Autor | |
Gatunek | publicystyka i reportaż |
Forma | proza |
Data dodania | 2013-06-02 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 3541 |
Od Wielkiej Hłuszy po Hlinno
Jesteśmy w północnej części Polesia Wołyńskiego leżącej na pograniczu Ukrainy i Białorusi, na trasie początkowo biegnącej wzdłuż środkowego biegu Prypeci, do miejsca za wsią Nobel, gdzie Prypeć przekracza granice Białorusi. Są to zielone płuca Wołynia, najbardziej niedostępne, bagniste i lesiste tereny, gdzie nadal jeszcze są miejscowości do których nie ma bitych dróg dojazdowych, tylko leśne trakty, nadrzeczne wały, albo drogi polne. W niektórych okresach roku niektóre z tych miejscowości są odcięte od świata i można do nich dotrzeć tylko drogą wodną albo powietrzną, śmigłowcem. Nadal w wielu miejscach trawę z łąk na siano kosi się tu pod wodą.
Jest tu wiele terenów uznanych z racji unikalnych walorów przyrodniczych za obszary chronione, rezerwaty i pomniki przyrody. W wielu miejscach można odnieść wrażenie, jakby nie dotarła tu współczesna cywilizacja techniczna, jakby czas stanął kilkaset lat temu. Ludzie żyją tu nadal jakby wpleceni w odwieczny, naturalny rytm przyrody. W czasach wielkich wojen, obcy człowiek wkraczał na te tereny ze swoimi najgorszymi cechami. Niemal we wszystkich napotkanych po drodze miejscowościach naturalnym widokiem jest widok człowieka w czółnie. Łódź i wóz konny są tu, podobnie jak setki lat temu, najbardziej rozpowszechnionymi środkami lokomocji.
Marzy mi się, aby popłynąć duszohubką na przejażdżkę po licznych rozlewiskach i połowić ryby w Prypeci. Duszohubka, jest to bardzo chybotliwa i wywrotna łódź, wydłubana z jednego pnia drzewa, używana na Polesiu. Inna nazwa poleskiej łodzi, to bajdara. Do dziś jestem pod urokiem książki Feliksa Trusiewicza „Duszohubka”, opisującej tragiczne losy polskiej i ukraińskiej rodziny z okolic miasta Kołki nad Styrem w latach II wojny światowej. Najbardziej utkwił mi w pamięci wstrząsający moment, gdy Ukraiński szowinista zabija swoją siostrę, zakochaną w Polaku ukrywającym się przed śmiercią z rąk swoich sąsiadów.
Gdy mowa o łodziach, nazywa się je na Ukrainie `czowen`, co budzi skojarzenie z polskim słowem czółno. Inna nazwa, którą usłyszałem od poety i pisarza, Sergija Syniuka z Szumska, to `deszczanyk`. Jak nam powiedział spotkany następnego dnia miejscowy historyk ze Starego Czartoryska, Iwan Grigorewicz Czop, łodzie pływające po malowniczych rozlewiskach Styru w okolicach Czartoryska nazywane są także czajkami.
Wielka Hłusza, to jedna z największych miejscowości nad Prypecią, licząca około 3 tysięcy mieszkańców. Maria Rodziewiczówna książkę „Florian z Wielkiej Hłuszy” zaczyna od wspomnienia przygody, jaka spotkała tu królową Bonę. W czasie jednej z podróży po tych stronach pod karocą królowej zawalił się most i pojazd wpadł do rzeki Hłuszec. Na szczęście wieśniacy i słudzy uratowali królową z tej niebezpiecznej opresji, ale kilku z nich utonęło.
Rzeka przestała istnieć w XX wieku, wskutek przeprowadzonych zbyt skutecznie, modnych swego czasu prac melioracyjnych. Od nazwy rzeki miejscowość nazywała się wtedy Hłuszki. Królowa, nie planując tego, po uratowniu z opresji, spędziła tutaj trzy dni pod opieką franciszkanów. Posiadłość w XVI wieku należała do Sanguszków z Kamienia Koszyrskiego, w XVIII wieku do Krasickich. Od II połowy XIX wieku do II wojny światowej była we władaniu hr Wincentego Łubieńskiego. Spalony podczas wojny pałac został rozebrany na cegłę. Na dziedzińcu drewnianej cerkwi p.w. Zaśnięcia NMP stoi krzyż, poświęcony Polakom pomordowanym w roku 1943 przez bojówki UPA. Po osadnikach niemieckich pozostał cmentarz na wzgórzu.
W niedalekiej wsi Horki rozegrała się jedna ze znanych bitew Powstania Styczniowego. Romuald Traugutt, wbrew pogłoskom o jego śmierci rozgłaszanym przez Rosjan, ukrywał się wtedy po przegranej bitwie w leżącym na Białorusi Ludwinowie, pod opieką Elizy Orzeszkowej.
Lubieszów położony malowniczo na wysokim brzegu Stochodu, słynął z wysokiego poziomu nauczania w kolegium pijarów, powołanym w roku 1693. Uczelnia ta, zlikwidowana przez rosyjskich zaborców w roku 1834, wydała takich wybitnych absolwentów, jak Tadeusz Kościuszko i jego starszy brat Józef, słynny historyk Kazimierz Narbutt, botanik Stanisław Bonifacy Jundziłł. Jest tu kilka zabytków zasługujących na uwagę. Należy do nich budynek klasztoru pijarów z XVII wieku i zespół pokapucyński z kościołem p.w. śś. Cyryla i Metodego z roku 1768. Po rezydencji Wiśniowieckich i Czarnieckich została jedynie brama wjazdowa i park. Należący do klasztoru pijarów kościół został zburzony w roku 1971. Na miejscowym cmentarzu jest metalowy krzyż poświęcony pamięci Polaków pomordowanych przez UPA w listopadzie 1943 roku. Mieści się tu siedziba parku krajobrazowego „Prypeć i Stochod”.
