Autor | |
Gatunek | publicystyka i reportaż |
Forma | artykuł / esej |
Data dodania | 2023-03-29 |
Poprawność językowa | - brak ocen - |
Poziom literacki | - brak ocen - |
Wyświetleń | 429 |
JAK ZOSTALI I JAK NIE ZOSTALI
Wysoka samoocena, większa lub mniejsza dawka megalomanii, wreszcie ambicje na wyrost, nijak nie przystające do możliwości, talentu i umiejętności. Piszę te słowa, bo po raz kolejny sięgnąłem po „Jak nie zostałem poetą” Szczepana Twardocha i znów się nabrałem. To tylko jeden felieton z tej książki traktuje o tym ważnym dla Szczepana momencie życia. Ale tytuł jest mylący – jak to często się zdarza przy dziełach literackich – i, odwołując się do jego znaczenia, nie wiem czy to dobrze, czy źle. Nie czytam powieści, a pan Twardoch z tego jest znany. A ja czytając ten tytuł wyobrażałem sobie, i za pierwszym, i za drugim razem, że przeczytam o przemocy rodzicielskiej, strzelaninach, zamachach stanu, kibolskim terrorze na dzielnicy, a tymczasem Szczepan po prostu spotkał innych poetów i to mu zbrzydziło tą ścieżkę autorealizacji.
Andrzej Stasiuk, który pisze rzeczy ciekawe i nieciekawe ( pewnie dlatego, że trzeba dotrzymać warunków kontraktu z wydawnictwem), też popełnił podobną książkę – „Jak zostałem pisarzem”. Ta akurat jest ciekawa, lekko się czyta. Przy tej lekturze można powspominać lata ’80 w prylu. Gdzie Kielce, gdzie Warszawa – ja czytając zazdrościłem mu przestrzeni, opcji, jaką daje duże miasto w porównaniu z tym, czego ja doświadczałem. Różnie go oceniam, ale bycia pisarzem nie sposób mu odmówić.
Mniej więcej równolegle do Stasiuka, w podobnym czasie, swoją książkę „Jak nie zostałem pisarzem” wydał Jarosław Suszek. Nie czytałem, czego mi żal, bo czytywałem jego opowiadania i inne teksty. I tu jest mi szkoda, że nie został.
Jak zostałem, jak nie zostałem. Ja też kiedyś chciałem być pisarzem, szansonistą, gwiazdą, czy mówiąc dzisiejszym językiem, celebrytą – takie miałem oczekiwania, aspiracje. A zostałem robotnikiem i z tego się utrzymuję. I kiedy rząd PiS dał pieniądze „artystom”, bo pandemia nie pozwala im występować, to byłem, oględnie rzecz ujmując zbulwersowany. Dlatego, że spotkałem wielu takich, którzy mieli parcie na to, by zostać artystą. I do żadnej pracy nie chcieli się zaangażować. Żadnego takiego zastanowienia się nad sobą prowadzącego do wniosku, że na razie będę sobie pracować na etacie, a twórczość pouprawiam w czasie wolnym i jak ta twórczość zacznie przynosić jakieś znaczące dochody, to wtedy artyzm a nie etat.
Są tacy, którzy wybrali etat, mimo talentu i są doceniani. Jak Kornel Arciszewski. Są tacy, którzy, mimo talentu, potrafią namówić inwestorów takich jak władze miasta na zakup swych prac, by się utrzymać. A potem upycha się te rzeźby po zakamarkach kieleckich ulic. Jest piękna rzeźba kieleckiego dworca PKS przed nim, są ławeczki znanych kieleckich postaci, ale i są pomnik serka homogenizowanego, i te „rzeźby” ustawione ostatnio na ul. Warszawskiej, autorstwa pana Micka. Wreszcie są tacy, którzy uznali, że są tak znani, że pracować nie muszą – spodziewają się jakiegoś stypendium od państwa, od miasta, renty artystycznej? Bo coś tam, kiedyś słynnego uczynili? Taki miazmat modernizmu błąkający się po umysłach „artystów”. Klinicznym przykładem jest Michał P., znany jako „Pan 12 razy” – wkręcony ( co nie najlepiej świadczy o jego sprawności społecznej) w przemyt narkotyków do azjatyckiego kraju, w którym groził za to KS. O jego uwolnienie starali się: Wałęsa, Kwaśniewski i Komorowski. Po powrocie do kraju ( tu uznano, że jego odsiadka tam wyczerpuje już karę obowiązującą tu za tego rodzaju przestępstwa) został celebrytą, był zapraszany do telewizji śniadaniowych, w Kielcach miał wernisaże malarskie w najznaczniejszych galeriach w mieście. I ten pomysł, by utrzymać się z malowania obrazów, zapewniając sobie w ten sposób wysoki standard życia. Ciekawy pobyt w Azji opisał ( sam czy z pomocą) w książce, o której wszyscy gadali. A potem była druga, opisująca czas przed azjatycką „przygodą”, też szeroko komentowana – po tą jeszcze nie sięgnąłem, by dowiedzieć się, co o mnie pisze. A potem rozniosło się, że z malowania utrzymać na oczekiwanym poziomie się nie dało, więc dilowaniem przyjemności dla dorosłych się wspierał i na tym zdybała go policja, więc skończyły się wernisaże i wizyty w telewizji śniadaniowej.
Pewny jestem tego, ze 10 każdego miesiąca dostanę przelew za moją robotniczą aktywność. A za to co napiszę? Raz w życiu zdarzyło mi się dostać „wierszówkę”. Na tym opierać swe strategie życiowe? Bo to co piszę różnie można oceniać. Realistycznie rzecz ujmując nie jestem wybitnym pisarzem, a jedynie piśmiennym rabem. Ze zdarzało mi się tu i tam publikować? – a znacie taką postać literacką jak Killgore Trout/ Pstrąg Zabijucha? Kimś takim jestem – tak się czuję. Więc trzymam się swego fizolstwa.
Ja jestem artysta i mnie się należy uznanie i hołdy, jak również apanaże pozwalające się utrzymać na wysokim poziomie! A ja mam aspiracje, ktoś nawet mnie w tym dopinguje, ale nie zostanę poetą, pisarzem – bądźmy realistami – i wolę o sobie myśleć, że jestem pisującym od czasu do czasu robotnikiem. To mnie określa i konstytuuje.
Pomiędzy artystą a "artystą" jest nieraz bardzo cienka granica, a pomiędzy "artystą" a cwaniakiem nie ma żadnej.
Lepiej zostańmy "pisujacymi od czasu do czasu".
Trochę i ja mam podobnie - już żyję z emerytury "za wieloletni etat" i dopiero teraz piszę, bez oglądania się na wyłudzanie profitów.
*nie przystające - nieprzystające,
*Nie czytam powieści, a pan Twardoch z tego jest znany. - niezbyt zapisane, można zrozumieć że "Twardoch jest znaczy z czytania powieści" (dopisałbym: "...z ich pisania...",
*tą ściezkę - tę ścieżkę.