Autor | |
Gatunek | fantasy / SF |
Forma | proza |
Data dodania | 2022-04-09 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 563 |
Wśród żabich udek zamkniętych w słoikach i spiżowych węży, pośród gałązek oliwnych, arcybiskup gnieźnieński Pełka czuł się nieswojo. Hermetycznie. Źle znosił mdły zapach potu w komnatach królestwa teogonii orfików i aksjomatu jedności materii. Uroboros! Ileż by dał monet własnych, arcybiskupich, za zniszczenie tego mitu o kosmicznej sprawiedliwości, ba! - wszystkich mitów! - przecież sprawiedliwość jest jedna – boska.
Jeszcze tylko przejść korytarzem przez zasłonę, jeszcze tylko wypchany przez taxi, derm - krokodyli pysk, a obok ibis i pawian we wcieleniu Thota.
Uff, gorąc, to piec Atanor i alchemik Joachim, ze szczypcami w dłoniach. Pochylony nad ogniem dostrzega duchownego, ale dalej woła: „Visita Interiora Terrae Rectificando Invenies Occultum Lapidem!”. Syk i buchająca para! Transmutatio udane, złoto z żelaza! Złoto!
Namacalna przemiana, świecąca żółcią, ością w gardle Pełce, bo prawdziwa jest tylko podczas mszy- misterium, chleba i wina w Ciało i Krew Boga.
- Dużo dzisiaj kruszcu? - spytał przybysz.
- Jedna grzywna, aż osiem uncji. - Wyliczył zgodnie z prawdą magik. - Ale wy zapewne w innej sprawie, czuję to. Macie jakąś intencję.
- Miałem objawienie, zstąpił z nieba archanioł Michał.
- We śnie?
- Na jawie. Wywijał mieczem ognistym, czubek ostrza we mnie skierował i rzecze – „Coś trzeba zrobić z zabobonami w Polsce. Czarownicami. Mieszko chrzest ziem tych przyjął, a nadal skrzaty do mleka szczają. Ja tobie robotę daję, zacznijcie od Skarbnika.”
Nastała cisza, wiszące pod sufitem i spreparowane zwierzęta, jakby z wyrzutem patrzyły na arcypasterza. Nawracać pogańskie, leśne chochliki? Chrzcić czarownice?
- Mam pomysł, weźmiemy ze sobą biblię – odezwał się w końcu Joachim. - Ruszamy do Wieliczki.
- Wspaniale!
Do kopalni soli wybrali się w niedzielę. Czarodziej na czarno, w szacie z kapturem i wywiniętymi rękawami. Z pentagramem na szyi. Metropolita w stroju chórowym w bieli i fiolecie, niósł torbę, a w niej przedmiot dla mieszkańca sztolni i chodników. Biblię Pauperum.
Mijając psy węgierskie i szlafy, grotę z halitami, schodzili coraz głębiej.
W czeluściach wyrobiska, przy ścianie tunelu, pojaśniało. Słychać było stukot kilofem, tu haeretica pravitas spotka religiosa simplicitas. Pojawił się, strzegący górników przed niebezpieczeństwem, prastary duch – Skarbnik. Z długą brodą i kagankiem w ręku, w mokrych butach.
- Po co przyszliście? Zawracanie głowy.
- A czujecie niepokój? Przemierzając korytarze nie widzicie ducha potężniejszego? Ducha Świętego? Ducha poświęconej kopalni? - Zasypywał pytaniami arcypasterz,
- Czuję.
- Donum mam dla ciebie. Księgę, przy której nawrócenia doznasz i nam pomożesz.
- Przeczytam.
Wrócili po tygodniu, w to samo miejsce, Skarbnika nie było. Czekali więc. Uśmiech Joachima w świetle pochodni wyglądał złowieszczo, jakby w tych przepastnych rękawach coś miał do ukrycia. Pełka odmawiał Ave Maria za powodzenie misji. Słowa niosły się echem.
W blasku światła, jak poprzednio, i pewnie setki razy wcześniej, ze ściany wyszła znajoma zjawa. Z biblią pod pachą.
- Przeczytałem, ale to ludzkie sprawy, nie duchowe.
- Jak najbardziej duchowe, by rzec przygotowane dla ciebie. W Piśmie Świętym wszystko jest prawdą. Najważniejsze, że wierzysz w prawdę, bo wierzysz, prawda? - Grzeszył Pełka demagogią, wyrzucając z siebie dziwne konstrukcje zdań.
- Wierzę w prawdę.
- To wierzysz też na pewno w Jezusa Chrystusa – syna bożego.
Joachim się wtrącił - Znaczy Joshuę, namaszczonego, a Chrystus to nie miano, tylko przydomek - Christos z greki. Gnostycznie rozpalał do czerwoności czakrę krzyżową. Bo prawdziwa alchemia jest między kobietą i mężczyzną podczas aktu miłosnego, przecież Jozue miał dzieci i żonę...
