Autor | |
Gatunek | obyczajowe |
Forma | proza |
Data dodania | 2017-10-14 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 1815 |
- Był zamach! – krzyknęła naczelna zza drzwi.
Nie jadłam od dwóch dni normalnego posiłku, bo uganiałam się za kolejnym celebrytą, któremu urodziło się kolejne dziecko.
- Buła w rękę i do samochodu. Głucha jesteś? Był zamach!
- Skąd wiesz, że zamach? – Wiedziałam, co robię. Miałam jej dosyć, jak każdy. Żądała faktów, których nikt nie znał, dlatego opowieści wyssane z palca miały najwyższa cenę. Siedziałam i kończyłam śniadanie.
REDAKTORZY
- Wezwałam panią do siebie, bo mam pewne wątpliwości. – Była ubrana jak zwykle w granatową garsonkę i białą męską koszulę, z postawionym kołnierzem. Wyglądała na więcej lat niż miała w rzeczywistości.- Współpraca z panią, to istna udręka. Jest pani apodyktyczna, zaborcza, można wymieniać bez końca.- Patrzyłam jej w oczy i wiedziałam, że kłamie, że wcale tak nie myśli. Czytała te wszystkie motywacyjne książki, więc wiedziała, że reguła „Pochwal, opierdol, pochwal” – działa. Robiła to specjalnie, żeby rozwalić każdego rozmówcę na dzień dobry.
- Ostatni artykuł o żonie prezydenta jest do dupy. Zbliżamy się do wyborów. Wszyscy wiemy, że on wygra. Pani nie? – Spojrzała w okno, za którym wrony zerwały się do lotu z takim wrzaskiem, jakby czuły jej obecność.
- Tak, chyba wygra. – delikatnie zacisnęłam zęby, żeby nie zdradzać swoich emocji.
- Mówi pani tak, jakby nie była pewna. Ma wygrać.
- Rozumiem.
- Co według pani oznacza słowo fikcja?
Pytanie było proste, za proste. W mojej głowie zapaliła się czerwona lampka. Wiedza, którą miałam na jej temat była konkretna, poparta faktami, zdjęciami i materiałami filmowym. Była kochanką przyszłego prezydenta.
- Sugeruje pani, że tego nie wiem, że nie wiem czym jest fikcja? – Zapytałam ze wściekłością psa, który ma ochotę zaatakować bez ostrzeżenia.
- Żona przyszłego prezydenta ma problemy.- Kiedy to powiedziała czułam, że wydarzy się coś złego.
Nie chcę być niegrzeczna, ale po co mi pani to mówi. Nie mam ochoty na problemy, a pani z pewnością je teraz tworzy.
- Droga Joasiu. Możemy mówić sobie po imieniu? – przysunęła krzesło, stosując jakieś bzdurne chwyty marketingowe, typu mowa ciała.
Ciało miała atrakcyjne, jak każdy w tej redakcji. Zarabialiśmy mnóstwo kasy, za fikcję, jaką tworzyliśmy..
- Tak, jeśli odpowie mi pani szczerze na moje pytanie. – Mowa ciała działa również w moim wykonaniu. Uśmiechnęłam się do niej, dotykając jej dłoni.
- Szczerze? Nie mogę, ale chcę ci coś zaproponować.
Nie mogłam zasnąć. Wstałam, żeby wziąć kolejną tabletkę na sen. Chodziłam po pokoju zastanawiając się, czy nie będzie lepiej jeśli poinformuję kogoś o tej rozmowie. Nie przyjaźniłam się z nikim. Od jakiegoś czasu sypiałam z redaktorem naczelnym innej gazety. Był jedyną osobą, której ufałam. Trzęsły mi się ręce, kiedy sięgnęłam po telefon. Nie miałam zamiaru wdawać się w szczegóły, chociaż wiedział o mnie wszystko. Chciałam tylko poczuć się kobietą utuloną do snu czułymi wyznaniami po ciężkim dniu.
- Mogłabyś w końcu zmienić pracę – usłyszałam. – Jeśli tego nie zrobisz, daję ci pięć lat, a potem już żaden terapeuta cię nie pozbiera.
- Proszę, przyjedź.
- Nie dam rady.
Wzięłam chyba już czwartą tabletkę. Obudziłam się w środku nocy, której nigdy nie zapomnę. Od kilku godzin nie widziałam swojego psa. Właśnie to sobie uświadomiłam.
- Bury! – Nie miałam siły krzyczeć, bo coś zaciskało mi gardło. Odwróciłam głowę w stronę okna, padał śnieg. Jutro Wigilia. Ktoś grał na ulicy na trąbce „Wonderful world” Armstronga. Sięgnęłam ręką po szklankę z wodą, byłam pewna, że ją postawiłam na stoliku przy łóżku. Dotknęłam czegoś, co przypominało ramkę ze zdjęciem, wcześniej tam tego nie było. Zapaliłam lampkę. W tym właśnie momencie muzyka za oknem ucichła. Odruchowo położyłam zdjęcie na swojej twarzy. Podniosłam je z powrotem do góry, bo poczułam dziwną ciecz i zapach moczu swojego psa, który doskonale znałam. Odruch wymiotny był jedyną reakcją na to, co zobaczyłam. Siedział przywiązany do słupa na torach, a z dala widać było nadjeżdżający pociąg.
- Bury! – zwymiotowałam, trzymając się poręczy łóżka wysmarowanej krwią.
Zdjęcie cały czas leżało na podłodze. Pies miał przywiązany do szyi aparat fotograficzny, którym robiłam fotki naczelnej na Maderze. Nie byłam w stanie się ruszyć. Ktoś złapał mnie za włosy i szarpnął do góry.
- Witaj skarbie. – Zamaskowany mężczyzna postawił mnie na ziemi. – W zasadzie ty powinnaś stać na tych torach – związał mi ręce i pchnął na łóżko. – Pewnie jesteś zaskoczona – szeptał mi te słowa do ucha, zaciskając moje dłonie. – Zanim postanowimy oboje co dalej, poznamy się bliżej.
Moje oczy wpatrywały się w niego. Jego dłoń dotknęła mojego policzka.
- Co tam pani redaktor? Strach? To dziwne uczucie zwłaszcza, kiedy człowiekowi się wydaje, że go w sobie nie ma. Ma, każdy ma. Mam rację? – związywał moje nogi. – Powiążemy ze sobą kilka faktów – roześmiał się szyderczo i uderzył mnie w twarz. - Mam nadzieję, że będzie miło. Spotkaliśmy się dzisiaj na prośbę kogoś wyjątkowego, dlatego przyjąłem tę propozycję. W innym przypadku strzeliłbym ci w łeb za te same pieniądze, bez marnowania czasu. Jutro Wigilia – przystawił krzesło do łóżka i usiadł na nim – dlatego im szybciej się wszystkiego dowiem, tym lepiej.
Nie wiem, czy się bałam. Wiedziałam, że chodzi o naczelną i o to, że odkryłam jej tajemnicę.
Elżbieta Walczak - fragment opowiadania za zbioru `Nienasycenie` , który ukaże sie w listopadzie
oceny: bezbłędne / znakomite
psa Burka.
Kto nie wierzy, zapraszam do lektury.
Ciekawe kulisy naszych dzisiejszych brukowców pt. "Skąd my to znamy??"