Autor | |
Gatunek | obyczajowe |
Forma | proza |
Data dodania | 2022-03-16 |
Poprawność językowa | - brak ocen - |
Poziom literacki | - brak ocen - |
Wyświetleń | 637 |
Okrzyk ten - zawsze krótki, naglący - był pierwszym wspomnieniem mademoiselle Nory z jej ciemnego, monotonnego, tułaczego dzieciństwa. To właśnie to słowo jako najwcześniejsze wymówił jej słaby, niemowlęcy język, i zawsze, nawet w sennych widzeniach, w ślad za tym okrzykiem odzywały się w jej pamięci: zimno nieogrzewanej areny cyrkowej, zapach koniuszni, ciężki galop konia, suchy trzask bicza i palący ból jego uderzenia, raptownie zagłuszający chwilowe wahanie lęku.
- Allez!*)
W pustym cyrku jest ciemno i zimno. Miejscami, ledwo przebiwszy się przez szklaną kopułę, promienie zimowego słońca kładą się słabym piętnem na malinowym aksamicie i pozłotach jakiejś loży, na tarczach z końską głową i na sztandarach, upiększających słupy; igrają na matowym szkle latarni elektrycznych i ślizgają się po stali cyrkowych przyrządów gimnastycznych i trapezów tam, na tej strasznej wysokości, gdzie splątały się liny i cała ta niewyobrażalna maszyneria. Oko z trudem rozróżnia jedynie pierwsze rzędy krzeseł, zaś miejsca z tyłu za lożami i galeria całkiem utonęły w mroku.
Trwa codzienny trening. Pięciu czy sześciu artystów w szubach i w futrzanych czapkach siedzi w fotelach pierwszego rzędu przy koniuszni i pali smrodliwe cygara. Na środku maneża stoi krępy, krótkonogi mężczyzna w cylindrze zsuniętym na kark i czarnymi wąsami akuratnie skręconymi w niteczkę. Właśnie obwiązuje długi sznur wokół talii stojącej przed nim malutkiej pięcioletniej dziewczynki, trzęsącej się ze zdenerwowania i zimna. Ogromny biały koń, którego stajenny oprowadza wzdłuż bariery, głośno chrapie, motając wygiętą szyją, i z jego nozdrzy buchają strumienie białej pary. Ilekroć tylko przechodzi blisko obok człowieka w cylindrze, zawsze z lękiem patrzy na jego knut, który mu sterczy spod pachy, trwożnie chrapie i, przysiadając, wlecze za sobą opierającego się koniucha. Maleńka Nora słyszy za swoimi plecami ich nerwowe ruchy i drży jeszcze bardziej.
Dwie mocarne ręce chwytają ją za talię i lekko podrzucają na grzbiet konia, na szeroki skórzany materac. Prawie w tym samym momencie i krzesła, i białe słupy, i drelichowe zasłony u wejść - wszystko zlewa się w jeden pstry krąg, szybko biegnący na spotkanie z koniem. Próżno ręce zamierają, kurczowo wczepiwszy się w twardą falę grzywy, a oczy zaciskają, oślepione wściekłym pędem mętnego kręgu. Mężczyzna w cylindrze chodzi wewnątrz maneża, trzyma u głowy konia koniec długiego bicza i ogłuszająco nim trzaska...
- Allez!
1897
....................................................................................
*) Allez! - z franc. naprzód! marsz!