Przejdź do komentarzyJurek
Tekst 3 z 32 ze zbioru: Duperelkowate
Autor
Gatunekobyczajowe
Formaproza
Data dodania2018-05-12
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń1734

JUREK

Widywałem typa już wcześniej, ale poznałem go przy okazji jakiejś towarzyskiej interakcji ,gdy już przeprowadziłem się na Czarnów.  Dobrze ubrany dżentelmen z wąsem. Sympatyczna twarz i niski, ciepły głos – takich lubi się od pierwszego spotkania. Jego? – dopóki nie pozna się go lepiej.

Z tym jego dżentelmeństwem sprawa była dość śliska. Potrafił być czarujący, ujmujący. Ale nie stanowiło dla niego wyzwania, by pokazać jak wygląda cham. Jak w pobliskim warzywniaku. Jurek nie pracował. Czasem namalował jakiś obraz i sprzedał. Szyld. Reklamę. Ale generalnie to jego żona, Haneczka, pracowała i utrzymywała to stadło. A Jurek pił. I kiedy potrzebował na przykład papierosów, to brał je na zeszyt w jednym z pobliskich sklepów. No i weszedł do pobliskiego warzywniaka po papierosy.

Ale, panie Jurku, pan tu u mnie zalega już na ponad 300 złotych – rzekła sprzedawczyni.

Dawaj mi, kurwo, te papierosy, albo nie zobaczysz mnie ani tych 300 złotych! – przekonał ją Jurek.

Potem jego małżonka przy okazji dokonywania zakupów regulowała te długi. Jeśli docierała do jednego z tych sklepów. Bo do „Kielczanina” ( to taki nieistniejący już spożywczak) nie dotarła widocznie przed jego totalnym zamknięciem. A ja w czasie jednego spacerów z Jurkiem owszem, tak. Napijemy się piwa? Trzeba kupić, ale Jurek do „Kielczanina” nie wejdzie. Dlaczego? Bo wisi tam za flaszkę. Pytam, czemu tego długu nie ureguluje? Przecież widziała ( sprzedawczyni – w domysle), że jestem pijany, to mogła mi nie sprzedawać – skomentował sytuację. On sam zakupu na borg nie pamiętał, tak był nabity, a sprzedawczyni upomniała się przy okazji jego kolejnej wizyty.


Tą technologię współistnienia społecznego zaprezentował też w kontakcie z biznesem, zawierając umowę handlową – to już było o kilka szczebli bardziej skomplikowane niż dialog ze sprzedawczynią z pobliskiego sklepu. Pamiętacie lat temu kilkanaście funkcjonowanie telefonii komórkowej? Aby być abonentem, należało podpisać umowę, do zawarcia której sieć wymagała zaświadczenia o zarobkach. I pojawiła się  taka podwykonawcza  firma oferująca takie umowy na rok (a nie na dwa -  jak w salonie sieci), dla studentów i bezrobotnych też, czego sieci nie praktykowały wcześniej. No i Jurek zawarł taką umowę.

Poszliśmy na piwo na górki za Urzędem Pracy na Kolberga i tam Jurek pokazał mi list, jaki otrzymał od firmy, z którą zawarł taką umowę. W liście upominali się o spłatę niezapłaconych przez niego abonamentów i kary, i opłaty dla firmy windykacyjnej, i … Bo Jurek weszedł do siedziby firmy, zawarł umowę, dostał telefon, z którym udał się do komisu, tam go sprzedał, kupił tańszy, a różnica poszła na przelew. No i zapomniał o sprawie. Do czasu otrzymania tego monitu.

Przecież wiedzieli, że jestem bezrobotny, to czemu mi dali telefon? – skomentował. I tu gotów jestem się z nim zgodzić: firma sama jest sobie winna zawierając tak ryzykowną umowę. Powinna się od tego ryzyka ubezpieczyć i nie liczyć na ściągnięcie tych sum z Jurka.


Mam sporo takiego luźnego czasu, który można spędzić na miłej pogawędce przy piwie? A Jurek jest na podorędziu? To zawsze lepsza opcja od innych osiedlowych łaziorów, bo on elokwentny, oczytany i bywały. Nie operował oklepanymi mądrościami spod sklepu. Mnie zapewniał w miarę inteligentne towarzystwo. Ja stawiałem mu piwo. Na tym opierały się nasze relacje.

Jego alkoholizm wziął się ze skłonności do uzależnień. Brał „kompot”, a takich Marek Kotański leczył przed utworzeniem ośrodków Monaru każąc zamknąć się w domu z kilkoma litrami wódki na kilka dni i pić. Po tych kilku dniach ciągu był już tylko mega kac, ale ani śladu głodu narkotykowego. Jedni po takim pijackim ciągu piją dalej, inni nie. Jurek pił. Zamienił ćpanie na chlanie. Jak sam mówił, alkoholik żyje dużo dłużej niż narkoman. Inny znany mi Jurek nie został alkoholikiem po takiej kuracji, ale wylazła mu schizofrenia i żyje do dziś.

