Autor | |
Gatunek | obyczajowe |
Forma | proza |
Data dodania | 2015-01-09 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 2644 |
DYSONANSOWE ĆWICZENIE
Tak się bawiliśmy kiedyś – w czasach przed ekspansją telefonii komórkowej.
W latach ’80 większość miała na przegubach zegarki. Niektórzy dostali je na komunię, inni je dostali, by się nie wyróżniać i nie podlegać ostracyzmowi środowiskowemu. Kiedy więc chciało się wiedzieć, która jest godzina, spoglądało się na prawy lub lewy przegub, na cyferblat. A kiedy ktoś nie miał zegarka, pytał przechodnia: przepraszam, która jest godzina?
Nie dojdę do tego, kto wpadł na ten diaboliczny pomysł. Ale jak zaraza rozniosło się to wśród znajomych. Ustawić wskazówki zegarka o … ileś tam minut w przód, w tył do aktualnego czasu. I potem oglądać te zdziwione twarze, którym podsunięto zegarek pod oczy. A na nim całkiem inna godzina, niż ta, o której informuje zaczepiony młody człowiek.
Bo sztuką było pamiętać i w momencie podać prawdziwą godzinę. Wiedzieć i potrafić błyskawicznie obliczyć, w momencie, bo wskazówki są przestawione o 8 minut. O minut 5, albo 10. Albo – jak to robił jeden z kolegów – o godzinę i 16 minut. Czemu akurat tyle? A czemu nie? Widzicie te miny, kiedy podsuwał przechodniowi pod twarz cyferblat, a na nim układ wskazówek nijak się miał do podanej przez niego informacji o tym, która jest godzina?
Bo patrzysz na cyferblat, który wskazuje 15:40 i mówisz, że jest 15: 16, bo wskazówki są pchnięte o 24 minuty.
Bo to mój jest zegarek i to ja rządzę jego czasem. Takie ćwiczenie. Pamięci. Matematyczne.
oceny: bezbłędne / znakomite
Kiedyś zaczepiła mnie jedna śpiesząca się bardzo pani, zapytawszy o godzinę. Zanim odpowiedziałam, ta popatrzyła na mojego ukochanego Tissota i pognała gubiąc swoje wszystkie nogi ;) Idąca ze mną koleżanka bardzo się zmartwiła, że pani może nie zdążyć na autobus.
Uspokoiłam ją. Nie tylko, że zdążyła, ale być może jeszcze nawet sobie wygodnie usiadła :-)))