Autor | |
Gatunek | obyczajowe |
Forma | proza |
Data dodania | 2021-10-25 |
Poprawność językowa | - brak ocen - |
Poziom literacki | - brak ocen - |
Wyświetleń | 656 |
- Taaaak, - powiedział, - żyjesz w samotności, nie znając rozkoszy.
- Czego, czego nie znając? - ożywiła się Zosia.
- Nie znając kobiecego przywiązania, - zduszonym głosem zauważył Koriejko.
Nie widząc ze strony dziewczyny żadnego wsparcia, rozwinął swoją myśl dalej tak: jest już starym człowiekiem. To jest nie to, że starym, ale przecież już nie młodym. A nawet nie tyle, że nie młodym, ile po prostu czas leci, i latka mijają. I oto to właśnie przemijanie rodzi w głowie różne myśli. Na przykład o małżeństwie. Żeby nikt sobie nie pomyślał, że on jest taki czy owaki i byle kto. Tak w ogóle jest naprawdę dobry. Całkiem nieszkodliwy dobroduszny z niego mężczyzna, któremu trzeba współczuć. Wydaje mu się nawet, że można go pokochać. Nie jest jak inni nieopierzonym młokosem i nie lubi rzucać słów na wiatr. Czemu pewna panienka nie miałaby wyjść za niego za mąż?
Wyraziwszy swoje uczucia w tak nieśmiałej formie, Alieksandr Iwanowicz gniewnie spojrzał na Zosię.
- A Lapidusa-Młodszego naprawdę mogą wyrzucić? - ni w pięć, ni w dziewięć spytała wnuczka szaradzisty.
I nie czekając odpowiedzi, zaczęła mówić w końcu na temat. Że ona wszystko wspaniale rozumie. Czas rzeczywiście strasznie szybko mija. Jeszcze tak niedawno miała 19 lat, a proszę - dzisiaj jej stuknęło już 20. Że ona nigdy nawet nie myślała o tym, że Alieksandr Iwanowicz to taki, owaki byle kto. Przeciwnie, zawsze była pewna, że jest on dobrym człowiekiem. Lepszym niż inni. I, oczywiście, wart jest wszystkiego, co tylko najlepsze. Niestety, właśnie teraz pojawiły się w jej życiu jakieś nieokreślone poszukiwania - jakie? nawet sama tego jeszcze nie wie. Tak więc w tej chwili akurat, niestety, ona wyjść za mąż po prostu nie może. Zresztą jakie życie mogłoby ich połączyć? Ona jest w trakcie tych niesprecyzowanych jeszcze poszukiwań, a on tymczasem, jeśli już mówić szczerze, zarabia jedynie 46 rubli miesięcznie. I wreszcie przecież ona wcale jeszcze go nie kocha, co, mówiąc tak w ogóle, jest wszak najważniejsze.
- Ależ jakie tam 46 rubli! - strasznym głosem raptem wykrzyknął, podnosząc się z krzesła, wzburzony Koriejko. - Ja mam... u mnie jest...
Więcej już nic nie powiedział, gdyż dosłownie się przeraził. Zaczynała się w tym miejscu inna jego rola - rola milionera, a to mogło skończyć się tylko jednym - katastrofą. Strach jego był tak przemożny, że aż zaczął mamrotać coś o tym, że szczęście nie leży w pieniądzach, lecz w tym momencie dało się słyszeć za drzwiami czyjeś sapanie, i Zosia wybiegła na korytarz.
Stał tam w swoim wielkim, lśniącym słomianym kapeluszu płaczący dziadek i nie chciał wejść do mieszkania. Jego długa krasnoludkowa broda z tego nieszczęścia tak się roztrzepała jak stara brzozowa miotła.
- Czemu-ś tak szybko wrócił, dziadku? - zawołała Zosia. - Co się stało?
Staruszek zwrócił na nią pełne łez oczy.
Przestraszona dziewczyna chwyciła go za kanciaste suche ramiona i szybko zaprowadziła do pokoju. Przez pół godziny jeszcze leżał tam na tapczanie i trząsł się jak w gorączce.
Dopiero po długich prośbach zaczął opowiadać, co go spotkało.
Wszystko szło znakomicie. Do samej redakcji *Wiadomości dla Młodzieży* dotarł bez żadnych przygód. Redaktor działu *Łamigłówek* przyjął go nadzwyczajnie grzecznie.
- Podał mi rękę, - wzdychał staruszek. - Proszę siadać, powiada, towarzyszu Sinickij. I wtedy przywalił mi jak obuchem w łeb. Czy pan wie, że nasz dział właśnie zamykają? Przybył nowy naczelny i oświadczył, że nasi czytelnicy nie chcą już żadnych ćwiczeń umysłowych, a potrzebują, Zosieńko, specjalnego działu gry w szachy. To co teraz będzie? się pytam. A nic nie będzie, odpowiada na to ten redaktor, pański materiał nie pójdzie, ot i tyle. A szaradę moją bardzo chwalił, gadał, że to są prawdziwie puszkińskie strofy, zwłaszcza to miejsce: *Moja pierwsza sylaba na dnie morza, na dnie morza druga*.
Stary rebusiarz długo jeszcze drżał pod pledem na swojej leżance i użalał na przemoc sowieckiej ideologii.
- Znowu ten sam dramat! - zawołała Zosia.
Powiesiła w korytarzu dziadka kapelusz i skierowała się do wyjścia. Alieksandr Iwanowicz ruszył za nią, chociaż rozumiał, że nie powinien.
Na ulicy Zosia wzięła go pod rękę:
- Mimo wszystko będziemy przyjaciółmi, prawda?
- Lepiej by było, gdyby wyszła pani za mnie za mąż. - otwarcie powiedział Koriejko.
1931