Przejdź do komentarzyRozdział 6. Antylopa gnu
Autor
Gatunekobyczajowe
Formaproza
Data dodania2021-09-29
Poprawność językowa
- brak ocen -
Poziom literacki
- brak ocen -
Wyświetleń716

- Bo masz pan je tak czarne jak najczarniejsza smoła. Czy przypadkiem nie od brudu?

- Jest pan żałosnym zerem! - natychmiast odparował Panikowskij.

- I to do mnie te słowa? Do waszego zbawiciela? -  łagodnie spytał Ostap. - Adamie Kazimierowiczu, będzie pan uprzejmy na chwileczkę zatrzymać się. Dziękuję panu. Szura, gołąbku kochany, proszę przywrócić poprzedni status quo.


Bałaganow nie zrozumiał, co oznacza zagraniczne *status quo*, jednak z samego tonu głosu komandira pojął, w czym rzecz, więc z uśmiechem wstrętu chwycił Panikowskiego pod pachy, wytaszczył go z *Antylopy* i posadził na środku pustej drogi.


- Panie student, niech pan wraca do Arbatowa. - sucho rzekł Bender. - Już tam z wielką niecierpliwością czekają pańscy właściciele gęsi. Nie potrzeba nam tutaj żadnych barbarzyńców. Wystarczy, że sami nimi jesteśmy. Jedźmy!

- Już więcej nie będę! - błagalnie zawołał Panikowskij. - Jestem tylko znerwicowany!

- To padnij pan na kolana.


Panikowskij tak śpiesznie padł na klęczki, jakby podcięto mu nogi.


- No, dobra! - powiedział Ostap. - Wasza prawdziwie modlitewna poza nas satysfakcjonuje. Jesteś pan przyjęty warunkowo, do pierwszego naruszenia dyscypliny, z nakazem przejęcia od dzisiaj obowiązków pilnej służby we wszystkim.


*Antylopa gnu* przyjęła z powrotem na swe łono spokorniałego grubianina i po chwili popędziła dalej, kołysząc się na wszystkie strony, jak cmentarny karawan.


Po dwóch kwadransach skręciła na wielki Nowozajcewskij Trakt i, nie zwalniając, wjechała do sporej wioski. Przed domem z sosnowych bierwion, na dachu którego rósł krzywy i rozgałęziony maszt radiowy, właśnie zebrała się kupa ludzi. Z gromady wystąpił naprzód jakiś facet bez brody, w ręku trzymając kartkę.


- Towarzysze! - wrzasnął z gniewem. - Ogłaszam nasze uroczyste zebranie za otwarte! Pozwólcie uznać te owacje...


Już zaglądał do swojej wcześniej napisanej ściągi na papierze, ale zauważywszy, że nadjeżdżająca zielona taksówka nie zatrzymuje się, przestał dalej czytać.


- Wszyscy do Autodoru! - śpiesznie powiedział i, patrząc na mijającego ich w aucie Ostapa, dokończył. - Zorganizujemy seryjną produkcję nowoczesnych radzieckich samochodów! Czas, by stalowe konie zamieniły starą chłopską szkapę.


I już w pogoni za oddalającym się w kurzu i hałasie pojazdem, przekrzykując radośnie wiwatujący tłum, wykrzyczał ostatnie hasło:


- Automobil - to nie żadna rozkosz ni fanaberia, a zwykły środek lokomocji!


Za wyjątkiem Bendera wszyscy pozostali antylopowcy byli naprawdę zaniepokojeni tak uroczystym spotkaniem, więc, nic nie rozumiejąc, kręcili się na swych siedzeniach jak te pisklątka w gniazdku. Panikowskij, który w ogóle nie lubił większych skupisk ludzi w jednym miejscu, bojaźliwie przycupnął za burtą tak, że oczom mijanych wieśniaków ukazało się jedynie przybrudzone rondo jego słomianego kapelusza. Sam Ostap wcale się niczym nie przejmował; zdjął swoją furażerkę z białym denkiem i na okrzyki powitania odpowiadał pełnym dumy pochyleniem głowy w ukłonach to na prawo, to znów na lewo.



1931

  Spis treści zbioru
Komentarze (0)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
brak komentarzy
© 2010-2016 by Creative Media
×