Autor | |
Gatunek | publicystyka i reportaż |
Forma | artykuł / esej |
Data dodania | 2024-05-30 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 223 |
BYĆ JAK KILLGORE THROUT
W „publixo”? To banalnie proste.
Killgore Throut. Albo w bardziej kulawym tłumaczeniu Pstrąg Zabijucha. To zarąbiście wyrazista postać. To ktoś, kto już wie, że nie zostanie ikoną popkultury, ale cały czas ją tworzy. Z tą świadomością, że nic mu do niej, ona się zbuduje inaczej, ale on nie odpuszcza.
Killgore Throut pisze obsesyjnie, kompulsywnie i publikuje. Jak ja. Publikuje wszędzie, gdzie się da. Pisemka porno, biuletyny libertariańskie. Bo nie chodzi o to gdzie, tylko o to, żeby w ogóle. Mam coś ciekawego do przekazania.
Jeżeli jest jakaś postać literacka, z którą ja się identyfikuję, to jest to Killgore Throut. Coś tam gdzieś tam, czasem coś mi ktoś gdzieś puści, jakiś tekst, ale żyję z czegoś zupełnie innego. Ale piszę, bazgrolę, i chciałbym to opublikować.
U Vonneguta …
A ja publikowałem. No i co z tego? Raz nawet dostałem wierszówkę – 8o złoty z lekką górką. Rok temu spotkałem Jerzego Daniela, redaktora naczelnego tego periodyku i nawiązałem do tego wydarzenia. Pan Jerzy otworzył szerzej oczy: tak dużo? Nikomu tyle nie płaciliśmy… A, no, za 2 strony to możliwe. To był ten jeden jedyny raz.
Wcześniej też miałem szansę. G. Soros, czyli jego emanacja w postaci Fundacji Batorego, wykładał kasę na honoraria dla młodych autorów publikujących w periodyku „bruLion”. Opublikowali mi 2 opowiadania, ale pieniądze na honoraria zatrzymały się gdzieś w redakcji. To już był ten etap, gdy pan Tekieli skręcał mocno w chrześcijańskie klimaty, krytykował flirty z niechrześcijańskim patrzeniem na świat, punktował tych, którzy odeszli w inne od ortodoksyjnych rejony myślowe, a robili w popkulturze. Dla mnie to była nobilitacja – publikacja w tym periodyku. Przez chwilę. Do dziś nie wiem, czy ten lew był brudny czy brutalny. Skądinąd wiem, że niektórzy autorzy nie dostawali nawet egzemplarzy autorskich – a ja owszem.
Gdyby nie znajomi… Punkowe funziny. Anarchistyczne periodyki. A nawet internetowy miesięcznik dla kobiet. Ale to przecież o to chodzi, by zobaczyć to, co się napisało „w druku”. Że ktoś to przeczyta. Ktoś obcy, nieznajomy. Bo to łechce ego autora. Sporo tego było, ale z racji tego, że to w większości bezdebitowe wydawnictwa to nikt mi tego nie podliczy. Można się poczuć jak Killgore Throut? Pewnie, że tak.
Chyba dekadę współpracowałem z Metysem, co w praktyce skończyło się tym, że w każdym numerze „Szelesta” było jedno, dwa moje opowiadania. Pismo bezdebitowe, ale to tylko małe miki, bo z założenia i tak wszystkie teksty były publikowane anonimowo. Że to akurat moje wiem ja i kilkoro znajomych.
Znajoma z osiedla, dziś znana autorka kryminałów podpisująca się jako Rozalia Szum, namawiała: wysyłaj, skoro jesteś pewien wartości swoich tekstów. Kiedyś tak robiłem, ale dałem sobie z tym spokój. To nic nie zmienia – a przynajmniej w moim przypadku, tworzy tylko spam. Albo coś ze mną jest nie tak, albo te kanały publikacji są dla mnie za wąskie. Można się buntować, szamotać z rzeczywistością, ale po co? Możesz stać w półcieniu. Nie musisz być modnym literatem. Tak to sobie ustawiam w głowie. Czyli akceptacja tego co mogę, kim jestem i kim nie jestem. Czy Killgore Throut to taka kiepska opcja? Te 30 parę lat czernienia papieru literami i nie zostałem pisarzem. Cóż zrobić?
Jarosław Suszek „ Jak nie zostałem pisarzem”. Andrzej Stasiuk „Jak zostałem pisarzem”. I Szczepan Twardoch „Jak nie zostałem poetą”. No i? Też nie zostałem pisarzem. Ale zarazem też nim zostałem. Jak ten paradoks jest możliwy? Dziwna sprawa.
Zrobiłem ostatnio coś, co niewielu robi. Wyguglowałem się. Choć serce podpowiada, że raczej się wygóglowałem. I przeczytałem o sobie: pisarz. Ale i pracownik fizyczny. Brak innych informacji. Ha, tyle lat na to pracowałem działaniem i zaniechaniem. Nie muszę – chcę. Schizmogeneza: próbowałem przeczytać książkę Jacka Bocheńskiego, ale nie dałem rady. Wiekowy już pisarz w książce tej masturbuje się swoimi publikacjami, wieczorami autorskimi, wspominkami w prasie. Ja! Ja! Ja! Co za oblech… To wzór absolutnie negatywny. Nawet jeśli wielkie wydawnictwa wydają mu każdy glut – w twardej oprawie – i pompują jego ego. Jeżeli chciałbym być, to chciałbym być skrajnie inny niż Bocheński. Raczej Killgore Throut niż Jacek Bocheński. Nie muszę, nie silę się, nie pozuję.
oceny: bezbłędne / znakomite
PO CO /tutaj/ publikujesz swoje teksty?
zwykle odpowiada milczenie, bo przecież nie powiesz, że robisz to dla kasy!
Pisanie J E S T pracą. Wydawcy, którzy nas publikują /i na nas kręcą "swoje" lody/, doskonale o tym wiedzą
"/w nowej postpeerelowskiej Polsce/ udało się zdemokratyzować kulturę, ale i skazać ją na klęskę w beznadziejnej konkurencji z głupim i często zbrodniczym kiczem, który zawsze można lepiej sprzedać."
Bo na czym innym - jeśli nie na równości wszystkich i wszystkiego - polega ta nasza wymarzona demokracja?
"Jedyne, co nas różni, to pieniądze - i chęć ich gromadzenia."