Najbardziej na północ wysuniętą miejscowością jest dawne miasteczko, liczące kiedyś pięć cerkwi. Dziś jest to zanikająca wieś Nobel, położona na cyplu jeziora o tej samej nazwie. Tutejsi mieszkańcy mówią o sobie, że mieszkają na końcu świata. Są tu ślady średniowiecznego grodu, który zasłynął z walk pomiędzy Litwinami i książętami ruskimi.
Kolejna miejscowość w drodze na wschód, to liczący 7 tysięcy mieszkańców Pohost Zarzeczny nad Styrem, stolica rejonu, dawna własność Zbaraskich, w której nie ma ciekawych zabytków.
Dąbrowica leżąca 25 kilometrów na północ od Sarn, to miejscowość, gdzie było kolejne, także jedno z najświetniejszych kolegium pijarów. Jego absolwentami byli tacy wybitni ludzie, jak poeta i żołnierz legionów Henryka Dąbrowskiego, Cyprian Godebski, poeta i dramaturg Alojzy Feliński, historyk Łukasz Gołębiowski. Urodził się tu zdobywca nagrody Nobla z fizyki, przyznanej w roku 1992, Georges Chrapak, który w wieku kilku lat wyjechał stąd z rodzicami do Francji. Piękny barokowy kościół katolicki p.w. św. Jana Chrzciciela z roku 1740 został po II wojnie zamknięty, a budynek przeznaczono na magazyn. Na cmentarzu zachowała się kaplica katolicka z 1767 roku.
Na północ od Dąbrownicy leżą Perebrody, jeszcze jedna miejscowość peryferyjna, od której pochodzi nazwa leżącego pomiędzy rzekami Lwą i Stwigą, Rezerwatu Perebrodzkiego.
Warto zwiedzić leżące pomiędzy Klesowem, a Perebrodami nad rzeką Lwą wśród lasów, liczące półtora tysiąca mieszkańców, Jeziory. Jest to prawdopodobnie miejsce samobójczej śmierci w dniu 18 września 1939 roku i pochówku, słynnego dramaturga i malarza, Stanisława Ignacego Witkiewicza, na wiadomość o wkroczeniu na teren Polski wojsk sowieckich. Jego wieloletnia przyjaciółka Czesława Korzeniowska-Oknińska została wtedy odratowana i zmarła w Warszawie w roku 1975. Zachował się w lesie dąb, zwany dębem Witkacego, pod którym on podobno zmarł, z odręczną inskrypcją z datą 18.IX.1939 i nazwiskiem „Witkacy”. W miejscowej szkole jest niewielkie muzeum pamięci artysty, a na cmentarzu jego grób. Ten dziwak i skandalista za życia, stał się bohaterem sensacji w wiele lat po śmierci, za sprawą skandalicznej pomyłki przy ekshumacji jego zwłok, gdy władze w roku 1988 postanowiły pochować go w Zakopanem.
Pod niedalekimi wsiami Klesów i Tomaszgród są kopalnie granitów, dochodzące do stu metrów głębokości. Drewniana kaplica katolicka w Klesowie z początku XX wieku zamieniona została po wojnie w dom kultury, a w roku 1992 odzyskana przez wiernych.
Oddalone na wschód Rokitno, to 7 - tysięczne osiedle miejskie będące stolicą rejonu. Od wielu lat działa tu bardzo znana huta szkła. Tutejszy kościół katolicki został zamieniony po wojnie na dom kultury. Na zdewastowanym cmentarzu są groby żołnierzy polskich z lat 1919-1920.
Na północ od Rokitna leżą malownicze wsie, w których zachowało się wiele elementów dawnej kultury. Najdalej z nich położona, to Hlinno. Można na tej trasie spotkać tereny porośnięte dziką azalią pontyjską, szczególnie malownicze i aromatyczne w okresie kwitnienia. W okolicy Józefina rośnie najstarszy dąb na Polesiu, którego wiek ocenia się na około półtora tysiąca lat.
I znowu wyruszyłam wędrowną duszą na ziemie nieskażone cywilizacją nowożytności.
Cudowne to krainy, w których mądrości historią szumią bory, a mowę ich rozumieją nieliczni, żyjący w harmonii z naturą ludzie, szanujący filozofię ziemi, miejsca i swoją odwieczną tradycję, ukształtowaną tak, że niczemu szkodliwą nie jest. Chwała im za to, że posiadają w sobie tę pokorną niewinność ducha i nie próbują postawić na tej ziemi kombinatów przemysłowo-rolniczych, fabryk przetwórczych i plastikowej maszynerii.
Zaginęłyby resztki murów, bram, kopców, kapliczek, może często podpartych kamieniem, czy korzeniem splątanym, a staruteńkim i zdrewniałym, na szczęście nie wycietym ludzką, samowładczą ręką zasiedziałych w tej ziemi roślin, które gdzie indziej też żyły, a dzisiaj już nie ma...Nie jeden wymarłby gatunek ptasi, zwierzęcy, którego człowiek współcześnie inwazyjny, pozbawił ojczyzny, kształtując ziemię pod wygodną, konsumpcyjną, nowożytnie wyuczoną stopę.
Dziękuję Panu za przyjemność, jaką pobieram z obrazów ręką pisanych.
oceny: bezbłędne / znakomite