Przejdź do komentarzyIdę
Tekst 26 z 27 ze zbioru: Miejska etnografia
Autor
Gatunekpublicystyka i reportaż
Formaartykuł / esej
Data dodania2021-11-07
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń768

IDĘ

Ślad węglowy – ten neologizm – tu nie występuje. Bo kiedy mogę, to idę zamiast jechać. To niewielkie ma znaczenie przy korzystaniu z komunikacji publicznej, bo czy  ja wsiądę jako 5, 6 pasażer, to i tak autobus spali mniej więcej tyle samo. A jeśli pójdę pieszo, to autobusowi niewiele zmieni. Mnie zaś w głowie pozostawi ślad trwalszy, pogłębiony. Czy ja będę łazikiem, będę uprawiał polish walking, flaneur – to tylko nazwy używane do określenia pewnego konkretnego sposobu aktywności. Esencja pozostaje ta sama. Idąc 5 minut w tą czy w tamtą niewielką robi różnicę czasowo, ale doznania! Ostatnio z okien autobusu zauważyłem ścieżkę prowadzącą gdzieś w zarośla, gdzieś tam – o jak to korci: dokąd ona prowadzi? Zbadam to jutro.


A ponieważ chodzę, to – nigdy byście się tego nie spodziewali, to spotykam się  - gdy o tym mówię – z różnymi reakcjami. Wracam do domu, czasem, sporadycznie, stochastycznie,  pieszo z pracy ( kolega z bloku obok to sprawdził jadąc: 9,5 kilometra to jest, a pieszo 1,5 godziny) i słyszę: mnie by się nie chciało.

Odprowadzając do bazy, na jamę pijanego sąsiada, czyli siłą rzeczy poruszamy się powoli, ostrożnie, znajduję banknoty. Zresztą wielokrotnie podnoszę z chodnika pieniądze. Ale o tych papierowych  - stówy – opowiedziałem w pracy kolegom totolotkowym hazardzistom –i włączyła się zazdrość, że ja znalazłem, a im się takie wydarzenia nie trafiają. To przecież jest proste – tłumaczę im i objaśniam – bo pieniądze leżące na ulicy znajduje się, kiedy  się nią idzie, a nie jedzie. Tu główną rolę gra tempo przemieszczania się i skupienie na kierowniku albo chodniku. Oni szanse na takie znaleziska mają tylko na parkingu przed marketem, gdy parkują albo wsiadają z zakupami. Ja bilon z chodnika podnoszę, bo on się na nim poniewiera, a ja gibki jestem i się poń schylam.


Popularyzacja samochodów, pomijając już podnoszenie z chodnika pogubionego bilonu, wiele naprawdę zmieniła w relacjach międzyludzkich, a zwłaszcza pracowniczych. Skończyło się picie wódki po pracy z kolegami – imieniny i inne okazje – bo oni jadą autem w tą i w tamtą. Atomizacja więzi, bo ja cię podwiozę, ale ty dorzuć mi się do paliwa. Koleżeńskość? Koszty!

Jeżeli się spotykamy, to najczęściej w markecie, na galerii, ale już niekoniecznie przy tym samym regale, a na bank nie przy tej samej półce. Nie mijamy się na chodniku. Ale przy kasie? W kolejce? Utknęliśmy wspólnie i co: tu wszczynać wojnę?

Ale motoryzacja ma też tą zaletę, że wielu znajomych i nie też, posiada samochody, które podwoziły mnie tu i tam. I jestem im za to wdzięczny.

Ale efekt jest taki, że nie spotykamy się, ale mijamy na skrzyżowaniach. I na portalach. I takie minięcie się na skrzyżowaniu nie kończy się rozmową i wypiciem piwa, ale tylko mrugnięciem światłami, machnięciem ręką. W ten sposób nie pogłębiamy znajomości, nie zacieśniamy relacji. Jesteśmy obok, nie razem.


Zapachy, widoki, faktura chodnika. Rozmowa z przypadkowo spotkanymi obcymi albo znajomymi. Znaleziony bilon. A wczoraj rozmowa z, kiedyś przypadkowo zapoznanym, a dziś już znajomym kapłanem rodzimowierców. To wszystko osiąga się idąc.

PS: ta ścieżka kończy się przy KZNS, na zarośniętym trawniku, gdzie stoją wraki porzuconych aut. Szczególnie malowniczy żuk chłodnia pełen starych opon jeszcze dziś zostanie dodany przez sąsiada do „kieleckich wrostów”.




  Spis treści zbioru
Komentarze (2)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
Jeżeli iść (patrz tytuł) - to iść PO COŚ. Kto idzie tylko po to, żeby chodzić, już w piętkę goni
avatar
Artykuł przedni. Kiedy się idzie ma się sporo czasu na rozmowy z innymi, dostrzega się więcej.
© 2010-2016 by Creative Media
×