Autor | |
Gatunek | publicystyka i reportaż |
Forma | artykuł / esej |
Data dodania | 2020-03-08 |
Poprawność językowa | - brak ocen - |
Poziom literacki | - brak ocen - |
Wyświetleń | 1171 |
MOJE DIABŁY
Myślę, że tak jak każdy, mam swoje diabły. Wiem, że są tam w środku. Nie, nie walczę z nimi, ale staram się je oswoić, okiełznać, zapanować nad nimi. Czytając swoje teksty spotykam swoje diabły – to wszystkie te moje wstręty, resentymenty. Wiem i kiedy widzę jak wyłażą na wierzch, wciskam backspace i chowam je pod spód, niech sobie buszują jako trzecia warstwa znaczeniowa.
Yntelygentów nie lubię. To częściowo jest recepcja spuścizny Wacława Machajskiego. Utrwalona przez to, co wyprawiają politycy ( to w większości magistry), prawnicy i co wygadują, z jaką pogardą dla konsumentów ich twórczości ( takich jak ja) luminarze kultury. Ten poziom świadomości tych ludzi: to oni znają prawdę prawdziwą, niepojętą dla takich jak ja. Dostali tyle nagród, wszyscy wokoło im słodzą, więc nie mogą się mylić.
Potem jednak idę do pracy i tam spotykam inżynierów, którzy na luźne tematy potrafią bredzić równie malowniczo jak Stuhr czy Janda ( bo też słuchają ich bełkocenia i ono im się zakotwicza w postaci miazmatów), ale jeśli chodzi o pracę to wiedzą jak wykonać ją najmniejszym wysiłkiem, w jak najkrótszym czasie i w dodatku bezpiecznie. Widać efekty studiowania na różnych uczelniach. Wiem, że szybko, sprawnie i bezpiecznie przekłada się na ich kwartalną premię, ale dzięki temu i ja mam łatwiej. I wychodzę z pracy nie popsuty. A potem włączam zombijaszczyk i wylewa się z niego malowniczy bełkot. Oglądam autorytety… Ale ci, których spotykam na co dzień, w pracy, są tak różni od tamtych, że to chyba inne plemię – ostatnio słyszałem określenie „ściślaki” . Wiem więc, że, poza politykami i prawnikami, bez sensu jest ocenianie ich jako jednorodnej masy.
Żydów nie darzę sympatią i tu zacznę z drugiego końca. Spotykam ich, ale te napotkane jednostki nie budzą we mnie tylu negatywnych emocji, co ich przywódcy. Niczym wyraźnym się ode mnie nie różnią. Dlatego na początku lat ’90 mocno przykładałem się do organizacji marszów piętnujących kielecki pogrom z 1946 – nie ma akceptacji dla mordowania innych mieszkających wśród nas ( ostatnio, od wielu już lat pod tą pamiętną kamienica na ul. Planty lansują w rocznicę władze miasta i lokalni celebryci). Tym bardziej, że oni tu z nami mieszkać chcieli. To sąsiedztwo ubogacało nas wzajemnie. To Żydowi zawdzięczamy Skałkę Geologów na kieleckiej Kadzielni – on, właściciel kamieniołomu powiedział: tego nie eksploatujemy. No i ta masa literatury – Tuwim, Kafka, Erenburg, biblia – bez której nie miałbym w głowie tego, co mam. Jak można takich ludzi nienawidzić?
Ale czemu żydowskie organizacje chcą w nas widzieć Żyda dyżurnego i od nas ciągnąć kasę? Mam tu konkretnie na myśli tą uchwałę kongresu USA mówiącą, że u nas, w Polsce, Żydzi nie mają być traktowani normalnie, mają być dyskryminowani – wiecie: 447. Że tylko ich mienie bezspadkowe ma nie trafiać do państwa, ale do gmin żydowskich. W USA też tak jest? Bo w Palestynie i w Izraelu arabskie mienie bezspadkowe, a nawet i takie, które ma spadkobierców i żyjących właścicieli, jest przejmowane przez państwo – to arabskie bezspadkowe nie trafia do Hezbollahu na przykład. To skutecznie redukuje moje, dość słabe zresztą, sympatie.
