Autor | |
Gatunek | biografia / pamiętnik |
Forma | proza |
Data dodania | 2018-04-05 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 1634 |
(fragment)
Czas szybko mijał, w warsztacie elektrycznym byłem dalej najmłodszym stażem pracownikiem, ale już nie całkowitym nowicjuszem. Powoli przestano mnie zauważać jako nieopierzonego wyrostka, stawałem się „jednym z nas”. Jednak, żeby nim się w pełni stać, brakowało jednego, nieodzownego elementu, bez którego w małych grupach pracowniczych nie ma się szansy zostać w pełni zaakceptowanym członkiem tej społeczności. Elektrycy z warsztatu nie stanowią wielkiej liczbowo grupy pracowników dużego wydziału. Było nas ledwie dziesięciu i to pracujących na trzech zmianach, nigdy jednocześnie.
Tym elementem, który, jak klamra, na trwale włączał „nowego” w małą społeczność warsztatu, była pierwsza jego miesięczna pensja. Dokładniej, nie tyle ona jako taka, ile zaproszenie po wypłacie wszystkich kolegów na towarzyskie, bliższe poznanie w męskim gronie. Ponieważ często zaznajamiano się bardzo dokładnie, a na to potrzeba czasu, spotkanie było wyznaczane w sobotnie popołudnie. Marzenie o wolnych sobotach dopiero się rozpoczynało; Gierek, w ramach dobroci dla ludzi pracy, właśnie pozwolił na dwie pierwsze, wolne, ale i tak do odpracowania. Dwie soboty na cały rok… termin mojej pierwszej wypłaty jako elektryka za nic nie zazębiał się z nimi. Ogłoszono urzędowo, że w następnym będzie tych sobót już sześć, a w kolejnym roku aż dwanaście. To była jednak pieśń przyszłości; pierwsza wypłata wypada w konkretnym tygodniu i nie ma mowy o przeniesieniu jej na późniejszy termin, o ile chce się być pełnoprawnym członkiem kolektywu pracowniczego.
Postawienie kolegom kolejki w knajpie z pierwszej wypłaty to obowiązek wynikający z kultury czy niezbyt przyjemny mus? Nieważne, wkupne musi być. „Nadejszła ta wiekopomna sobota”. Już w piątek uprzedziłem domowników. Wystarczyło powiedzieć rodzicielce; matki zawsze pozostają matkami, niezależnie ile człek już lat dźwiga na grzbiecie i co porabia.
– Mamo, jutro wrócę chyba późno. Wiesz, pierwsza wypłata u elektryków… muszę chłopakom postawić.
– A wrócisz na własnych nogach? Czy mam tatę po Ciebie wysłać? – Rodzicielka uśmiechnęła się lekko i westchnęła. – Nie macie w sobotę meczu?
– Nie. Dopiero za tydzień. Tatę?! Mamo, czy kiedyś…
– Wiem, wiem. Tylko klucze weź, nie budź wszystkich, jak wrócisz. Czy mam czekać?
– Mamoo… – Teraz ja się lekko uśmiechnąłem. – Naprawdę nie mam jeszcze kilku lat. Nie zgubię się i nie czekaj. Trafię.
Knajpa znajdowała się na rogu ulic Kwiatowej i 15 Grudnia, nazywała się „Mir”. Nie była zbyt daleko od domu, ledwie dwa kilometry z okładem. Nie wiem, czy nazwa pochodziła od miru, znaczy renomy, jakim się cieszyła w lekko szemranej okolicy, czy też od rosyjskiego słowa „pokój”. Kwiatów na ulicy Kwiatowej nie było od powojnia, pokojową okolicą też trudno było ją nazwać. Nie było to jednak ważne. Wola szefa jest święta, a majster Czajkowski osobiście mi zasugerował, który lokal jest właściwy na pierwszy poczęstunek. Całkowicie zdałem się na jego doświadczenie w wyborze miejsca, w którym miałem przetracić część wypłaty. Właściwie nie miała to być strata, tylko ofiara jak najbardziej wskazana – integracja z grupą. To jest zbożny cel!
cdn.
oceny: bezbłędne / znakomite
Uchylę rąbka tajemnicy, że zainicjowałeś tym fragmentem moje czekanie na Twoje piąte dziecko literackie :)
Znam szkice od bardzo dawna, ale powiem tylko, że bęęęędzie się w tej książce działooo! :D
oceny: bezbłędne / znakomite
PS. Nanoszę dwie poprawki do tekstu:
*Naprawdę nie mam jeszcze kilku lat - Naprawdę nie jestem już dzieckiem (to wypowiedź i tak też mówiono, ale dzisiaj może być niezrozumiałe),
*Ciebie - ciebie.
oceny: bezbłędne / znakomite
Optymisto! Kierowca zawodowy i alkohol? A fe! ;)
Zapis jest poprawny,ale też nie powoduje u mnie szybkiego bicia serca,ponieważ zbyt nudny i przewidywalny jets tsam tekst.
Dlatego nie oceniam(czuję się jak w poczekalni u elektryka albo uw urzędzie.)pozdrwawiam.
Co do nudnego czy nie tekstu - każdy ma swoje ulubienia. Pozdrawiam.
nie lubię tego słowa,w tym znaczeniu,dlatego każdy musi mieć swoje ja,aby go użyć.
Ja jako asystentka stomatologiczna(kiedyś)używam tylko w tym znaczeniu tego słowa,pozdrawiam.:-)))
no i przyznaję,że nie lubie opowiadzń podobnych do Hłaski,ale czytam.
oceny: bezbłędne / znakomite
Martinie, schlebiasz mi, ale to Twoja subiektywna opinia. To Hardy ma na swoim koncie szereg pozycji wydawniczych, nie ja. To Hardy jest recenzentem, nie ja. Nie jestem godzien, aby mnie porównywać z kimś takim jak Hardy. On ma dorobek. Być może kiedyś się zrównamy, ale na chwilę obecną nie sądzę, żeby można było mnie z Hardym porównywać w kwestii pisania. Nie mam kompleksów, ale liczą się fakty.
Napisałęm też, że jedni lubią wspomnienia, inni nie.
Lucius, przyjąłem twój komentarz do wiadomości. Każdy ma swoje zdanie i swoje polubienia. Co do "dobre na wypracowanie w technikum" - wywołałeś u mnie uśmiech. I tyle.
PS. Co do wtrętu Luciusa - pomiń to. Zwykła zaczepka i próba wykorzystania Ciebie. Przyzwyczajonym jest i nie ziębią mnie ani grzeją :)
okład to okładi okładem-odmiana.