Autor | |
Gatunek | biografia / pamiętnik |
Forma | proza |
Data dodania | 2023-04-27 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 490 |
Obudziłem się rano i zaraz strzyknęło mnie w plecach. „Co za cholera? Przecież wieczorem nic mi nie było” – pomyślałem. Wstałem, odprawiłem poranne obrzędy i podszedłem do kalendarza. Przesunąłem okienko i wtedy uzmysłowiłem sobie, że to były moje urodziny. Wszystko stało się jasne. Wczoraj byłem młodszy, więc plecy mnie nie bolały, a teraz przybył mi rok, to i choroba się przyplątała.
Noc przed urodzinami to dziwna noc, bo podczas niej starzejemy się o rok. Przez poprzednie dwanaście miesięcy mamy jakąś tam liczbę lat. Podajemy ją w urzędach, wpisujemy w dokumentach i przyzwyczajamy się do niej. Aż tu nagle przychodzi ta noc i wszystko się zmienia. Później jeszcze przez kilka dni się mylimy, ale w końcu musimy się z tym pogodzić, że mamy o rok więcej.
Datę i miejsce urodzenia znają wszyscy i to większości ludzi wystarczy. Są jednak tacy, którzy chcieliby wiedzieć coś więcej o tym dniu i miejscu. Młodzieży to nie interesuje, bo ona patrzy do przodu, ale ludzie starsi chętnie wracają myślami do przeszłości. Pytają więc rodziców - jeśli ich jeszcze mają - lub innych starszych od siebie ludzi i często dowiadują się ciekawych rzeczy. Ja nie muszę nikogo pytać, bo czas moich narodzin pamiętam, jakby to było wczoraj.
Urodziłem się w piątek - dzień targowy. Tamtego ranka moja mama, wykonawszy wszystkie prace w gospodarstwie i zrobiwszy rodzinie śniadanie, wzięła dwie torby z nabiałem i poszła do odległego o trzy kilometry miasteczka na targ. Tam szybko sprzedała wszystko, bo „miastowe panie” chętnie u niej kupowały. Potem poszła do tzw. „Spółdzielni”. Był to sklep, który z jednej lady oferował gwoździe, cukier, materiały na ubrania, śledzie i inne produkty. Mama zrobiła w nim zakupy i, z torbami równie ciężkimi jak rano, wróciła do domu. Ja przez cały ten czas byłem bardzo grzeczny i nie sprawiałem mamie kłopotów.
Zbliżał się wieczór i wtedy poczułem, że zaczyna się dziać coś, co będzie miało poważne konsekwencje. Mama też to poczuła i powiedziała o tym tacie, a on jak stał, pobiegł do stajni. Zaprzągł konia do wozu i, okładając go batem, pojechał po do miasteczka po akuszerkę. Izba porodowa była już zamknięta, więc musiał szukać pielęgniarki w domu. Znalazł i przywiózł w samą porę.
Wtedy zaczęły się dziać niedobre rzeczy. Coś mnie popychało, ja broniłem się co sił, ale w końcu przegrałem i przy akompaniamencie jakichś krzyków znalazłem się w obcym, zimnym i nieprzyjaznym świecie. Przestraszyłem się i zacząłem płakać. Ja się skarżyłem i wołałem o pomoc, a ci głupi dorośli uznali mój płacz za oznakę zdrowia i bardzo się ucieszyli. Zupełnie mnie nie zrozumieli. Stało się, nie było odwrotu i już musiałem pozostać po tej stronie.
Mama bardzo nalegała, żeby mnie szybko ochrzcić, bo nie chciała „trzymać w domu Żyda” i dlatego pilnie należało wybrać mi imię. Mamie podobało się imię Tadeusz, ale było ono pechowe, bo wcześniej w naszej rodzinie dwóch Tadeuszów zmarło w dzieciństwie. Pojawił się więc problem, ale wtedy w sukurs przyszła starsza siostra i zaproponowała Mariana. Mama nie zgodziłaby się na żadne nowomodne imię, ale miała brata Mariana i to imię też się jej podobało. Zaraz po wybraniu imienia tato zarejestrował mnie w urzędzie i uzgodnił z proboszczem termin chrztu.
Po wybraniu imienia trzeba jeszcze było poszukać rodziców chrzestnych. Akurat była u nas jakaś daleka kuzynka, więc poproszono ją na matkę chrzestną. Ta kuzynka niedługo później dokądś wyjechała, kontakt z nią się urwał i tak naprawdę nigdy jej nie poznałem. Ojcem chrzestnym został wujek z miasteczka. Mimo, że nie stary, to był już zupełnie siwy. Podobno osiwiał w czasie wojny gdzieś na przedpolach Berlina.
