Autor | |
Gatunek | publicystyka i reportaż |
Forma | artykuł / esej |
Data dodania | 2018-04-28 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 1619 |
INSTYTUT
Dziwacznych nazw spotykamy na co dzień sporo w przestrzeni miejskiej i nie tylko. Ostatnio zauważyłem Manufakturę Sylwetki – oczywiście łatwo się domyśleć, czymże ona się zajmuje. Nieco trudniej przychodzi to w odniesieniu do Studio Dobrej Podłogi, ale wyjaśniam, że można tam było nabyć panele. Ale już Centrum Czystości nie było bynajmniej hurtownią chemii gospodarczej, ale w nim przybysz z Ameryki oferował do korzystania ludności miejscowej pralki samoobsługowe, jakie widzimy na filmach z USA. Cały czas zastanawiam się nad tym, o co chodzi z Centrum Zdrowego Mercedesa – czy o dostosowanie klimatyzacji jako środowiska nieprzyjaznego grzybom, czy o fotele, które kierowcy oferują korygowanie kręgosłupa i , ewentualnie, masaż prostaty?
Tekst ten jednak nie o takich twórczych praktykach biznesowych jest. Nie, czytając ostatnio „Majakowski. Stawką było życie” , którego autorem jest Bengt Jangfeldt, znalazłem tam historię o tym, co go spotkało po śmierci. Poeta za geniusza został uznany i w stalinowskiej rzeczywistości jego cielsko podlegało zainteresowaniu Instytutu Mózgu. Ta placówka badawcza zajmowała się tropieniem objawów geniuszu w mózgach. To, owszem, dość wąskie spojrzenie na temat, bo ja bym raczej szukał powiązań, współzależności. Mózg tak, ale w powiązaniu z nerkami, prostatą, florą bakteryjną jelit, wątrobą – rzecz bardzo ważna jeśli chodzi o piszących, czy wreszcie organach płciowych, a w przypadku facetów ich – rolniczo rzecz ujmując - wydajności z ha. Bo człowiek to jednak dość skomplikowana historia jest. No i Majakowskiemu pobrano mózg do badania. Napytali sobie biedy ci badacze, bo wcześniej ustalono, że taki przeciętniak ma centralkę o wadze ok. 1400 g. Lenina centralka ważyła tylko 1340 g, więc zmieniono ustalenia: odtąd przeciętny miał mieć 1300 g. A Majakowski miał 1700 g. Niepokojąco więcej niż Lenin. Oczywiście problem wziął się z pierwotnego założenia, że w tym wypadku rozmiar ma znaczenie.
Dziś to wiemy. Telefon komórkowy sprzed lat pięciu jest większy, mniej pojemny, ma słabszy aparat foto i w ogóle niż ten, który właśnie jest do nabycia dziś. Ten dzisiejszy ekran ma większy, wagę już nie. To namacalne, że rozmiar może i ma znaczenie, ale niekoniecznie im więcej tym lepiej. W grę wchodzi wydajność i funkcjonalność. I parę innych aspektów.
To wielki sukces sowieckich naukowców i propagandzistów jest, że o Instytucie Mózgu się dziś nie mówi. Mengele i koledzy są znani jako czarne charaktery. Sowieckie świry giną w półmroku zapomnienia. A Mengele był przy nich ledwie pętakiem, bo oni sprawdzali takie ścieżki, na które naziści bali się wchodzić. I nawet o tym nie myśleli.
Medycyna wtedy i boję się tej myśli, ale nie mam pewności, by zaprzeczyć jej zdecydowanie, i dziś mocno ześwirowała – wszędzie na świecie. Naziści szukali granic ludzkich możliwości, a do dyspozycji mieli ośrodki badawcze w postaci KZ. Sowieci zastanawiali się nad przemianą człowieka w coś nowego, sprawniejszego, wydajniejszego i tańszego w utrzymaniu. I tylko czasem jakaś informacja przemknie. A z tego co wyłapałem, to makabreski ze zwierzętami – zszywanie ich razem i inne dziwności, albo wszczepianie ludziom zwierzęcych gemów. Sowieci sprawdzili limes, gdzie kończy się człowiek.
No dobrze, oznaki geniuszu, rzeczy względnej, spodziewano się odnajdywać na sobie, na innych. Stąd to badanie mózgów, bo w mózgach się to objawia. Jest w tym aspekt pozytywny: jedna z hipotez została definitywnie odrzucona. Ale sam pomysł jest bardzo malowniczy – najważniejsi mają nadnaturalnie duży ten organ i po tym się ich poznaje .Kupujecie taką tezę? Ja jakoś nie godzę się na to, że geniusz ma - na przykład – duże uszy i po tym jest rozpoznawany. Geniusz nie ma żadnych określonych fizycznych oznak. Że jak komuś urośnie coś większego od innych, to po tym się go da rozpoznać, wyłowić z tłumu?
Ale nie uwierzę nikomu, kto będzie mnie zapewniał, że medycy dziś nie sprawdzają takich możliwości, co wyjdzie na jaw za lat może 30. Że nie testują po kryjomu jakichś przerażających specyfików. I kiedy się ich na tym przyłapie, będą zawsze twierdzić, że to dla dobra nauki i ludzkości. Niestety, zawsze jednak chodzi o ich prywatno zawodowy sukces, prestiż w środowisku i ewentualnie o moniaczki za patenty. Sowieccy naukowcy na moniaczki mogli liczyć, choć nie aż takie jak ich koledzy z normalniejszych krajów, ale stawką był prestiż i ciepłe spojrzenie władzy. Dlatego porywali się na takie wariactwa medyczne – albo raczej pseudomedyczne.
( Już kiedy ukończyłem ten tekst w mediach wybuchła historia Alfie Evansa. Brytyjski sąd wydając taki a nie inny wyrok z pewnością konsultował się z medykami. I to pewnie ich orzeczenie, że po odłączeniu od aparatury w ciągu minut, no może godziny ustaną funkcje życiowe, zaważyło na wyroku. I to, co Alfie zrobił – a może czego nie zrobił, mówi najlepiej o fachowości państwa doktorostwa.
Ja wiem, że przemawiają przeze mnie liczne resentymenty, ale nie tylko. 10 lat temu kieleccy lekarze bardzo skutecznie wyleczyli mojego ojca z grypy. Kuracja trwała miesiąc i dzięki niej osiągnął stan totalnie bezchorobowy.)
oceny: bezbłędne / znakomite
Znamy jej znikomą część