Autor | |
Gatunek | obyczajowe |
Forma | proza |
Data dodania | 2022-10-28 |
Poprawność językowa | - brak ocen - |
Poziom literacki | - brak ocen - |
Wyświetleń | 507 |
Cześć wszystkim! Ten tydzień obfitował w poważne rozmowy. Dowiedziałam się paru ważnych rzeczy o mojej matce oraz jej podejściu do Pawła. Może po prostu nie będę przedłużała i przejdę do sedna.
Poniedziałek, Dwudziesty czwarty października.
Muszę wam się przyznać, że od pamiętnego wieczoru faktycznie nie mogłam przestać myśleć o tym, że teoretycznie wypadek Pawła się nie zdarzył. Nic mi się tu nie zgadza i do dziś nie umiem sobie tego logicznie poskładać. Zastanawiałam się, czy jest ktoś, kogo mogę o to wszystko zapytać, ewentualnie dyskretnie podpytać. Wczoraj, czyli w niedzielę siedziałam sobie na moim łóżku. Z racji, że mam je przy oknie, które wychodzi na podwórze, to tam skierowałam mój wzrok. Na uszach miałam słuchawki, z których płynęło sovietwave. Nagle na podwórku zauważyłam babcię i wtedy mnie olśniło! No tak! Najciemniej pod latarnią! Przecież może od dziadków czegoś się dowiem. I to nie tylko o samym wypadku. Może też zrozumiem, czemu moja mama zachowuje się jak się zachowuje. W końcu są jej rodzicami, mogą więc znać powód. Zrobiło mi się głupio, że od czasu naszej sierpniowej przeprowadzki nie byłam u nich ani razu. Ignaś jest tam praktycznie codziennie. Nawet Oskar znajduje czas dla dziadków, tylko ja wypadam dość kiepsko na ich tle.
Przed wczorajszą kolacją poprosiłam tatę, by zapytał babcię, czy mogę dziś przyjść do nich po lekcjach. Kiedy odbierał mnie ze szkoły, powiedział, że dziadkowie już na mnie czekają.
Od razu z samochodu zostałam zaprowadzona do domostwa babci i dziadka. Zaproszono mnie do salonu, gdzie można się poczuć jak w latach osiemdziesiątych. Meble ze sklejki, długa ława, po obu jej stronach fotele. Zostałam usadzona na jednym z nich. Rodzice oraz ciocia z wujkiem już dawno namawiali dziadków, by kupili coś nowego. W końcu dziadka jako wójta, a babcie jako właścicielki jedynej w okolicy kawiarniani na to stać. Jednak zawsze odmawiali. Twierdzą, że są przywiązani do tradycji, a meble i tak każdego lata odnawiają. Zresztą oni we wszystkich dziedzinach życia są bardzo tradycyjni.
Babcia jak zwykle uściskała mnie serdecznie. Dziadek natomiast powitał mnie mocnym uściskiem dłoni. Dostałam moje ulubione ciasto, czyli karpatkę. Na początku rozmowa toczyła się normalnie. Były pytania o szkołę, koleżanki, oceny i moje postępy w rehabilitacji. Nie chciałam przerywać tej atmosfery przypominaniem im o Pawle. Może nawet nic nie wiedzą o tym jak było naprawdę? Może też znają jedynie oficjalną wersję zdarzeń? Jednak sprawa Ignasia nadal mnie męczyła. W końcu to ich ulubiony wnuk. Pewnie nie chcieliby, aby mieszano mu w główce. Z trudem więc opowiedziałam im sytuację, która miała miejsce, gdy pilnowałam braciszka. Zaraz tego pożałowałam. Babcia tragicznie zbladła, a dziadek wręcz poczerwieniał ze złości.
- Zawsze wiedziałem, że jest nienormalna! - Zahuczał dziadek.
- Stasiek! Tak mówić o własnej córce?! - Babcia była oburzona.
- Baśka, uspokój się! Wiesz, że mam rację. Pamiętasz, co było z Kaliszem?!
- Z Kaliszem?! Z Tomaszem Kaliszem? - Wtrąciłam się do ich dialogu.
- A skąd! O Tadeuszu Kaliszu mówiłem! To ojciec tego całego twojego rehabilitanta. Tadek to mój kolega jest. Kiedy Aniela chodziła do liceum, to on tam dyrektorował. Nie miał z nią łatwo, oj nie miał!
