Autor
Gatunekhistoryczne
Formaproza
Data dodania2012-07-29
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń3087

Od zarania istnienia kolei aż do zakończenia drugiej wojny światowej konduktorem rewizyjnym w pociągach osobowych mógł być tylko mężczyzna. Natomiast w pierwszych latach powojennych, zgodnie z PRL-owską zasadą równości mężczyzn i kobiet w życiu ludowego państwa, do pracy na stanowiska konduktorów rewizyjnych zaczęto przyjmować kobiety. Od tego czasu pojawiały się w pociągach osobowych konduktorki.

Początkiem lat pięćdziesiątych w drużynach konduktorskich pociągów osobowych stacji Oświęcim zatrudnionych było kilka kobiet. Jedna z nich, imieniem Maria, zwana potocznie Mańką, była niedużego wzrostu, krępej budowy ciała, wypalała znaczną ilość papierosów wszędzie, gdzie było to możliwe, i jak się to mówi, nie wylewała za kołnierz. Poza tym nie była wybredna w słowach, wplatając w czasie rozmowy często „łacinę kuchenną”, zaś szczególnie gdy ją ktoś zdenerwował, to usłyszał odpowiednie wiązanki.

Na trasach Oświęcim – Mysłowice i Oświęcim – Czechowice-Dziedzice do kopalń „Mysłowice” w Mysłowicach, „Brzeszcze” w Brzeszczach i „Silesia” w Czechowicach-Dziedzicach dojeżdżała znaczna ilość górników. W tym czasie wagony osobowe były drugiej i trzeciej klasy, wyprodukowane jeszcze końcem dziewiętnastego wieku. Wyposażone z obydwóch stron po dwa rzędy stopni wzdłuż całej długości wagonu, miały po kilka bocznych drzwi – tyle, ile było przedziałów. Przedziały stanowiły rzędy ławek, po cztery miejsca każda, bez jakichkolwiek drzwi pomiędzy przedziałami, czyli po prostu wagon z rzędami ławek i bocznym przejściem obok nich.

Zadaniem konduktora rewizyjnego jest sprawdzanie pasażerów, czy mają bilety, i do tego ważne. Podróżny nieposiadający ważnego biletu musi go wykupić u konduktora i zapłacić karę umowną. Jeśli jadący nie chce zapłacić lub nie ma pieniędzy, to konduktor żąda dowodu tożsamości. Kiedy się zdarzy, że pasażer nie ma ważnego biletu, nie chce zapłacić i nie okazuje żadnego dokumentu, wtedy konduktor wysadza go na najbliższej stacji, gdzie jest dyżurny ruchu i przekazuje tę osobę dyżurnemu ruchu za pokwitowaniem. Odbierający pasażera wzywa milicję celem ustalenia tożsamości i egzekwowania należności za przejazd, wraz z karą umowną.

Jednego dnia, około roku tysiąc dziewięćset pięćdziesiątego piątego, konduktorka „Mańka” pełniła służbę na trasie Mysłowice – Oświęcim, między innymi wtedy, kiedy wracali z pracy górnicy. Niektórzy drzemali, inni grali w karty przy kibicowaniu kolegów, jeszcze inni rozmawiali. Na jednej ze stacji do wagonu, gdzie jechali górnicy, weszła konduktorka „Mańka”, prosząc o okazanie biletów do kontroli. Jadący machinalnie wyciągali bilety okresowe, okazując kontrolującej. Jeden z nich, śmiejąc się, powiedział, że nie ma biletu. Konduktorka oznajmiła:

– To będziemy płacić!

– Nie mam pieniędzy! – lekceważąco odpowiedział górnik.

– To proszę okazać dowód osobisty! – groźnie powiedziała kobieta, widząc jego drwiące podejście do sprawy.

– Nie mam biletu ani pieniędzy, ani nawet dowodu osobistego, i co mi pani zrobi? – uśmiechał się kpiąco.

– Będę zmuszona pana wysadzić na najbliższej stacji i oddać dyżurnemu ruchu, a on już będzie wiedział, jak to od pana wyegzekwować!

– Ha, ha, ha! – zaśmiał się szyderczo pasażer. – Musiałaby mnie pani chyba tam zanieść! – drwił nadal młodzieniec.

–Taak!? No to zaniosę! – zdenerwowała się konduktorka, nie używając nieparlamentarnych słów.

Jeden z kolegów szepnął mu:

– Nie wygłupiaj się i pokaż jej bilet.

– A mnie się nie chce, no i co mi zrobi? Takie chuchro chce górnika zanieść? – kpił pasażer.

