach Salvadora, to właściwie, po co żyła? Zza czasów Charlesa nikt nie odczuwał przepaści między Królem, a podwładnymi. Charles sam, bowiem powtarzał wiele razy, że wszyscy są jego dziećmi, że ich kocha, ale to zupełnie inna sprawa.
Zawinęła kosmyk mokrych włosów za ucho i ruszyła w stronę Krypty. Szła szybko, niemal biegła. Musiała zobaczyć Charlesa. Opowiedzieć mu o tym, choć pewnie nie uzyska odpowiedzi ani pocieszenia. Charles miał rządzić dopiero za dwieście lat, a do tego czasu władzę pełnił Dean. Prychnęła mimowolnie pod nosem.
Weszła do środka, przez masywne metaliczne drzwi i zamknęła za sobą. Nie chciałaby ktoś jej przeszkadzał. Esther objęła Kryptę wzrokiem. W pomieszczeniu panował półmrok, jedynie przez czarne zasłony, które widniały przy każdym oknie, wpadały nikłe promienie słońca. Postąpiła kilka kroków do przodu. Stanęła przed dużą trumną. W niej leżał śpiący mężczyzna, w którego ciało powbijano kilkadziesiąt rurek, przez które płynęła krew od dziwnego urządzenia przytwierdzonego do sufitu do krwiobiegu.
Esther spojrzała z troską na twarz mężczyzny. Trupioblady kolor, kontrastował z fioletowymi żyłami, które widoczne były pod skórą. A mimo tego, Charles wyglądał spokojnie, niemal jakby sen był dla niego ukojeniem po latach cierpienia.
-Charles…- Krutch złapała w dłoń rękę śpiącego.- Tyle rzeczy wydarzyło się pod twoją nieobecność. Dean, ogłupiał. Zaufał człowiekowi, a nigdy nie powinien tego robić. Co poradzić, Charles ?
Wstrzymała na chwilę oddech i gorączkowo wlepiła wzrok w twarz Charlesa. Przez chwilę myślała nawet, że mężczyzna za chwilę otworzy oczy, uśmiechnie się i wstanie, jednak z upływem kolejnych minut to pragnienie wygasło. Charles się nie obudzi, nie teraz.
~*~
Siedząc w swoim mercedesie Esther dokładnie obserwowała jak banda mężczyzn znęca się nad jakąś dziewczyną. Zazwyczaj nie interesowała się takimi rzeczami. Usadowiła papierosa w kąciku ust i podpaliła, po czym zapalniczkę rzuciła na tylne siedzenie. Zmrużyła oczy. Wątła blondyna wyrwała się mężczyznom, ale nie na długo, bo zaraz jakiś grubas, schwycił ją za nadgarstek i z impetem popchnął na chropowatą ścianę.
Krutch warknęła coś pod nosem. Nie powinna się wtrącać, ale kiedy zobaczyła, że dziewczyna posiada białe skrzydła z tyłu pleców, coś w niej pękło. Blondynka musiała być jednym z eksperymentów jakiegoś popieprzonego doktorka. Teraz takich dziwadeł było pełno.
Wysiadła z auta, poprawiła płaszcz i ruszyła w stronę mężczyzn. Sięgnęła do kabury po broń. Wiedziała, bowiem, że raczej nie wyciągnie dziewczyny z łapsk tych zboczeńców bez użycia siły.
-Hej, panowie, zostawcie ją.- odezwała się. Wypluła papierosa na chodnik i przydepnęła go, patrząc na trzęsące się ze strachu ciało blondynki. Kąciki ust Esther zadrżały, tworząc coś na wzór delikatnego uśmiechu.
-Co się wtrącasz?! A może chcesz się z nią zamienić? Ty też możesz być - jeden z mężczyzn podszedł bliżej Esther z obrzydliwym uśmiechem. Wyciągnął dłoń przed siebie i już miał dotknąć włosów Krutch, kiedy ta przystawiła lufę pistoletu do jego czoła.
-Nie mam zamiaru się z nikim zamieniać.- pociągnęła za spust. Krew rozprysła się we wszystkich możliwych kierunkach, brudząc ściany i chodnik. Kilka kropel czerwonej cieczy pojawiło się na dłoni i koszulce Esther. Ciało mężczyzny upadło z hukiem, tuż przy nogach Krutch.
-Dziwka !-wrzasnął drugi. Był masywnym mężczyzną o kruczoczarnych włosach.-Sama tego chciałaś, suko !- uśmiechnął się od ucha do ucha, a z kieszeni podziurawionej marynarki, wyciągnął nóż sprężynowy.
Esther zerknęła na blondynkę, która teraz przylgnęła do ściany, ukrywając twarz w drobnych dłoniach. Przeklęła pod nosem. Dzieciak jest wystraszony. Podeszła do mężczyzny i szybkim ruchem, pozbawiła go broni. I za nim nóż opadł na podłoże, Esther władowała w łeb czarnowłosego kulkę.
