Autor | |
Gatunek | satyra / groteska |
Forma | proza |
Data dodania | 2017-07-24 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 1920 |
Detektyw i komisarz przybyli na miejsce zbrodni. Pod drzewem znaleźli nieruchomo leżące ciało.
- Czy to...? - zaczął detektyw.
- Nie, to tylko śpiący funkcjonariusz. Zwłoki są nieco dalej.
Przeszli jeszcze kawałek, aż dotarli nad rzekę, gdzie często kąpali się nielegalni chińscy imigranci.
Tam znaleźli młodą kobietę w potarganym ubraniu, leżącą na ziemi. Detektyw przyjrzał się uważnie.
- Widzę ślad na palcu. Zapewne ktoś ściągnął jej pierścionek.
- Nie, nie. Jeden z moich funkcjonariuszy to zrobił. Wypadek przy pracy.
Nagle kobieta otworzyła oczy.
- Myślałem, że nie żyje - zdumiał się detektyw.
- Tak nam się zdawało. Może pamięta, kto jej to zrobił.
- Nic nie pamiętam - zaprzeczyła kobieta.
- Widocznie w wyniku uderzenia straciła pamięć. Dostała dużym i tępym narzędziem.
- Może to Rurk. Jest duży i tępy.
- W krzakach nieopodal znaleźliśmy młot. To bardziej prawdopodobne narzędzie zbrodni. Jest na nim dziesięć odcisków palców, dziewięć należy do moich funkcjonariuszy.
- A ten dziesiąty?
- Na razie nie wiadomo. Możliwe, że zostawił go zabójca.
- Przecież nikt nie zginął.
- Na razie nie, ale i tak wsadzimy go za zabójstwo. Masz chusteczkę?
- Tylko papier toaletowy, ale już się nim podtarłem.
- Nic nie szkodzi.
Detektyw podał komisarzowi kawałek zużytego papieru toaletowego, a tamten głośno, niczym stado przebiegających nienaoliwionych nosorożców, wytarł sobie w niego nos.
- Ma pan katar?
- Nie, ale ubrudziłem się, gdy jadłem loda.
- Ale teraz ma pan kupę na twarzy.
- Nic nie czuję. Chyba mam katar.
Podszedł do nich ubrany w granatowy wams skośnooki blondyn. Popatrzył dziwnie na komisarza.
- Przybyłem, by poinformować, że poszkodowanej wróciła częściowo pamięć. Można ją przesłuchać.
Funkcjonariusz odszedł, zostawiając za sobą mokre ślady, jakby dopiero kąpał się w rzece.
- Coś mi tu śmierdzi - stwierdził detektyw.
- Puściłem bąka.
- Nie, to coś innego. Coś jak wczorajszy budyń albo niedojedzona kanapka z dżemem.
- O nie, moja kanapka z dżemem. Wczoraj jej nie dojadłem.
- I co pan z nią zrobił?
- Zostawiłem w radiowozie. Pójdę po nią, a pan niech przesłucha tę kobietę. Tylko delikatnie.
- Jak zawsze.
Kobieta wpadła w oko detektywowi, ale ten był w pracy i musiał robić swoje. Poszedł ją więc przesłuchać, bo funkcjonariusze byli bardzo zajęci udawaniem, że są zajęci.
- Dzień dobry. Pamięta mnie pani?
- Nie bardzo.
- Parę minut temu stałem nad panią i pomogłem wstać.
- Dalej nie pamiętam.
- A przypomina pani sobie coś, co działo się przed atakiem?
- Jakim atakiem?
- Tym, w którym dostała pani w głowę.
- Nie pamiętam żadnego ataku. Ostatnie co sobie przypominam, to jak kąpałam się w rzece i usłyszałam
kogoś podchodzącego do mnie od tyłu. Miał skrzypiące buty i dyszał jak maratończyk onanista.
- A jakie majtki pani nosi?
- Czerwone stringi, ale ktoś mi je zabrał.
Obok przeszedł jeden z funkcjonariuszy. Z kieszeni wystawały mu czerwone stringi.
- Tak, zupełnie nie wiem, co się z nimi stało.
Detektyw przypomniał sobie swoją pierwszą randkę z ukochaną o imieniu Penelopa. Cały czas nawijał do niej o kursach walut. Następnego dnia jego luba opuściła kraj i więcej jej już nie widział.
Wrócił komisarz, zajadając kanapkę.
- I co, dowiedział się pan czegoś?
- Nasza ofiara mało pamięta. To był silny wstrząs.
- Chmmm... Czyli nieprędko dopadniemy zabójcę. Myślałem, że przynajmniej zrobiła mu zdjęcie albo on zgubił dowód osobisty. A tak to prawie nic nie mamy.
- Są jeszcze te odciski palców.
- Nie, to moje. Przez przypadek dotknąłem młota. Myślałem, że to grzebień. Zabójca musiał mieć rękawiczki, gdy zaatakował.
- Rzeczywiście, jest trochę zimno. A może napastnikiem był jeden z nas... to znaczy z naszych funkcjonariuszy. Tam było pełno ich odcisków.
- Tak, to równie prawdopodobne jak to, że Ranczerzy wygrają Puchar Świata.
- Ale ich drużyna rozpadła się dwadzieścia lat temu.
- No właśnie. Dzisiaj już nic więcej nie zrobimy. Zaraz, na czym pan stoi?
Detektyw przesunął się kawałek w bok. Na ziemi leżała para jedwabnych rękawiczek.
- Dowód rzeczowy! - wykrzyknął komisarz. - Zgniótł pan najważniejszy dzisiaj dowód rzeczowy.
- Nie, te rękawiczki są moje. Upuściłem je. Mówiłem, że dzisiaj zimno.
- Czemu więc ich pan nie nosi?
- Bo mi ciepło.
- Ale ma pan całkiem sine dłonie.
- Och, to. Ubrałem za ciasny podkoszulek.
- Skoro ich pan nie potrzebuje, chętnie je wezmę. Nie wiedziałem, co kupić żonie na urodziny.
- Nie sądziłem, że ma pan żonę.
- Bo nie mam, ale gdybym miał to dałbym jej te rękawiczki.
- W takim razie jednak zachowam moją własność.
Po chwili znów podszedł do nich skośnooki blondyn.
- Przepraszam. Mam coś do powiedzenia.
- Wynoś się! Kończymy na dzisiaj.
- Ale to bardzo ważne.
- W takim razie mów.
- Puściłem bąka, ahahaha.... Tak, teraz na poważnie. Znaleźliśmy zabójcę.
- I gdzie on jest?
- Został zabity przez nieznanego zabójcę.
- Kurczę, przez jedną milisekundę miałem nadzieję, że to już koniec sprawy. Skąd wiecie, że ten pierwszy zabójca to ten, który nikogo nie zabił?
- Znaleźliśmy przy nim pamiętnik, w którym przyznał się do wszystkich zarzucanych mu czynów z ostatnich czterdziestu lat. Opisał nawet naszą ofiarę. To jego ostatni wpis.
- Jakie majtki nosiła poszkodowana?
- Czerwone stringi.
- Faktycznie, to jego pamiętnik. Pokrywa się z zeznaniami świadka.
- Chodźmy zobaczyć tego zabitego zabójcę - zdecydował komisarz. - Żona musi poczekać.
oceny: bezbłędne / znakomite
oceny: bezbłędne / znakomite
oceny: bardzo dobre / bardzo dobre