Kontrolująca odczekała, aż pociąg stanie, podeszła wtedy do górnika, mocno złapała jego dłonie, odwróciła się tyłem do niego, zarzucając go sobie na plecy. Zaraz też szybko podeszła do najbliższych drzwi, niosąc go na plecach, zaś nogi włóczyły się za nim. Stopą kopnęła klamkę, otwierając tym drzwi, zeszła po stopniach na bardzo niski peron, włócząc go nadal, a nogi dudniły po stopniach wagonu, przy uciesze kolegów i stojących na peronie pasażerów. Pochylona, idąc szybkimi krokami, niosła niefortunnego pasażera na plecach. Podeszła ku zdumionemu dyżurnemu ruchu i opuściła górnika na peron, który jak omdlały opadł na ziemię. Powiedziała wtedy:

– Ma pan tu gapowicza, który zlekceważył urzędnika kolei państwowych, i proszę o pokwitowanie jego odbioru.

Pomogła dyżurnemu ruchu zaprowadzić osłupiałego nieszczęśnika do biura, gdzie formalnościom stało się zadość.

Od tego czasu bohaterski górnik stał się obiektem kpin kolegów, a także mieszkańców wsi, w której mieszkał, zaś konduktorka wzbudzała szacunek pośród znających zdarzenie pasażerów, jak również respekt braci górniczej, która nazwała ją „Mańka Smyk”, bo jak mówili, zasmykała ich kolegę pod nogi dyżurnego ruchu. Jeszcze przez długie lata wspominano tę zabawną historię pośród górników, kolejarzy i niektórych pasażerów.


Od zarania istnienia kolei aż do zakończenia drugiej wojny światowej konduktorem rewizyjnym w pociągach osobowych mógł być tylko mężczyzna. Natomiast w pierwszych latach powojennych, zgodnie z PRL-owską zasadą równości mężczyzn i kobiet w życiu ludowego państwa, do pracy na stanowiska konduktorów rewizyjnych zaczęto przyjmować kobiety. Od tego czasu pojawiały się w pociągach osobowych konduktorki.

Początkiem lat pięćdziesiątych w drużynach konduktorskich pociągów osobowych stacji Oświęcim zatrudnionych było kilka kobiet. Jedna z nich, imieniem Maria, zwana potocznie Mańką, była niedużego wzrostu, krępej budowy ciała, wypalała znaczną ilość papierosów wszędzie, gdzie było to możliwe, i jak się to mówi, nie wylewała za kołnierz. Poza tym nie była wybredna w słowach, wplatając w czasie rozmowy często „łacinę kuchenną”, zaś szczególnie gdy ją ktoś zdenerwował, to usłyszał odpowiednie wiązanki.

Na trasach Oświęcim – Mysłowice i Oświęcim – Czechowice-Dziedzice do kopalń „Mysłowice” w Mysłowicach, „Brzeszcze” w Brzeszczach i „Silesia” w Czechowicach-Dziedzicach dojeżdżała znaczna ilość górników. W tym czasie wagony osobowe były drugiej i trzeciej klasy, wyprodukowane jeszcze końcem dziewiętnastego wieku. Wyposażone z obydwóch stron po dwa rzędy stopni wzdłuż całej długości wagonu, miały po kilka bocznych drzwi – tyle, ile było przedziałów. Przedziały stanowiły rzędy ławek, po cztery miejsca każda, bez jakichkolwiek drzwi pomiędzy przedziałami, czyli po prostu wagon z rzędami ławek i bocznym przejściem obok nich.

Zadaniem konduktora rewizyjnego jest sprawdzanie pasażerów, czy mają bilety, i do tego ważne. Podróżny nieposiadający ważnego biletu musi go wykupić u konduktora i zapłacić karę umowną. Jeśli jadący nie chce zapłacić lub nie ma pieniędzy, to konduktor żąda dowodu tożsamości. Kiedy się zdarzy, że pasażer nie ma ważnego biletu, nie chce zapłacić i nie okazuje żadnego dokumentu, wtedy konduktor wysadza go na najbliższej stacji, gdzie jest dyżurny ruchu i przekazuje tę osobę dyżurnemu ruchu za pokwitowaniem. Odbierający pasażera wzywa milicję celem ustalenia tożsamości i egzekwowania należności za przejazd, wraz z karą umowną.

Jednego dnia, około roku tysiąc dziewięćset pięćdziesiątego piątego, konduktorka „Mańka” pełniła służbę na trasie Mysłowice – Oświęcim, między innymi wtedy, kiedy wracali z pracy górnicy. Niektórzy drzemali, inni grali w karty przy kibicowaniu kolegów, jeszcze inni rozmawiali. Na jednej ze stacji do wagonu, gdzie jechali górnicy, weszła konduktorka „Mańka”, prosząc o okazanie biletów do kontroli. Jadący machinalnie wyciągali bilety okresowe, okazując kontrolującej. Jeden z nich, śmiejąc się, powiedział, że nie ma biletu. Konduktorka oznajmiła:

– To będziemy płacić!

– Nie mam pieniędzy! – lekceważąco odpowiedział górnik.

– To proszę okazać dowód osobisty! – groźnie powiedziała kobieta, widząc jego drwiące podejście do sprawy.