Czy to dlatego mama nie chciała poruszać tematu Tomka? Bo miała na pieńku z jego ojcem? Czemu nie powiedziała po prostu, że nie chce o nim gadać, tylko wmawia mi, że on nie istnieje? No i dlaczego Tomek nic mi nie powiedział o tym, że jego ojciec był dyrektorem szkoły, w której teraz pracuje? Z drugiej strony nie musi mi się zwierzać. Może go o to zapytać?
Tymczasem dziadkowie kontynuowali wymianę zdań. Babcia mamę broniła, a dziadek wręcz przeciwnie. Bałam się, że któreś z nich zaraz zejdzie na zawał. Sami rozumiecie, iż nie miałam serca zadawać już innych pytań. Ostatecznie udało mi się skierować rozmowę na bezpieczniejsze tory. Temat zszedł na przeczytane przez nas wszystkich książki, a potem jakoś poszło. Do domu wróciłam dwie godziny później wyściskana przez babcię i obdarowana zapasami karpatki. Mimo wszystko to była miła wizyta.
Wtorek, Dwudziesty piąty października.
Od nadmiaru informacji boli mnie już głowa. Chciałam być odważna i zapytać na dzisiejszych zajęciach Tomka o jego ojca. Nie zdobyłam się jednak na to. Patrycja jeszcze przed zajęciami zapytała mojego tatę czy mogą mnie wziąć do siebie. Zgodził się. Postanowiłam wtedy, że zapytam o wszystko Tomka na spokojnie u niego w domu.
Właśnie kierowaliśmy się w stronę ich auta, gdy w świetle parkingowej latarni zauważyliśmy stojącą nieopodal Paulinę. Podeszła do nas. Nic nie zostało z jej hardości, którą promenowała w czasie naszej poprzedniej rozmowy. Teraz wyglądała na mocno wyczerpaną.
- Nie odpowiadałaś na wiadomości, przyszłam więc osobiście.
Stałam, wpatrując się w nią milcząco. Nie mogłam znaleźć słów usprawiedliwienia dla mojego tchórzostwa. Nawet wczoraj do mnie pisała, a ja migałam się od tego jak mogłam, byleby jej nie odpisać. Z sytuacji uratował mnie Tomek.
- Dziewczyny, powinnyście porozmawiać. Najlepiej na neutralnym gruncie, czyli u nas. Co wy na to? Miejsca w samochodzie jest dość.
Zgodziłyśmy się. Chyba obie chciałyśmy mieć to już wszystko za sobą.
W mieszkaniu zostałyśmy usadzone przy tym solidnym drewnianym stole. Dostałyśmy nawet gorącą czekoladę z piankami.
Czułam się w obowiązku przeprosić Paulę za to, że jej nie wierzyłam. Zrobiłam to. Potem na przemian z Tomkiem i Patrycją opowiadaliśmy jej o tym, czego się dowiedzieliśmy. Paulina wysłuchała nas z zainteresowaniem.
- Nie zaskoczyło mnie to. Nie zdziwiłoby mnie, gdyby ten cały wypadek został wymyślony przez twoją matkę, a Paweł zginął w jakiś inny sposób. Nina, nie patrz tak na mnie. Nie mówię, że tak na pewno było, bo nawet ja nie mam do tej wersji większej pewności. Po prostu twoja matka od zawsze była dziwna. Kiedyś chodziłam z Pawłem na dodatkowe zajęcia z plastyki. Nie było tygodnia, w którym twoja matka nie zrobiła awantury. Raz wmówiła nawet prowadzącej, że ma zamiar uprowadzić jej synusia. To było chore, a pani Wiesia o mało nie straciła przez to pracy.
Chciałam to jakoś poukładać sobie w głowie, aczkolwiek Paulina nie dała mi takiej możliwości.
- Jeśli już grzebiecie w tej sprawie, to chcę do was dołączyć. Jest to też w moim interesie.
Patrycja zgodziła się chętnie. Tomek trochę mniej, lecz w końcu udzielił przystanął na propozycje. Nie byłam w stanie zapytać Tomka o jego ojca przy Pauli. Nie teraz. Zdziwiłam się, że tak łatwo zgodzili się na jej uczestnictwo w tym wszystkim.
Na koniec Paulina mnie przytuliła. Nieco niezgrabnie odwzajemniłam gest. Być może będę miała kolejną osobę, która jest mi przychylna?
Uff, to wszystko na dziś! Trzymajcie się!