Autor | |
Gatunek | satyra / groteska |
Forma | proza |
Data dodania | 2024-06-06 |
Poprawność językowa | - brak ocen - |
Poziom literacki | - brak ocen - |
Wyświetleń | 182 |
Marcin pracował jako specjalista wsparcia audytu finansowego dla klienta niemieckiego w wielkiej korporacji. Jego praca polegała na analizowaniu danych finansowych, przygotowywaniu raportów i prezentacji, a także komunikowaniu się z audytorami i klientem. Było to dość stresujące i wymagające zajęcie, ale lubił wyzwania i możliwość rozwoju.
Pewnego dnia, po ciężkim dniu pracy, Marcin postanowił wrócić do domu tramwajem. Nie miał biletu okresowego, więc skorzystał z aplikacji mobilnej, która pozwalała na kupowanie biletów za pomocą kodów cyfrowych. Wsiadł do tramwaju na ulicy Świętokrzyskiej i usiadł na wolnym miejscu. Zauważył, że na ścianie obok był wywieszony kod QR i liczbowy. Marcin pomyślał, że tego rodzaju kod musi wpisać w aplikacji, więc zeskanował go telefonem i potwierdził zakup biletu.
Marcin nie zdawał sobie sprawy, że popełnił błąd. Okazało się, że kody QR i liczbowe są rozwieszane w każdym pojeździe i każdy jest inny. Należy wpisać ten, najbliżej którego się siedzi lub stoi, natomiast on wpisał kod z innego tramwaju, który jechał obok. Było to absurdalne i nieuczciwe, ale jednak do tego doszło.
Nie minęło wiele czasu, gdy do tramwaju Marcina weszli kontrolerzy. Poprosili go o pokazanie biletu, więc pokazał im telefon z potwierdzeniem zakupu. Jeden z nich spojrzał na niego i zaczął się śmiać. Powiedział, że to jest zły kod i że musi zapłacić karę. Marcin nie uwierzył mu i sprzeciwił się. Powiedział, że to jest błąd i że nie wiedział o tej dziwnej zasadzie. Poprosił o wyjaśnienie i wyrozumiałość.
Kontrolerzy nie chcieli słuchać. Byli bezwzględni i agresywni. Powiedzieli, że nie ma żadnego wyjaśnienia i że Marcin musi zapłacić karę albo spotka go surowa kara cielesna. Nie miał przy sobie wystarczająco pieniędzy, więc odmówił zapłaty. Wtedy jeden z kontrolerów chwycił Marcina za rękę i wyciągnął z tramwaju. Jeden przytrzymał go na przystanku, a drugi zaczął bić. Uderzał pięściami i kopniakami po całym ciele. Marcin krzyczał i prosił o litość, ale nikt mu nie pomógł. Pozostali pasażerowie patrzyli na to obojętnie lub z lękiem. Niektórzy nawet robili zdjęcia i nagrywali filmy.
Po kilku minutach kontrolerzy przestali bić Marcina i zostawili go leżącego na ziemi. Powiedzieli, że to jest nauczka dla niego i dla innych, którzy nie przestrzegają zasad. Odeszli, a Marcin został sam. Był cały posiniaczony i zakrwawiony. Bolało go wszystko. Nie mógł się poruszyć ani wstać. Czuł się upokorzony i bezsilny.
Marcin nie wiedział, jak długo tam leżał. W końcu, ktoś zadzwonił po karetkę i policję. Marcin został zabrany do szpitala i zrobiono mu badania. Miał kilka złamań, siniaków i ran. Lekarze powiedzieli, że potrzebuje operacji i długiej rehabilitacji. Policja powiedziała, że będą szukać sprawców i że Marcin ma złożyć zeznania.
Marcin nie wiedział, co będzie dalej. Nie wiedział, czy odzyska zdrowie i czy sprawiedliwość zostanie wymierzona. Nie wiedział, czy będzie mógł wrócić do pracy i czy nie straci klienta. Nie wiedział, czy będzie mógł zapomnieć o tym koszmarze i czy nie będzie się bał jeździć tramwajem. Nie wiedział, czy kiedykolwiek będzie szczęśliwy.
Wszystko przez zły kod cyfrowy.