Autor | |
Gatunek | obyczajowe |
Forma | proza |
Data dodania | 2020-03-11 |
Poprawność językowa | - brak ocen - |
Poziom literacki | - brak ocen - |
Wyświetleń | 1239 |
- To oczywiste, że z ludźmi żyć weselej. Siedzisz tu sama jedna jak w tej trumnie, wciąż sobie rozmyślasz. A co tu rozmyślać? Co było, tego nie wrócisz! - pomilczawszy, po chwili z aprobatą powtórzyła: - Ten twój lotnik taki akuratny jak zegarek. Przyjedzie do ciebie?
- Przyjedzie, - wciąż nie wierząc w to, co mówi, odparła Galina i raptem pomyślała o tym, o czym powinna była pomyśleć od samego początku: *Jak to możliwe, że on do mnie w ogóle zadzwonił! Nie mógł przecież tego zrobić!*
I zadawszy sobie to pytanie, z przerażeniem i z falą nadziei zrozumiała, że Witieńka ją wczoraj okłamał i że kiedy widział się z Połyninem, wcale mu o niej nie mówił, kompletnie nic! Inaczej ten nigdy by do niej nie zatelefonował, nic podobnego nie mogło po prostu się wydarzyć.
*Tak, właśnie tak było!*
I gdyby tylko wiedziała o tym wczoraj, gdyby mogła się jakimś cudem tego domyśleć, nie stałoby się to wszystko, co teraz napełniało jej duszę takim wstrętem do siebie samej.
- Czemu mi pani nie powiedziała tego wczoraj, że on do mnie dzwonił! - odwróciła się do stojącej obok niej przy telefonie z zadowolonym uśmiechem Kuźmiczowej. - Mój Boże, dlaczego mi pani nie powiedziała... To straszne...
- Przepraszam ciebie, wybacz, - rozłożywszy ręce i nic nie rozumiejąc, odpowiedziała starsza pani.
Na jej twarzy odbiło się poczucie winy. Nie wiedziała, co się stało, lecz czuła, że było to coś bardzo złego.
- Nie, nie. To wcale nie pani wina. Ja sama tutaj zawiniłam.
I spojrzawszy na aparat, jakby mógł coś jeszcze tu wyjaśnić, poszła do swojej klitki.
Tak czy inaczej za trzy godziny Połynin miał już tu być.
15
Gorączkowo zaczęła sprzątać swój pokój. Potem, porzuciwszy na środku podłogi szczotkę i mokrą ścierkę, otworzyła szafę, wyciągnęła razem z wieszakami wszystkie trzy wiszące tam sukienki, z których żadnej w tym zimnie nie mogła ubrać, usiadła na kanapie, trzymając je na kolanach i długo się im przyglądała, jakby widziała je po raz pierwszy.
Po czym odwiesiła je do szafy z powrotem i znowu wzięła się za sprzątanie podłogi, pozamiatała ją i do końca umyła, wytarła kurze, z sufitu zmachnęła po kątach pajęczyny tam, gdzie mogła dosięgnąć, i wciąż myślała o jednym: co teraz ma jemu powiedzieć i co robić?
To chciała ubrać swój zimowy półkożuszek i odejść stąd, póki jeszcze nie przyszedł, odejść i nigdy więcej go nie widzieć. To znowu wydawało się jej, że powinna, jak tylko on tu wejdzie, natychmiast, nie dawszy mu się całować, powiedzieć o wszystkim, co się z nią stało.
Jednak czeka i przygotowuje się na przyjazd Połonina. Noc u Witeńki powinna przemilczeć, a co zrobi przeczytam dalej w opowieści. Ciekawe jakie będą jej relacje z Witeńką w teatrze, w którym ma występować.
Miłego dnia.
Skąd ten cały tytuł "Przypadek Połynina"?
W literaturze nic nie jest (nomen-omen) przypadkowe, nawet kiedy Twórca jest - jak "nagrzany jak cegła" Amerykanin E. Poe lub nasz Witkacy czy z pochodzenia Niemiec Bukowsky- na ostrym pijackim haju