Autor | |
Gatunek | biografia / pamiętnik |
Forma | proza |
Data dodania | 2018-01-29 |
Poprawność językowa | - brak ocen - |
Poziom literacki | - brak ocen - |
Wyświetleń | 1747 |
Poranną kawę wypijała w starej altanie i odstręczyć od ustalonego rytuału mogła ją wyłącznie choroba. Deszcz, zawierucha, przenikający kości ziąb, stanowić mogły jedynie dodatkowy folklor, a wówczas kubek z gorącą zawartością, był jeszcze większą atrakcją.
Ustalone z czasów palenia papierosów, na co w domu sobie nie pozwalała, a co obecnie powracało czasami ssącym pragnieniem, siadała na starej orzechowej ławie, nie zapominając o zabraniu z domu miękkiej poduszki.
Śnieg przyszedł dopiero w połowie stycznia, tego 2018 roku i wreszcie zaległ na dłużej. Przykrył kilkunastocentymetrową pierzynką umęczony ogródek, ilustrując styczeń wedle przykazań pory roku, a ona, wpatrując się w obumarłe pędy bluszczu gęsto spowijające altankę, zatęskniła za wiosną.
W końcu mogła. Aura do połowy miesiąca przypominała bezpostaciowe coś, zawieszone w oczekiwaniu, zgniłe monstrum bez życia i bez śmierci, czego zaklasyfikować nie potrafiła i nienawidziła z całego serca. Bez odniesień i bez punktu odbicia, którego potrzebowała do wybiegania ku przyszłości.
W plątaninie gałązek dostrzegła ruch.
Ptak wyglądał na wypasiony drób-miniaturkę. Czarne, pulchne, przedzierające się przez gąszcz zdrewniałych pnączy, ciekawskie i ruchliwe stworzonko. Samo niewydające odgłosów, ale wraz ze swym pojawieniem się, inicjujące świergot dochodzący gdzieś zza ogrodzenia dalszych posesji, przypominający kwilenie wygłodniałych piskląt. W jej głowie natychmiast pojawiły się pytania, dotyczące zasadności owego skojarzenia:
„Czy to właściwa pora?”
Okrąglutki kształt zaczął krążyć wśród lian.
„Jaki ptak wychowuje pisklęta w okresie niedostatku pożywienia?”
Żwawo przeskakiwał pomiędzy oczkami drewnianej sieci, nic sobie nie robiąc z obecności człowieka.
„Zima, nie była prawdziwą zimą, więc...?”
I zbierał z pnączy pożywienie. Chyba.
„Czym on się żywi?”
Czasami przystawał, przyglądając się czemuś baczniej.
„Może już pokazują się świeże pączki?”
A po chwili rozglądał dookoła, jakby zastanawiając nad sensownością swych poczynań.
„A może to owady, żyjątka ukryte w zakamarkach rośliny albo zastygły sok?”
Dziobał, unosił łebek. Nawet wydał głos, przypominający kląskanie.
„Krople wody, lód?”
Zostawiła kawę, ptaka i pobiegła odpalić laptopa. Nie cierpiała niewiedzy, niedoinformowania. Skręcała ją ciekawość, a wujek Google miał przecież odpowiedź na wszystko.
Wzbogacona o jakże niezbędną wiedzę, wróciła po kilku minutach.
Kawa wystygła i nie nadawała się do niczego. Ptak zniknął, a wraz z nim wszystkie odgłosy, które jego pojawieniu się, towarzyszyły.
Uległa złudzeniu?
Stało się cicho, głucho i pusto.