Autor | |
Gatunek | obyczajowe |
Forma | proza |
Data dodania | 2020-02-26 |
Poprawność językowa | - brak ocen - |
Poziom literacki | - brak ocen - |
Wyświetleń | 1286 |
Podróż trwała długo: najpierw dwie doby nową, dopiero co położoną jednotorową nitką kolejową przez lasy okalające całe Morze Białe, potem, już po przesiadce w odległości stu kilometrów na południe od Archangielska, następne 4 doby - przez Wołogdę do Moskwy. Obie kobiety zaopatrzono w solidny zapas suchego prowiantu, lecz te z dobrego serca i z braku jakiegokolwiek życiowego praktycyzmu z pomocą przypadkowych współpasażerów przejadły wszystko dużo wcześniej i przez dwa ostatnie dni po prostu musiały pościć.
Zresztą, po tym, co widziały na Dworcu Wołogodskim, gdzie był punkt przerzutowy dla ewakuowanych z okrążonego Leningradu kobiet z dziećmi, nawet do głowy by im nie przyszło z tego powodu narzekać...
Gorzkie drogi czasów wojny - pękające w szwach stacje kolejowe, pokryte czapami lodu drewniane budki z kolejkami, czekającymi na wrzątek, pokryte soplami lodu pociągi-platformy, inwalidzi, ranni, płaczące, po wiele dni czekające na transport kobiety z dziećmi - wszystko to razem wziąwszy wyglądało jak jakieś niewyobrażalne pandemonium, jakie Bóg jeden tylko wie, kiedy się dla nas wreszcie skończy.
Jedyne, co dawało sercu wytchnienie i psychicznie skracało ten czas złej podróży - i o czym (starając się nie myśleć o niczym innym) cały czas rozmawiano w drodze - to niosące nadzieję wojenne raporty z frontu. Począwszy od 12. grudnia, zaraz po pierwszym komunikacie o naszej pod Moskwą ofensywie, w codziennych wiadomościach co i rusz pojawiały się kolejne nazwy odbitych z rąk faszystów miast i miasteczek. Po tym, jak wyzwolono Tychwin i Rostów oraz ogłoszono zwycięstwo pod Moskwą, dusze ludzkie ogarnęło nowe, całkiem inne uczucie. Wojna oduczyła nas łatwowierności. Już nie rodziły się jak przedtem pozbawione wszelkiego sensu nadzieje, tak jak to było w pierwszych czerwcowych tygodniach na każdą wieść o jakimś naszym sukcesie. O tym, że ta wojna będzie krótka, nikt już nie roił, chociaż prawie nikt też nie wyobrażał sobie, ile miesięcy, a może długich lat jeszcze może potrwać. Ale nasi pod Moskwą wciąż gnali i gnali na zachód wroga; i w sercu dwóch jadących tam kobiet zajmowało to tyle miejsca, jakiego nigdy w ich poprzednim życiu chyba nic jeszcze nie zajmowało. Całe były przepełnione tym, i czuły się z tego powodu nieledwie szczęśliwe, chociaż w ich osobistym życiu niczego dobrego od dawna nie było, i nawet zdaje się w nic takiego już chyba nie wierzyły.
Masza otrzymała w Białomorsku wiadomość, że na froncie został zabity jej brat, kapitan artylerii. Galina Pietrowna, która napisała do Połynina w krótkich odstępach aż dwa listy - nie dlatego, że się jej pobyt na dalekiej północy tak przeciągnął, a dlatego, że po prostu chciała napisać - i wysłała je na ten przekręcony adres, jaki zapamiętała Masza, ani jednego bodaj słówka nie dostała od niego w odpowiedzi.
"A la guerre, comme a la guerre!"
/Napoleon Bonaparte pod Waterloo - cytat z pamięci/
Ilu było inwalidów wojennych, wariatów, sierot i półsierot, historia milczy, a przecież może LEPIEJ zostać zabitym niż być dozgonną kulą u szyi dla swojej rodziny, sąsiadów i swego poranionego narodu??
Jakie były zniszczenia substancji miejskiej i przemysłu, gdzie i z czego mieli żyć tam ludzie - nikogo już nie ciekawi