Przejdź do komentarzyDo zobaczenia o północy
Tekst 5 z 6 ze zbioru: Idzie nowe
Autor
Gatunekobyczajowe
Formaproza
Data dodania2012-01-28
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń2855

- Odebrałam twoje garnitury z pralni – krzyknęła od progu, szamocząc się z torbami i kluczami, które utknęły w zamku i za nic nie chciały wyjść. Trwało kilka minut, nim udało jej się wreszcie wejść do przedpokoju.

- Tyle razy mówiłam, żebyśmy wezwali  ślusarza – powiedziała nieco rozżalona.

Zdjęła buty. Powiesiła płaszcz do szafy. Poprawiła włosy w lustrze. Weszła do kuchni. Zerknęła na zegarek. Była dopiero 10.

- Mam straszną ochotę na kawę. Zrobię - krzyknęła z kuchni, a jej głos powędrował przez całe mieszkanie, odbijając się od ścian i mknąc przez wszystkie pokoje.

 -  Kupiłam świeże ciastka w tej cukierence na rogu naszej ulicy. Twoje ulubione, z wiśniami – powiedziała kokieteryjnie i z wdziękiem nasypała świeżo zmieloną kawę do filiżanek.

Woda właśnie się zagotowała. Aromat kawy był cudowny i kuszący. W okamgnieniu opanował cały dom, przenosząc się z kąta w kąt.

 - Uwielbiam ten zapach – szepnęła i przeciągnęła się leniwie.

Usiadła przy kuchennym stoliku, przy oknie, tak jak zwykle. Przed sobą postawiła filiżankę kawy, a drugą, po przeciwnej stronie drewnianego stołu. Pośrodku postawiła półmisek z ciastkami. Usadowiła się wygodnie, gotowa do swojego, codziennego rytuału. Uwielbiała patrzeć w jego niebieskie oczy o poranku. O żadnej innej porze dnia nie były tak wyraziste. Tonęła  w nich, nie próbując się ratować. Zanurzała się tak głęboko, że czasami brakowało jej  tchu. To były chwile tylko dla niej i dla niego. Oddawał się jej spojrzeniom, chłonąc je jakby na zapas. Siedziała teraz zapatrzona i zamyślona. Jej myśli nie były tak jak jasne, jak zawsze. Tym razem pociemniały. Niespecjalnie się przed nimi broniła. W głowie miała już ułożony pal.

- Wszystko gotowe – pomyślała i uśmiechnęła się szelmowsko.

Wypiła kawę, nie spiesząc się. Potem przeniosła się do garderoby.


- Wieszam twoje koszule do szafy – krzyknęła. – Według kolorów, tak jak lubisz. Jasne powiesiłam od lewej strony.

Z łazienki przyniosła suche pranie. Męskie skarpetki sparowała. Rozdzieliła jasne i ciemne, wkładając je do odpowiednich koszyków. Swoją bieliznę porozkładała do szuflad, podobnie rajtuzy i koszulki.

- Twoje krawaty też kazałam odświeżyć w pralni – powiedziała z uśmiechem. – Wiem, że mają być zawsze gotowe. Nigdy nie wiadomo, kiedy trafi się jakieś ważne spotkanie. – Wiesz, poprosiłam o wypranie tej sukienki w kolorze wina. Tej,  w której mnie lubisz, z odkrytymi plecami. Mam co do niej plany na dzisiejszy wieczór.

Nie włożyła wieczorowej kreacji do szafy. Rozłożyła na dużej pufie. Obok ustawiła złote sandałki na wysokim obcasie, małą torebeczkę w takim samym kolorze. Wyjęła z szuflady koronkową, czarną bieliznę i położyła obok sukienki.

- Chyba nic nie brakuje – zamyśliła się. Ocknęła się i po chwili i wróciła do układania jego rzeczy w szafie. Na myśl o kaszmirowych, męskich swetrach, pachnących jego perfumami z dodatkiem anyżu, aż zakręciło się jej w głowie. Uwielbiała, gdy miał na sobie miękki sweter. Był wtedy taki codzienny, taki jej. Przytulał ją do siebie mocno, a ona chłonęła jego zapach. Był dużo wyższy. Zawsze marzyła o takim mężczyźnie, w ramionach którego mogłaby się skryć, poczuć się bezpiecznie. Pukanie do drzwi wyrwało ją z zamyślenia. Listonosz dobijał się od kilku minut. Przyniósł rozwiązanie umowy z telewizją cyfrową. Położyła kopertę na stoliku kawowym w salonie. Leżało tam kilka niewysłanych listów. Każdy był zaadresowany do innej osoby. Spojrzała na zegarek. Dochodziło południe.

- Czas na prasowanie – pomyślała. Rozłożyła deskę w małym pokoiku, w którym, w przyszłości, miał rozbrzmiewać dziecięcy śmiech.

- Wiesz, żałuję tylko tego… – powiedziała półgłosem. Prasowanie odegnało smutne myśli. W ciągu godziny uporała się ze stertą prania. Wszystko pochowała. Potem posprzątała mieszkanie. Praca zawsze szła jej sprawniej, gdy nuciła przebój Leonarda Coehena.

- To nasza piosenka, pamiętasz? Kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy, w tle rozbrzmiewały jej dźwięki – powiedziała i znów się zamyśliła, ale tylko na chwilę. Mieszkanie lśniło czystością. Uwielbiała je. Urządzali je razem. Było eleganckie i przytulne.

- Pora coś przekąsić – zawołała i poszła do kuchni. Przygotowała spaghetti. Lubili je obydwoje. Nalała wino do kieliszków. Usiadła. Smakowała powoli danie, rozkoszując się każdym kęsem i sącząc czerwone wino.