- Milcz, heretyku! Miałeś pomagać! Uwagi te zachowaj dla siebie i innych szarlatanów – przerwał purpurowy ze złości Pełka – Skarbniku! By spokojnie chodzić wśród tych białych i słonych ścian, chrzest przyjmiesz. Ale nie sam. Razem z innymi stworzeniami, które czczą poganie i lud ciemny. Zgadzasz się?
- Zgadzam.
Zgodę dał Skarbnik i niczym Judasz, swoich wydał. Bo opisał arcybiskupowi, że na Łysej Górze, w Noc Kupały, sabat czarownic. I przybędzie Arkonost, Sirin i Gamajun. Domowik wraz z Porońcem. Zagulgota Utopiec a Leszy wystąpi z kniei. Dydko z Dolą, Raróg z Rusałką i chochliki i skrzaty. Cały świat słowiańskich wierzeń ludzkich w nadprzyrodzoną siłę, przybędzie w gości.
Sabat trwał w najlepsze. Zgodnie ze zwyczajem paliły czarownice ogniska, biorąc płomień ze smolnej, obrotowej szprychy. Tylko postawiły kocioł na środku, ugotują zupę.
Wzięły wiedźmy witki i na obrzeżach polany rysują krąg w ziemi. Najstarsza zaś mniejszy przy samym garnku. Wołają – Kręgi magiczne! Circulos magica! Niech przyjdą zaproszeni! Innym wara!
Zaproszeni przyszli. Wszelakie leśne stwory z bajań, straszne i groteskowe. Paru czartów z Rokitą. Sam Skarbnik.
Od lasu idąc żwawo, z kropidłem w ręku, przeżegnał się Pełka. Wejść na halę nie może. Jak od ściany odbija, słyszy rechot czarownic. Zaczął pacierz odmawiać... nagle siedem trąb zagrało! Snop żółtego światła z góry pada na garniec, z nieba archanioł zlatuje! W dłoni lanca, w drugiej tarcza, a na niej motto: „Quis ut Deus”. Deus ex machina!
Przerywa Michał bosą stopą krąg magiczny, zamazuje ślad. Przepuszcza arcybiskupa, gar obchodzi, niszczy mniejszą barierę. Woda w kotle ostygła.
- Egzorcyzmuję cię stworzenie wody w Imię Boga Wszechmogącego i Imię Jezusa Chrystusa, Syna Jego Pana Naszego i w mocy Ducha Świętego: abyś stała się wodą egzorcyzmowaną do odpędzenia wszelkiej mocy nieprzyjacielskiej i samego nieprzyjaciela i abyś mogła tegoż nieprzyjaciela wykorzenić i usunąć razem ze swoimi zbuntowanymi aniołami przez moc Pana Naszego Jezusa Chrystusa, który przyjdzie sądzić żywych i umarłych i świat przez ogień. Amen! - Święcił aqua metropolta.
Nici z zupy. Chrzcić będą! - syczą czarownice. Jakim prawem?!
- Boskim prawem! - grzmiał Pełka – Dziś dwudziesty drugi czerwca! Jutro wigilia świętego Jana Chrzciciela! Nadaję tej nocy jutrzejszej, nazwę Nocy Świętego Jana!
- Noc Świętojańska! - wrzeszczą strzygi.
- Ja was chrzczę w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego! - Machał ksiądz kropidłem na cztery strony świata.
- I co? Nie czuję zmiany – stwierdziła Boginka.
- Ja też.
- I my – potwierdziły chochliki.
- Grzech został pogrzebany w wodzie, spłynęła na was łaska. Jesteście namaszczeni i oświeceni. Macie szatę i pieczęć. Amen!
- Amen! - krzyknęli chórem wszyscy ochrzczeni.
Skończyły się psoty i sikanie do dzbanka, skończyły straszenia po nocach, skończyły też patronaty nad naturą. Byle nie popełnić grzechu. Nieśmiertelność też stracona, zestarzały się i umarły leśne dziady i baby, czorty i upiory, skrzaty i zmory. Żyją za to życiem wiecznym w niebie i zostaną wskrzeszeni w dniu ostatecznym.
Coś za coś.
oceny: bezbłędne / znakomite
i nikomu z nich nawet do głowy nie przyjdzie, że stoi to w jawnej sprzeczności z nauką katechizmu,
o którym nic prawie zresztą nie wiedzą.
Machał ksiądz kropidłem na cztery świata strony.
(patrz odpowiedni fragment na wiatr rzucanych egzorcyzmów)
nie swego własnego tak unikalnego języka,
a kompletnie nam obcej
zza 7 gór, zza 7 rzek
łaciny
?!
??
Bo cała potężna reszta w ogóle nie ma bladego zielonego fioletowego pojęcia o jego istnieniu
??
chociaż wszyscy /my-Polacy/ żyjemy w coraz bardziej rozlatującym się colosseum Jerozolimy!
Gdzie Rzym, gdzie Krym, gdzie Niedźwiedzica Mała...
(patrz znana piosenka)
Jedynie szkolna dziatwa to wiedziała
oceny: bezbłędne / znakomite