A że Jurek pił, to jednym z efektów ubocznych tej skłonności była impotencja. Przyznał mi się do tego. Po prostu nic z tego. Żona więc znalazła zastępcę Jurka od tych spraw. A może to Jurek nieświadomie go znalazł? Bo Robert przychodził napić się z Jurkiem, a że głowę miał mocniejszą, więc kiedy Jurek przybijał gwoździa, to on obsługiwał Hankę. Ktoś był tego świadkiem, tak myślę, bo słyszałem o tym już od kilku lat. To mogło budzić zgorszenie u co wrażliwszych, ale Hankę, Jurka i Roberta ten układ satysfakcjonował. Ludzie są różni, tu nie było produkcji seryjnej i każdy radzi sobie jak może. Jurek był świadom tego, co się dzieje. Było mu niesmacznie, gdy wypił za mało i przecknął się w trakcie akcji, ale Hanka nie robiła tego przeciw niemu. Nie, kochała go, dbała o niego, ubierała, karmiła i utrzymywała. Kochała go na swój sposób. I on to wiedział, albo chociaż przeczuwał.


Tak, bywał namolny, irytujący. Ale to on pokazał mi bardzo fajne miejsce do picia piwa – klatkę schodową w domu handlowym „Szumen”. Ochrona pilnowała w sklepie, policja kręciła się na zewnątrz, a klatka schodowa była jakby terenem neutralnym. Dziś to już nieaktualne, gdy cały parter zajęła „stonka’, ale kilka lat temu…

Złośliwości – nie mogłem ich sobie odmówić, gdy bywał irytujący. Jak wtedy, gdy wracając skądś widziałem przy jednym z tych murowanych garaży jego psa, wilczurzycę Tinę. A przed garażem radiowóz zaparkowany maską w środku garażu. Pomyślałem: złapali go na pijaństwie i wlepili mandat. Kilka dni potem napomknąłem, że byłem świadkiem tej sytuacji. Zaśmiał się – co ja właściwie widziałem? Owszem, była policja, pił z nimi, zastole na masce radiowozu. I cała sytuacja widoczna z okien jego bloku – niech ci sąsiedzi, których irytuje jego styl życia mają: on pije z policją! Cóż tu rzec na taką opowieść, jaka może być riposta? Rozwalił mnie tą historią – jak wiele w takiej sytuacji zależy od perspektywy?


Pił, pił, a potem zaprzestał na pół roku. W nagrodę Hanka kupiła mu nowe zęby. W pierwszych dniach nie rozumiałem co do mnie mówi z tymi nowymi zębami w paszczy. Śmiał się – bank nie rozpoznawał jego podpisu na trzeźwo, bo kontakt nawiązał po pijaku i wtedy podpis był inny. Te świry z bankowości nie wpadły jeszcze na to, że nie wystarczy jeden podpis w jednym stanie świadomości, bo człowiek pod wpływem się zmienia, wraz z charakterem pisma. Ja piszę oboma, z przewagą prawej, ale alkohol dodaje swoje do tej sytuacji.

A kiedy już nie pił, to niewiele się różnił od pijącego. Dla mnie spotykającego go na ulicy. Przestał, bo wątróbka już nie dawała rady. A potem znów ruszył, popłynął. I dopłynął. Marskość wątroby. I R.I.P.

Nigdy o to nie pytałem, ale on chyba katolik był, bo msza pogrzebowa się odbyła. A na niej podpity Piociu zadał szyku pytaniem: jest pogrzeb, ale gdzie Jurek? Bo Jurek został spopielony i w kościele reprezentowała go urna, a nie trumna.

  Spis treści zbioru
Komentarze (6)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
Napisz, o jaki Czarnów chodzi, bo sam się z dzielnicy o takiej nazwie wywodzę. :)
Fajnista impresja o Jurku.
avatar
Podoba mi sie opowieść, wciąga, napisana swobodnie, dobrze się czyta.
avatar
Czarnów w Kielcach - jedno z dwóch komunalnych osiedli tego miasta.
avatar
No to jesteśmy w domu!
Ja z Piekoszowskej :)))
avatar
Dużo bardziej interesują nas wszystkich /statystycznie rzadkie/ ludzkie duchowe pokurcze i podłoty

(patrz bohater szkicu)

aniżeli codzienna, powszechna i bez wyrazu ludzka mrówcza świętość.


I tym sposobem kolejny obszczymurek Jurek trafił do literatury, choć zasługiwał co najwyżej... na śmietnik??

Panie, świeć nad jego duszą
avatar
Duperelkowate

(vide tytuł cyklu)

czyli na nasze wszystko to, co "nieistotne", "niewarte szerszej wzmianki",

swoją kategorią obejmują także tzw. ludzkie zera, nad mogiłą których da się jedynie powiedzieć, że

żyli, byli... tylko po co??
© 2010-2016 by Creative Media
×