– Wyjęłam to na specjalne okazje. Bo przecież dzisiaj taka jest – powiedziała, nie odrywając oczu od drugiej strony stołu.


Dochodziła 15, gdy zaczęła szykować się do wyjścia. Postanowiła pojechać autobusem. Lubiła miejski transport. Wybierała go, gdy chciała coś przemyśleć. Tak było i teraz. Wsiadła w „piętnastkę”. Autobus zatrzymał się na wprost cmentarnej bramy. Wysiadła. Nie zatrzymała się koło handlarek, ale poszła do pobliskiej kwiaciarni. Po chwili wyszła z niej z ogromnym bukietem bordowych róż. Było ich 35. Weszła na cmentarz. Szła główną alejką. Znała to miejsce na pamięć. Od roku była tu dzień w dzień. Nawet po omacku znalazłaby jego grób.

- Wszystkiego najlepszego kochanie – powiedziała, wkładając róże do flakonu.

Stała w zamyśleniu, przyglądając się jego uśmiechniętej twarzy na nagrobnym zdjęciu.

– Dzisiaj są twoje 35 urodziny i pierwsza rocznica śmierci. Pamiętasz, wybijała właśnie północ, kiedy odszedłeś – powiedziała. - Tęskniłam, tak strasznie za tobą tęskniłam, ale nie martw się, już niedługo znowu będziemy razem…

Kiedy wróciła do domu, była 17.30. Zdążyła jeszcze zabrać listy ze stolika w salonie i pobiec z nimi na pocztę. Wysłała je do swoich najbliższych. Prosiła w nich, żeby się nie smucili i zrozumieli, że inaczej nie mogła postąpić. Dała im także wytyczne co do testamentu, który zdążyła przygotować i omówić z prawnikiem miesiąc temu.


Zrobiła sobie godzinną drzemkę. Potem poszła do łazienki. Wzięła prysznic. Ułożyła włosy. Zrobiła wieczorowy makijaż. - Gotowe – powiedziała, uśmiechając się do swojego odbicia. – Mam nadzieję, że ci się spodobam.

W garderobie założyła przygotowaną bieliznę i sukienkę. Włożyła buty. Przejrzała się w szklanych drzwiach szafy z aprobatą. Dochodziła 23.30. Z sejfu wyjęła pistolet P-83, własność niegdyś jej ojca policjanta. Położyła na stoliku w salonie. Przygotowała też wino. Włączyła muzykę. Z głośników popłynęły dźwięki „Dance me to the end of love”. Obeszła jeszcze raz całe mieszkanie.

- Wszystko gotowe – pomyślała, stawiając na stoliku małą torebkę. Kwadrans przed północą wypiła lampkę wina. Na  minutę przed 24, dała rozbrzmieć muzyce nieco głośniej. Przystawiła pistolet do skroni i spojrzała na zdjęcie swojego męża.

  - Do zobaczenia o północy, kochanie…

  Spis treści zbioru
Komentarze (6)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
Pięknie napisane i niezwykle dramatyczne opowiadanie, w którym znakomicie zastosowano retrospekcję. W warstwie językowej też wszystko niemal wzorowe, ale pojawiło się kilka usterek, które zdecydowały o ocenie bardzo dobrej, a wskażę je wyłącznie w celach edukacyjnych:
- puf to rzeczownik rodzaju męskiego, a nie żeńskiego;
- wsiada się raczej do "piętnastki", a nie w "piętnastkę";
- zbyt często liczebniki zapisujesz cyframi, przy okazji nie stawiając po liczebnikach porządkowych kropek: "35 urodziny", a powinno być "35. urodziny";
- nadużywasz zwrotów "tak jak". Przykładowo w akapicie rozpoczynającym się słowami "Usiadła przy kuchennym stoliku..." są one zastosowane dwukrotnie, ale w dalszych też się powtarzają. W konstrukcji "Tak jak jasne, jak zawsze" pierwsze "jak" jest chyba zbędne, podobnie jak przecinek;
- masz skłonności do używania blisko siebie tych samych słów. W przywołanym akapicie w sąsiadujących zdaniach są czasowniki "postawiła".
Natomiast jestem pod wrażeniem tego opowiadania jako całości. A ponadto sądzę, że znikomy procent Polaków "w okamgnieniu" napisałby poprawnie. Ty to zrobiłaś! Brawo!
Mam maleńką prośbę. Teksty prozatorskie pisz większą czcionką.
avatar
Z wielkością czcionek to oczywista pomyłka. A wynikła ona z tego, że na ekranie monitora tylko podczas pisania komentarza czcionka jest w nim większa, ale potem wszystko się wyrównuje.
avatar
Ja, napiszę od serducha,ze czytałam z zaskoczeniem i wypiekami na policzkach. Dramatyzm tekstu odebrałam bardzo emocjonalnie. Poruszający, ciekawy pomysł ukazania miłości, po którym naszła mnie myśl ks. Twardowskiego - spieszmy się kochać ludzi... Wstrząsające do łez i bardzo dobre!Pozdrawiam.
avatar
Przyjąłem, że już wprowadziłaś poprawki, zasugerowane przez janko, dlatego daję piątkę za poprawność.
Myślę też, że opowiadanie jest fikcją literacką, doskonale skonstruowaną, pojawiającym się tylko w wyobraźni pisarki, jako niezły chwyt, powiększający wrażenie na czytelniku.
avatar
Bardzo emocjonalne. Pięknie piszesz o miłości, jednocześnie stopniujesz napięcie. Już kilka pierwszych zdań sugeruje, że coś jest nie tak. W miarę czytania ten niepokój narasta aż do finałowej sceny.
avatar
Miłość aż po grób. Nie da się wymyślić INNEGO scenariusza
© 2010-2016 by Creative Media
×