Autor | |
Gatunek | proza poetycka |
Forma | proza |
Data dodania | 2011-02-21 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 3649 |
Gdy księżyc wchodzi w fazę wabienia dzików, już śpimy w swojej dziupli na poddaszu. Nie słyszymy watahy wyciągniętej z zacisznego barłogu młodnika. Sunie ona środkiem nocy, zgłodniałym sznurem w rytm muzyki lasu, zataczając coraz większe, ciemne kręgi. Gwiazdy, jakby drżąc z wrażenia, połyskują pomiędzy gałązkami drzew. Fukając na boki i przed siebie, gromada żerujących dzików przemierza leśną głuszę. Przeoruje kłami liściaste i iglaste zakamarki. Szeleszczą i chrupią w zębach jak ciasteczka jagody, żołędzie, owady, ślimaki, gryzonie i inne przysmaki, jakby wyczarowane i wyciągnięte językiem z poszycia lasu.
Syte zwierzęta taplają się potem w mazistym mule rowu, oddzielającego łąkę od lasu. Wokół dostojnej lochy, plączą się pokwikując, warchlaki. Gdy stają się niesforne, trzeba je chwilami skarcić. Przelatki, mniej wymagające opieki, buszują nieco dalej. Odyniec z tyłu, lub całkiem na uboczu.
Rankiem oglądamy w rowie, jakby księżycowy owal jego brzucha, leniwie odciśnięty w błocie nocy.
oceny: bezbłędne / znakomite
Pięknie...