Autor | |
Gatunek | obyczajowe |
Forma | proza |
Data dodania | 2022-02-23 |
Poprawność językowa | - brak ocen - |
Poziom literacki | - brak ocen - |
Wyświetleń | 568 |
Huczne święto dobiegało końca. Całe rozgwieżdżone niebo zarzucano złotymi wędkami rac świetlnych, wyławiając stamtąd czerwone i zielone złote rybki, zimne ognie pryskały w oczy, wirowały pirotechniczne słońca. Za szopą telegrafu na naprędce skleconej drewnianej scenie szedł spektakl dla koczowników. Niektórzy z nich siedzieli na ławkach, inni patrzyli na przedstawienie z wysokości swoich siodeł, a konie rżały. Pociąg międzynarodowy świecił wszystkimi oknami od ogona do głowy.
- Prawda! - zawołał Ostap. - Miał być bankiet w wagonie restauracyjnym! Całkiem zapomniałem! Co za radość! Idziemy, Koriejko, ja was zapraszam na swój koszt! Ja wszystkich zapraszam! Zgodnie z zasadami słowiańskiej gościnności! Będzie koniak z cytrynką, kluseczki z dziczyzną, fricando z pieczarkami, stare węgierskie, nowe węgierskie, szampan!..
- Fricando, fricando, - powiedział jego kompan ze złością, - a potem prosto za kratki! Nie będę się tu afiszować!
- Obiecuję wam rajską kolację na śnieżnym obrusie! - nalegał Bender. - Idziemy, idziemy! I w ogóle rzuć pan ten swój mnisi żywot w cholerę. Śpiesz się wypić swoją dolę napitków spirytusowych i zjeść pański przydział 20.000 kotlecików, bo inaczej zlecą się obce sępy i wszystko, co wasze, zeżrą. Zapraszam pana do naszego pociągu, jestem tam swój człowiek - i już jutro będziemy w bardziej kulturalnym świecie. A tam z tymi naszymi milionami... No, kochany Alieksandrze Iwanowiczu!..
Wielki Kombinator chciał teraz wszystkich uszczęśliwić, pragnął, żeby wszystkim było wesoło. Widok ciemnego ponurego oblicza Koriejko naprawdę go męczył. Dlatego zaczął go namawiać. Zgodny był co do tego, że afiszować się nie powinni, ale czemu z tego powodu mieliby pościć? Sam porządnie nie wiedział, na co mu ten cały ponury rachmistrz, lecz raz rzecz zacząwszy, nie mógł już się zatrzymać. W końcu nawet począł mu grozić:
- Będziesz pan tak siedzieć na tym swoim złocie, a tu któregoś pogodnego dzionka zjawi się u was Kostucha - i kosą ciach! po waszym gardle. I jak? Widzisz pan, jakie czekają go ekstraatrakcje? Śpiesz się pan, póki kotleciki jeszcze na stole. Niechże pan nie będzie twardogłowy, Alieksandrze Iwanowiczu.
Po utracie całego miliona Koriejko zrobił się nieco bardziej miękki i kontaktowy.
- Może rzeczywiście przewietrzyć się trochę? - powiedział niepewnie. - Wyjechać gdzieś do centrum? Ale, oczywiście, bez żadnych ekstrawagancji, bez tej ułańskiej fanfaronady.
- No, jakżeż! Naturalnie, że bez! Po prostu dwaj lekarze-społecznicy jadą do Moskwy odwiedzić Akademicki Teatr Artystyczny i żywym okiem spojrzeć na mumię egipską w Muzeum Sztuk Pięknych. Bierz pan swój sakwojaż.
I obaj milionerzy poszli do pociągu. Bender niedbale wymachiwał swoim workiem jak ksiądz kadzidłem. Alieksandr Iwanowicz głupawo się uśmiechał. Pasażerowie międzynarodowego ekspresu spacerowali, starając się trzymać możliwie blisko wagonów, ponieważ już przyczepiono lokomotywę. W ciemnościach co i rusz pojawiały się i znikały białe portki korespondentów.
W przedziale na górnej leżance Ostapa leżał pod kocem jakiś całkiem mu nieznany człowiek i czytał gazetę.
- Złaź pan, - grzecznie powiedział do niego nasz bohater. - Wrócił gospodarz.
- Że co? To moje miejsce, kolego. - zauważył nieznajomy. - Nazywam się Lew Koszulkin.
- Wiesz pan co, jeden z drugim Lew Koszulkin? Zabieraj się pan stąd, a żywo, pókim dobry!
Do walki o tę swoją leżankę zagrzewał go zdezorientowany wzrok Koriejki.
- A to dopiero nowość! - rzekł z pretensją w głosie korespondent. - Kto pan jesteś?
1931