– Nie mam biletu ani pieniędzy, ani nawet dowodu osobistego, i co mi pani zrobi? – uśmiechał się kpiąco.

– Będę zmuszona pana wysadzić na najbliższej stacji i oddać dyżurnemu ruchu, a on już będzie wiedział, jak to od pana wyegzekwować!

– Ha, ha, ha! – zaśmiał się szyderczo pasażer. – Musiałaby mnie pani chyba tam zanieść! – drwił nadal młodzieniec.

–Taak!? No to zaniosę! – zdenerwowała się konduktorka, nie używając nieparlamentarnych słów.

Jeden z kolegów szepnął mu:

– Nie wygłupiaj się i pokaż jej bilet.

– A mnie się nie chce, no i co mi zrobi? Takie chuchro chce górnika zanieść? – kpił pasażer.

Kontrolująca odczekała, aż pociąg stanie, podeszła wtedy do górnika, mocno złapała jego dłonie, odwróciła się tyłem do niego, zarzucając go sobie na plecy. Zaraz też szybko podeszła do najbliższych drzwi, niosąc go na plecach, zaś nogi włóczyły się za nim. Stopą kopnęła klamkę, otwierając tym drzwi, zeszła po stopniach na bardzo niski peron, włócząc go nadal, a nogi dudniły po stopniach wagonu, przy uciesze kolegów i stojących na peronie pasażerów. Pochylona, idąc szybkimi krokami, niosła niefortunnego pasażera na plecach. Podeszła ku zdumionemu dyżurnemu ruchu i opuściła górnika na peron, który jak omdlały opadł na ziemię. Powiedziała wtedy:

– Ma pan tu gapowicza, który zlekceważył urzędnika kolei państwowych, i proszę o pokwitowanie jego odbioru.

Pomogła dyżurnemu ruchu zaprowadzić osłupiałego nieszczęśnika do biura, gdzie formalnościom stało się zadość.

Od tego czasu bohaterski górnik stał się obiektem kpin kolegów, a także mieszkańców wsi, w której mieszkał, zaś konduktorka wzbudzała szacunek pośród znających zdarzenie pasażerów, jak również respekt braci górniczej, która nazwała ją „Mańka Smyk”, bo jak mówili, zasmykała ich kolegę pod nogi dyżurnego ruchu. Jeszcze przez długie lata wspominano tę zabawną historię pośród górników, kolejarzy i niektórych pasażerów.

  Spis treści zbioru
Komentarze (5)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
Mam ambiwalentne odczucia dotyczące tego opowiadania. Z jednej strony bardzo mi się podoba ze względu na swój realizm, z drugiej zaś opis wyglądu wagonu oraz czynności konduktora jest trochę mało literacki.
Natomiast spore wątpliwości budzi poprawność językowa. Stwierdziłem trzy błędy interpunkcyjne: brak przecinka przed "gdy ją ktoś..." oraz zbędne przecinki przed "wraz z karą" i "przy pociesze...".
Piszemy "liczba górników", a nie "ilość górników", "w celu ustalenia", a nie "celem ustalenia" (to rusycyzm). No i rzecz najważniejsza. Nie ha, ha, ha!, a cha, cha, cha!
avatar
Zdzislaw. Opowiadanie to skopiowane jest z mojej książki: "Kolej retro w opowiadaniach, przysłowiach i anegdotach" wydanej przez Wydawnictwo "My Book" po korektach redakcyjnych.
avatar
Janku, publikowane teksty nie zawsze czyści się "do zera" ze wszystkich wyrażeń stosowanych potocznie. Doprowadzenie do superpoprawności po prostu zabiłoby indywidualny styl każdego autora. A i nie ze wszystkimi uwagami się zgadzam:

1. Poprawność wyrażenia "celem":
http://poradnia.pwn.pl/lista.php?id=9342

2. Ha, ha, ha:
http://sjp.pwn.pl/slownik/2463737/ha_I

3. Wspomniane przecinki moim zdaniem jak najbardziej mogą być, jeśli tę część zdania potraktujemy jako rodzaj wtrącenia, dopowiedzenia.

4. Z liczbą i ilością też można by podyskutować:
http://poradnia.pwn.pl/lista.php?id=9576
http://poradnia.pwn.pl/lista.php?id=12582

Zasady poprawności cały czas się zmieniają; to, co kiedyś uważano za błąd, teraz często awansowało do rangi wyrażenia prawidłowego. Bardzo polecam cytowaną tu poradnię dla odświeżenia wiedzy.
avatar
W gawędziarskim tonie świetnie opowiedziana humorystyczna historia z lat 50-tych ub. stulecia

z PKP w tle.

Stara dobra szkoła polskiej Sztuki Słowa
avatar
A że dwa razy te same zrazy?

"Nic dwa razy się nie zdarzy"

/W. Szymborska/
© 2010-2016 by Creative Media
×