Autor | |
Gatunek | obyczajowe |
Forma | proza |
Data dodania | 2022-02-21 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 593 |
- Szanowni państwo, proszę poczekać jeszcze 5 minutek, i już zaczniemy nasz obiad! - powiedział przymilnie. - Moja osobista prośba: proszę nie dotykać niczego na stołach tak, żeby wszystko było jak się patrzy.
Tanecznym krokiem pobiegł na chwilkę do kuchni, a kiedy wrócił, niosąc na półmisku jakąś wspaniałą rybę, ujrzał na sali straszne pobojowisko na wszystkich obrusach. To, co tam zobaczył, tak nie współgrało z wypracowanym przez niego co do najmniejszych szczególików ceremoniałem przyjmowania uroczystego posiłku, że wprost osłupiał. Anglik o talii tenisisty beztrosko wcinał chleb z masłem, a przechylony przez całą szerokość stołu Heinrich z pyszczka śledzia wydłubywał ziarnko śmietanki. Na stołach wszystko się pomieszało. Goście, nasyciwszy pierwszy głód, wesoło wymieniali swoje spostrzeżenia.
- W imię Ojca i Syna, co się tutaj dzieje? - zapytał, tracąc dech, stary maitre d`hotel.
- To gdzie ta zupa, dziadku? - zawołał z pełną gębą Heinrich.
Iwan Osipowicz nic nie odpowiedział, machnął tylko serwetką i odszedł precz. Wszelkie dalsze starania pozostawił swoim podkomendnym.
Kiedy dwaj kombinatorzy przedostali się jakoś do stołu, gruby facet z obwisłym jak banan nosem właśnie rozpoczął pierwszy toast. Ku swemu skrajnemu zdziwieniu Ostap rozpoznał w nim inżyniera Talmudowskiego.
- Tak! Jesteśmy bohaterami! - wykrzykiwał tamten, wznosząc przed siebie szklenicę z narzanem. - Cześć nam, budowniczym Magistrali! Ale jakież to były warunki tej naszej tutaj pracy! Obywatele! Powiem dla przykładu o potrąceniach z naszych zarobków. Nie przeczę, na Magistrali było z tym dużo lepiej niż gdzieś indziej, ale jakie tu kulturalne rozrywki dla nas?! Teatru nie ma! Filharmonii nie ma! Pustynia! Żadnej kanalizacji!.. Nie, w takich warunkach pracować ja na pewno nie będę!
- Kto jest ten gościu? - pytali jeden drugiego budowniczowie kolei. - Wiesz pan, kto to?
A tymczasem Talmudowski już wytaszczył spod stołu swoje walizy.
- Czniać na taką umowę! - krzyczał, kierując się do wyjścia. - Że co? Że niby ja mam zwrócić procent za zerwany kontrakt? To se złóżcie pozew do sądu! Do sądu, powiadam!
I, potrącając biesiadników swoimi sakwojażami, zamiast ich przeprosić, wciąż tylko wściekle pokrzykiwał: *Do sądu se z tym idźcie!*
Już późną nocą pędził spalinową drezyną, dołączywszy do kolejarzy-dróżników, jadących na południowy kraniec Magistrali. Siedział tam okrakiem na swoich walizach i wyjaśniał współpasażerom przyczyny, dla których porządny specjalista inżynier nie może pracować w takiej dziurze. Wraz z nim wracał do Taszkientu maitre d`hotel Iwan Osipowicz. W swym nieszczęściu nie zdążył nawet zdjąć fraka. Był strasznie pijany.
- Dzicy barbarzyńcy! - wołał, z trudem przeciwstawiając się naporom wiatru i grożąc kułakiem w stronę Grzmiącego Klucza. - Cały ten splendor pysznego serwisu... jak jakimś świniom z chlewa!.. Żem karmił Anton Pawłycza*), księcia Wirtereremmmberskiego*)!.. Wrócę do domu - i do piachu! Wtedy sobie przypomną Iwan Osipycza*) Tak a tak, kochanku, przygotuj bankiet, powiedzą, na 84 persony jak dla świń. A tu ja już na cmentarzu! Nie ma Iwan Osipycza*)! Odleciał do tego lepszego świata, ``gdzie nie masz ni choroby, ni smętku, ni wzdychania, a same jeno bezkresne życie``**)... Poooookój jego duuuuuuszy!
I kiedy tak żalił się nad własną mogiłką, poły jego fraka trzepotały na wietrze jak jakieś dwie czarne bandery.
1931
.............................................................
*) Anton Pawłycza, księcia Wirtereremmmberskiego, Iwan Osipycza - nasz biedny staruszek jest pijany i z trudem bełkoce :(
**) ``gdzie nie masz ni choroby, ni smętku...`` - cytat z prawosławnego wydania *Pisma Świętego*
oceny: bezbłędne / znakomite
Co tu zresztą wiele gadać? Wystarczy sobie przypomnieć nasze rodzime wielkie bale sylwestrowe - i stan sali już po pierwszym kieliszeczku