Autor | |
Gatunek | publicystyka i reportaż |
Forma | artykuł / esej |
Data dodania | 2020-03-22 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 1267 |
Zacznijmy zatem od naszego - tak czującego - serca:
*Serce. Cała jego tajemnica została na zawsze rozstrzygnięta - to ta niekształtna bryła wielkości pięści, w brudnokremowym kolorze. Bo to jest właśnie kolor naszego ciała, szarokremowy, szarobrązowy, brzydki, trzeba go zapamiętać. Nie chcielibyśmy takich ścian w naszym domu ani takiego samochodu. To kolor wnętrza, ciemności, miejsc, gdzie nie dociera słońce, gdzie materia kryje się w wilgoci przed cudzym wzrokiem, a więc nie musi się już popisywać. (...)
W rzeczywistości od środka jesteśmy pozbawieni koloru. Gdy serce porządnie wypłucze się z krwi, tak właśnie wygląda - jak glut.*
(Bieguni, s. 28)
Tymczasem - wbrew tej powszechnej już wiedzy - na całym świecie wszyscy do dzisiaj uparcie wierzymy, że organ ten - to siedziba najwznioślejszych naszych uczuć i porywów; to przez serce (lub jego brak) definiujemy nasze człowieczeństwo i wszystko, co w nas najlepsze, utożsamiamy wyłącznie z sercem; ktoś jest serdeczny - bo ma serce; serduszko jest piktogramem miłości; Rosjanie np. mówią cali *w sercach*, czyli z głębi serca; Anglicy śpiewają *All My Heart*, sercem każdego kraju jest stolica, na temat serca napisano setki wierszy, piosenek, wypowiedziano milion sentencji, mądrych (i niemądrych) uwag itd., itd, itd.
A przecież serce - to tak naprawdę gołym okiem widoczny tylko... glut. *Pulvis es et in pulverem reverteris* /Księga Rodzaju, Ecclesiastes 3,1/
Jako wytrwały biegun, chwaląc się swymi zagranicznymi wojażami, mówisz z sercem: tam byłem, tam i tam byłem, tu i tu byłem...
*Ale co to znaczy ``byliśmy``? Gdzie się podziały te dwa tygodnie we Francji, które dziś dają się ścisnąć do zaledwie kilku wspomnień - nagłego uderzenia głodu pod murami średniowiecznego miasta i mgnienia wieczoru w knajpce pod dachem obrośniętym winoroślą. Co się stało z Norwegią? Został z niej tylko chłód wody w jeziorze i dzień, który nie chciał się skończyć, i jeszcze radość z piwa kupionego tuż przed zamknięciem sklepu czy oszałamiający pierwszy widok fiordu.*
(j.w., s. 29)
Czym są te wszystkie nasze podróże - te małe (z kuchni do łazienki) i duże airlinerem z Okęcia do Singapuru? Co zapamiętujemy z nieodległego wczoraj, siedząc dzisiaj w 4 ścianach swojego na całej Ziemi przymusowego więzienia?
*Życie /identyfikowane z podróżą/ jest sumą oddechów* /Sydney Polak - *Otwieram wino*/
*(...) ludy osiadłe, rolnicze wolą przyjemności czasu kolistego, w którym każde wydarzenie musi wrócić do własnego początku, zwinąć się w embrion i powtórzyć proces dojrzewania i śmierci /zgodnie z cyklem pór roku narzuconym przez wędrówkę Ziemi wokół Słońca/. Lecz nomadzi i kupcy, gdy wyruszają w drogę, musieli wymyślić dla siebie inny czas, który lepiej odpowiadałby podróży. To czas linearny, bardziej użyteczny, bo jest on miarą dążenia do celu i narastania procentów. Każdy moment jest inny i nigdy się nie powtórzy, sprzyja więc ryzyku i brania pełnymi garściami, korzystaniu z chwili. Lecz w gruncie rzeczy było to gorzkie odkrycie - kiedy zmiana w czasie jest nieodwracalna /nie ma szans na cofnięcie błędu/, utrata i żałoba stają się czymś codziennym.*
(opus cit, s. 61)
To rozróżnienie czasu kolistego
- kiedy wszystko kręci się wokół nas po tej samej trajektorii, i zawsze w koło macieju wracasz do kolejnej wiosny, lata, jesieni, zimy - i znowu apiać do tej wiosny, i tak aż po życia kres, a sam człowiek dzięki temu nieuchronnie się doskonali i w tym kołowrocie szlachetnieje jak najlepsze wino -
od czasu linearnego
- kiedy nigdy 2 x nie wchodzisz do tej samej rzeki -
ma fundamentalne znaczenie dla całej naszej prywatnej filozofii życia: jesteś radośniejszy, kiedy wiesz na pewno, że na swojej bieguna drodze znowu spotkasz się z Matką, znowu przeżyjesz pierwszą miłość, znowu zarobisz swój pierwszy milion, znowu..., znowu..., znowu...
Kto (lub co) ci zatem przeszkadza, by powrócić tam, gdzie zacząłeś stawiać swe pierwsze kroki?!
Myślę, że szczególnie ludzie starsi chętnie wracają do swojej przeszłości, gdyż żyją wspomnieniami.
Pięknie refleksje i podsumowanie - może zachwycić.
oceny: bezbłędne / znakomite
Średni statystyczny Amerykanin co PIĘĆ LAT pakuje swoją najbliższą rodzinę i wyrusza w nieznane nie dlatego, że jest mu tak dobrze. On ucieka od złej nieudanej przeszłości: od złych relacji z szefem, od szczekliwych, ujadających sąsiadów, od stagnacji /która jest synonimem zamierania/, od zabójczego /w wielkim toksycznym mieście, w górskich kotlinach Kordylierów czy na rozległych jak na Florydzie bagniskach/ klimatu et cetera, et cetera.
ZAMIAST jednak uciekać od problemów /jak to robi bezmyślne zwierzę/ ludzie powinni stawiać im czoła!
Strategie ucieczki wszystkich biegunów świata są
JAK TO GOŁYM OKIEM WIDAĆ
kompletnie nieefektywne: marnujemy kupę czasu /i pieniędzy, które są na naszym Dzikim Zachodzie z czasem tożsame/ na kolejne przeprowadzki, na kolejne małżeństwo, na adaptację do kolejnego nowego miejsca pracy itd., itd.
zamiast robić solidny trwały porządek tam, gdzie jesteś. Masz kłopoty? Na kłopoty Bednarski!