-Któryś jeszcze ?-zmarszczyła groźnie brwi, patrząc po pozostałych. Za nim podeszła do blondynki, uliczka zupełnie opustoszała. Krew zdobiła chropowate ściany, przeplatając się z szarą mazią- najprawdopodobniej resztką mózgu. Schowała broń do kabury i przykucnęła przed blondynką.
Dziewczyna uniosła wzrok na twarz Esther.
-Jak się nazywasz ?-zapytała Krutch, wpatrując się w jasnoniebieskie tęczówki nieznajomej. Przypominały jej nieco niebo.
-Jay…- wyszeptała drżącym głosem, zaciskając szczupłe palce na brudnej sukience. Esther westchnęła i pomogła wstać dziewczynie.- Chcesz mnie oddać ?
Krutch otworzyła szerzej oczy z postawionego przed nią pytania. Nie znała odpowiedzi. Spojrzała na blondynkę i pokręciła z wolna głową. U Salvadora nie będzie bezpieczna, więc nawet nie warto tam jechać. Jedynym w miarę dobrym miejscem dla Jay wydawał się być dom Katherine.
-Zabiorę cię w bezpieczne miejsce. Moja przyjaciółka się tobą zajmie.- oznajmiła. Ściągnęła z siebie płaszcz i podała go Jay.- Nie chcę żeby ktoś zauważył twoje skrzydła. Mutanty takie jak ty są dzisiaj wysoko cenione.
Esther przyjrzała się wystającym skrzydłom dziewczyny, których piórka były nieskazitelnie białe, a gdyby spojrzeć pod światło mieniłyby się srebrem. Jay ubrała skórzany płaszcz, który był na nią o wiele za duży. Wyglądała jakby miała na sobie worek.
Wyszły z uliczki, a Krutch poprowadziła blondynkę do swojego auta. Usiadła za kierownicą i poczekała aż Jay usadowi się na siedzeniu i zapnie pasy.
-Masz. Zjedz.- Esther sięgnęła po papierową torbę na tylnie siedzenie. W środku były dwa pączki, które kupiła dziś rano w cukierni.
-Dziękuje.- Jay schwyciła w dłonie torebkę i wyciągnęła słodki przysmak. Oblizała delikatnie dolną wargę i za nim Krutch odpaliła silnik, ta już zdążyła zanurzyć zęby w pączku.
Droga do domu Katherine była prosta, a Esther spokojnie jechała powyżej 120/h bez zbędnych ceregieli z policją. Co jakiś czas zerkała na śpiącą Jay, która po zjedzeniu pączków od razu przysnęła, wtulając się w płaszcz, jaki jej dała. Blondynka wyglądała jak zagubione dziecko.
Esther poczuła nikłe wibracje przy boku. Telefon. Schwyciła komórkę i spojrzała na wyświetlacz. Sms od Deana. Prychnęła i od razu usunęła wiadomość, nie czytając jej treści. Była w końcu tylko figurą poświęcenia. Odrzuciła telefon na tylne siedzenie. Nie chciała na razie mieć kontaktu z Salvadorem.
~*~
Po godzinnej jeździe, Esther zaparkowała mercedesa pod dużą posiadłością. Dom, choć piękny był już stary, mógł mieć około dwustu lat. Był w dobrym stanie, ale to tylko dzięki Katherine, która miała obsesje na punkcie porządku. Pod tym względem była prawdziwą dziwaczką.
-Jay, obudź się…- szturchnęła ramię blondynki. Wysiadła z auta i rozciągnęła się by rozruszać kości. Esther rozmasowała skronie. Martwiła się nieco tym, że zaniedbuje poszukiwania Davida, jednak w pewien sposób czuła, że mężczyzna sam wpadnie w jej ręce.
-Wszystko w porządku?-zapytała Jay, która uważnie lustrowała sylwetkę czerwonowłosej. Zagryzła lekko dolną wargę.
-Nie przejmuj się mną.-uśmiechnęła się lekko do dziewczyny.- Wejdźmy do środka. Kate, na pewno dobrze się tobą zajmie.
Wsadziła dłonie do kieszeni jeansów i ruszyła do drzwi. Spojrzała przez ramię do tyłu. Jay powoli wlekła się za nią jakby bała się tego, co czeka ją w środku domu.
Nagle i Esther poczuła coś dziwnego. Dziwnie przerażającego, co wywołało u niej nieprzyjemny dreszcz. Chłód wspiął się po plecach Esther i złożył soczysty pocałunek na karku. Zmrużyła oczy i uniosła wzrok na dom. Wysiliła się by dostrzec jakiś cień w środku przez okna, które nie były zasłonięte firankami lub zasłonami.
-Boję się.- Jay podeszła szybko do Krutch i złapała dłoń dziewczyny. Przełknęła z trudem ślinę.- Co się dzieje? Czuję dziwny zapach.
-Jaki zapach? Opisz go.- poprosiła szybko, spoglądając na blondynkę.
-Gnijącego mięsa.- szepnęła.
Esther pokręciła z niedowierzaniem głową, kiedy spod ziemi zaczęła wypływać czarna poświata. Teraz i ona czuła ten zapach, który przyprawiał o wymioty. Złapała za broń.