Podczas gdy rodzice zajmowali się organizacją mojego chrztu, ja jadłem, spałem i robiłem pod siebie, słowem zażywałem życia na tym nowym dla mnie świecie.
Wyznaczonego dnia tato wymościł wóz słomą, okrył ją kolorową derką i tak przygotowanym „powozem” pojechaliśmy do kościoła: mama, tato, tajemnicza kuzynka, siwy wujek i ja. Byłem w beciku, mama trzymała mnie na kolanach, wóz kołysał, więc słodko usnąłem.
Obudziłem się, gdy ktoś zaczął mnie dotykać i coś mówić. Zaniepokoiłem się, bo to był obcy człowiek. Niepokój zmienił się w strach, gdy ten obcy włożył mi do ust coś bardzo niedobrego. Chciałem krzyknąć: „Co ci zrobiłem? Dlaczego dajesz mi to świństwo?” Ale nie umiałem jeszcze mówić, więc tylko cicho zakwiliłem. Nic to nie pomogło, a do tego jeszcze zostałem polany czymś zimnym po głowie. Wtedy wybuchnąłem płaczem i, żeby bardziej zademonstrować moją krzywdę, zrobiłem siku.
Całe to wydarzenie było dla mnie nieprzyjemne, ale szybko się skończyło i znowu kołysanie wozu utuliło mnie do snu. Dorośli natomiast byli zadowoleni i po powrocie do domu jeszcze długo zachowywali się bardzo głośno.
W takich oto okolicznościach przyszedłem na świat, a Rzeczpspolita i Kościół zaraz wpisały mnie na swoje listy, żeby w przyszłości wiedzieć, jak i kiedy mnie wykorzystywać. Gdybym ja wtedy znał te ich niecne plany, to… darłbym się wniebogłosy przez cały dzień i do tego jeszcze narobiłbym pełne pieluchy.
oceny: bezbłędne / znakomite
Emilio, dziękuję za przeczytanie moich wspomnień i komentarz.
oceny: bezbłędne / znakomite
Twoje wspomnienie przypomina moje dzieciństwo. Niestety, wielu szczegółów nie znam, bowiem kiedyś mnie to nie interesowało, a teraz nie ma już nikogo, kto by to pamiętał. A jest kilka niejasności. Przykładowo nie wiem, dlaczego byłem ochrzczony dopiero po roku oraz siedmiu i pół miesiącach od momentu urodzenia, skoro rodzice byli bardzo bogobojni. Kiedy jeszcze żyła moja najstarsza siostra, to wspólnie snuliśmy różne przypuszczenia, ale nic pewnego nie ustaliliśmy. Rzekomo czekano, że być może Bierut będzie moim ojcem chrzestnym, co było wówczas dość popularne w rodzinach wielodzietnych. A ja byłem siódmym z kolei dzieckiem w rodzinie. Dodatkowo mój ojciec był przodownikiem pracy i rzekomo jego fotografie wisiały na murach warszawskich kamienic. Ale to są tylko chyba nieuzasadnione dywagacje. Natomiast znałem swoich rodziców chrzestnych, ale, niestety, nie pamiętam, bym od któregoś z nich otrzymał chociaż cukierka. Obydwoje widziałem po kilka razy. Dlatego nie wiem, dlaczego ich wybrano. Matka chrzestna mieszkała w sąsiedniej wsi, natomiast ojciec chrzestny w odległych o około 60 kilometrów Markach k. Warszawy.
Tak to często bywa, że niewiele wiemy o naszych "początkach". Sczególnie, gdy o losach rodzin zdecydowała wojna. Ja do dzisiaj nie wiem co stało się z dwoma moimi wujkami (Julianie i Marianie). Pradpodobnie zginęli na Syberii. Nie zapytałem o nich rodziców bo byłem mały łepek, a teraz już nie ma kogo pytać.
Pozdrawiam.
Masz talent do gawędziarstwa z nutą refleksji.
Szkoda, że 90% komentowanych tekstów to starocie.
Pewnie Emilia podtrzymuje oznaki życia.
Jaki portal się stał - taki efekt literacki.
oceny: bezbłędne / znakomite
Belino, dziękuję za przeczytanie i komentarz.
Optymisto, a dlaczego nie jesteśmy imiennikami.