I chrześcijaństwo nie jest mi miłe. Ja wiem, że ten przekaz był rewolucyjny jeśli chodzi o religię. Ale ten kościół tu to już nie jest mentalny ferment, nie przede wszystkim. I katolicki pracodawca, który traktuje mnie jak innowierczego półniewolnika i w niedzielę nawet nie wyspowiada się z tego, co mi robi, bo uważa, że to wszystko jest w porządku, jest najczęściej napotykanym reprezentantem religii. To słaba reklama. I relatywizm moralny, cały czas potępiany, ale cały czas stosowany. Bo potępiamy wykorzystywanie seksualne dzieci, ale jeśli to ksiądz to robi, to tuszujemy, bo to kościół jako instytucja będzie musiał płacić odszkodowania. Teoria jest niezła, praktyka już jest słabowita. Praca w kościelnej instytucji w relacjach znajomych dla zatrudnionego tam jest makabrą socjalną – mimo, że instytucje te czynią wiele dobra, wypełniają te nisze, gdzie państwo nie chce lub nie może.
Chrześcijanie tam, gdzie nie dominują, mówią o tolerancji, poszanowaniu innego ( w domyśle: siebie). Kiedy jednak zajmą już dominującą pozycję wtedy zaczyna się odwołanie do boga, gdzie tylko się da ( od konstytucji w głąb naszej rzeczywistości), eliminacja niechrześcijan z istotnych stanowisk, mobbing (czego sam doświadczyłem – w katolickie święta każdy z zatrudnionych u chińskiego żyda miał chociaż jeden dzień wolny, z wyjątkiem mnie) i wypychanie na margines wszystkich spoza wspólnoty wyznaniowej. I ciągły nacisk na państwo w celu doprowadzenia do tego, by wartości postulowane przez kościół stały się prawem stanowionym.
Dopóki jednak nie udaje się kościołowi tego osiągnąć, skumulowana w nim energia rozchodzi się poziomo, wiele dobra czyniąc. Hospicja, świetlice środowiskowe, te studnie dla Afryki – to w tej chwili przychodzi mi na myśl. Mam tego świadomość. Ale: Jezus mnie kocha? Bez wzajemności.
Chrześcijaństwo na opak, satanizm, dla mnie cały czas jest chrześcijańskie i też za nim nie przepadam.
Wojsko? Tak, byłem w syfie. To źli ludzie, którzy mają służyć dobrej sprawie. I całe szczęście, że zgromadzono ich tu i tam, więc nie błąkają się między nami. Rozumiem te konieczności, ale tu naprawdę trudno mi sobie w głowie uzasadnić konieczność ich funkcjonowania, bo byłem tam w środku To zagarniętych tam młodzieńców debilizowano –temu to służyło, bo aż tak porażający mieliśmy potencjał, że musieli[i]śmy go tonować. Dopiero ostatnio, od kilku lat pojawiają się tu i tam, żeby ludziom pomóc ( bo powódź), a nie po to, by do nich strzelać – ostatnio w czasie powodzi w 1997 ( SLD i PSL wtedy rządziły, a ludzie bronili wałów przeciwpowodziowych) tego próbowali.
Ja wiem, kiedy mi te demony wyłażą na wierzch i staram się ograniczać te wycieczki. Dookoła jednak spotykam całą masę ludzi, którymi ich demony zawładnęły. I jeśli tylko wyjdą na powierzchnie, to rządzą. Spotykam ludzi, którzy wyznaczają obszary/tematy tabu: nie rozmawiamy o polityce, o religii. To przetrawiona świadomość tego, że gdy te diabły wyciągniemy na wierzch, to nie ma nad nimi panowania i spotkanie z kimś takim kończy się wylewem nienawiści. I nie jest to jak w „1984” pięć minut nienawiści, ale godzina, dwie… Stefan Niesiołowski mówiący o posunięciach PiS. I moi koledzy z pracy komentujący nad kanapką w czasie przerwy to co stało się wczoraj i co pokazała TV. Wielu ludzi wokoło patrzących na świat z zamkniętym jednym okiem. Ukłutych przez życie i szukających Żyda dyżurnego, który za to odpowiada. Dlatego plują jadem na tych, na tych i w ogóle. Czytając znalazłem wielu takich ratlerów, ujadających w jedną konkretną stronę. Zawirusowanych jest mrowie, ale strasznie robi się wtedy, gdy taki diabełek realizuje swój pomysł. Nie gdy pisze powieść, ale już gdy pisze ustawy.
[i][i][i]