Autor | |
Gatunek | obyczajowe |
Forma | proza |
Data dodania | 2020-02-12 |
Poprawność językowa | - brak ocen - |
Poziom literacki | - brak ocen - |
Wyświetleń | 1284 |
To pierwsze było prawdą, drugie zaś nie do końca. Jak wielu ludzi, podobnie jak on patrzących na rzeczywistość, już pierwszej jesieni wojny /w 1941. r./, nie mówiąc tego głośno, w głębi duszy dopuszczał i taką możliwość, że Niemcy zdobędą Moskwę, a nawet to, że w ogóle wygrają. Nie chciał ani jednego, ani drugiego. Nie miał jakichś specjalnych porachunków z Sowietami: co prawda początkowo, w czasach wojennego komunizmu*), jak większość często niedojadał, później, już podczas NEP-u, przeżył wspaniały rozkwit, po czym, kiedy prosperity minęło, przez następne parę lat czuł się niezbyt w swoim żywiole, w końcu jednak znowu zaczęło mu się świetnie powodzić w nowych, dla niego przyjaznych okolicznościach. U Niemców nie miał czego szukać i na stare lata czegoś lepszego od nich oczekiwać. W dodatku zwyczajnie i po prostu nigdy ich nie lubił - ni tej ich akuratności w rozliczeniach, ni tych ich nudnych niemieckich kurortów, w których kilkakrotnie wypoczywał jeszcze przed rewolucją, a zwłaszcza nie lubił ich za 1918 r., kiedy był zmuszony przejąć antrepryzę teatru w Kijowie w czasie tej pierwszej niemieckiej okupacji i przeżyć z ich strony dobrze zapamiętane represje i szykany.
Teraz zaś do tego wszystkiego doszła obecna straszna z nimi wojna. Jego rodzony syn nie trafił na front tylko dzięki jego osobistemu wstawiennictwu. Żeby go ochronić, patriotyzm Wasilija Wasiliewicza aż do takich granic nie sięgał, tym niemniej codziennie z ciężkim sercem czytał w prasie o klęskach kolejnych miast na zachodzie ZSRR i zwłaszcza o niemieckim bestialstwie. Oczywiście, nie we wszystko, co tam pisano, wierzył, jednak prywatnie uważał, że nie ma dymu bez ognia i że Niemcy, mordując na zajętym terytorium jak leci wszystkich Żydów wraz z kobietami, starcami i dziećmi, z pozostałymi nacjami też pewno nie będą się certolić i w razie najmniejszego naruszenia niemieckich porządków, niewiele się zastanawiając, chętnie każdego wyprawią na tamten świat. Nie miał co do tego wątpliwości, mając w świeżej pamięci to, co się działo w 18. r. w Kijowie.
Nie, nijak nie pragnął ani wejścia hitlerowców do Moskwy, ani ich zwycięstwa. Chciałby wierzyć w coś całkiem przeciwnego. Jednak taka możliwość wciąż dla niego realnie istniała, i, chociaż nie miał zamiaru jak Lichaczow - jeśli tamten istotnie to zrobił - uciekać z miasta na spotkanie Niemcom, to nie planował też żadnej stąd ewakuacji.
Na wypadek, gdyby jednak faszyści weszli, pozbierał wszystkie dokumenty, jakie mogłyby go skompromitować w ich oczach, w osobny skoroszyt, leżący pod ręką w górnej szufladzie biurka. Były tam dwie notatki Łunaczarskiego**), kilka jubileuszowych listów gratulacyjnych, w których nazywano go wybitnym działaczem radzieckiego teatru, 5 czy 6 dyplomów rady najwyższej***) związkowych i autonomicznych republik za wzorcową organizację turnee swojego teatru i jeszcze jakieś 20 - 30 innych papierów, które przy władzy Sowietów szkoda byłoby wyrzucić, a przy Niemcach trzymać przy sobie było zbyt ryzykowne. Wszystko to, w razie potrzeby, w ciągu kwadransa mógł spalić w piecu.
....................................................
*) czasy wojennego komunizmu - nazwa pierwszego okresu istnienia Związku Radzieckiego; lata wojny domowej, wojny z Niemcami, wojny rosyjsko-polskiej etc., etc.; okres obejmujący przedział 1918 - 1921;
**) Anatolij Łunaczarski (1875 - 1933) - filozof, publicysta, ludowy komisarz oświaty;
***) rada najwyższa republiki - jej dzisiejszym odpowiednikiem byłby parlament