Autor | |
Gatunek | satyra / groteska |
Forma | proza |
Data dodania | 2013-07-23 |
Poprawność językowa | - brak ocen - |
Poziom literacki | - brak ocen - |
Wyświetleń | 1618 |
*
Kolejny dzień rodzinnej sielanki. Sobota. Dla wielu z Was zapewne ulubiony czas wypoczynku, oddawania się własnym przyjemnościom. Dla mnie gehenna.
- Kochanie, co dzisiaj zamierzasz robić?- zapytała moja połowica, przekazując mi tym samym nadzieję na wybór zajęcia.
- Wiesz pomyślałem, że mógłbym trochę poczytać i…- próbowałem dorzucić jeszcze jakieś zajęcie.
- To cudownie- przerwała Nusia, że nie planowałeś czegoś konkretnego, bo mam dla ciebie świetną propozycję.
Jak to nic nie planowałem-odburknął mój wewnętrzny głos, przecież właśnie wyartykułowałem to, czym chciałbym się zająć. A może ja mam rozdwojenie jaźni i moja żona odbiera tylko część komunikatów.
- Może najpierw zajmiemy się sprawami porządkowymi i gotowaniem, a potem pójdziemy do teatru na jakąś sztukę kontynuowała swoją tyradę, co ty na to?
Nie łudźcie się, pytanie mimochodem zadane, nie oczekiwało odpowiedzi. Przecież już wszystko zostało ustalone.
- Dobrze!
- A co ty taki bez entuzjazmu, chyba nie chciałeś zostawić mnie z tym bałaganem- żachnęła się Nusia.
W ten sposób kilka godzin zeszło mi na robieniu zakupów oraz prasowaniu( czynnościach, które są szczególnie nieprzyjemne dla ślubnej).
Sztuka, na którą się udaliśmy nie tylko nie wprowadziła mnie w dobry nastrój, ale wręcz zdołowała. Przedstawiała historię z życia kontrabasisty. Przez cały czas bohater marudził, jak ma ciężką pracę, a w konsekwencji całą egzystencję.
- Wiesz co, ja też bym mógł napisać taką powiastkę- zagadnąłem do Nusi.
- To napisz, jaki problem- masz niezły styl, wiec spróbuj. Chociaż, na co ty miałbyś narzekać?
Po powrocie do domu, zamarzyłem o relaksacyjnej kąpieli. Sprawdziłem, czy obszar wanny, wyposażony jest we wszystkie niezbędne gadżety do mycia i zacząłem napuszczać milusią, cieplutką wodę.
- Skoro jeszcze się nie kąpiesz, to może zrobiłbyś kolację, bo ja mam jeszcze tyle pracy- „zaćwierkała” moja „ptaszyna”.
Mając pod kontrolą poziom wody, udałem się do kuchni.
- Co byś zjadła?- zadałem nierozsądnie pytanie.
- Nie chciałabym ci robić kłopotu, ale skoro pytasz, to może jajka na twardo.
Co mnie do czorta podkusiło, aby zapytać. „Spa” czeka, a ja będę się babrał z jajami.
Po kwadransie wskoczyłem do wanny, a następnie równie szybko wyskoczyłem, gdyż woda była niemal lodowata. Po chwili jednak uznałem, że nie będę zmieniał swoich zamiarów i mimo wszystko wykąpię się. Zanurzyłem się, a paskudna chłodna ciecz otuliła moje ciało. Za moment jednak mój organizm przyzwyczaił się do niskiej temperatury i podjął walkę z przeciwnościami losu. Otworzyłem butelkę z szamponem, aby zadozować sobie porcję na włosy, gdy okazało się, że zawartością butelki jest wyłącznie powietrze. Stukałem nią o nabrzeże wanny w nadziei, że choć parę kropli spocznie wreszcie na mojej czuprynie. Ale skąd, ani w tej, ani w następnej butelce nie było grama płynu. Wygramoliłem się z wanny i dygocąc na całym ciele, pobiegłem do szafki, licząc, że tam znajdę ratunek. I faktycznie odnalazłem butelkę, dzięki której dokończyłem mycie głowy. Dopiero, gdy już osuszyłem swoje zmarznięte ciało, przeczytałem napis na butelce- „Płyn do higieny intymnej”.
Zanim ułożyłem się do łóżka, zadbałem o zabezpieczenie niezbędnego wyposażenia stoliczka nocnego w sypialni. Aby zapobiec ewentualnym niespodziankom, upewniłem się, że nikt niczego ode mnie nie oczekuje.
- Robię sobie herbatę, może ktoś sobie życzy?- zaproponowałem
- Ja nie- odburknął synek. Zresztą, ty robisz za słodką, taki ulepek.
- Ja też podziękuję. Taka mocna jest niezdrowa- wypowiedziała się Nusia.
A więc mam wszystko: pilot pod ręką, poduszki ułożone w wachlarz, telefon komórkowy w zasięgu ręki, dzbanek z herbatą, spoczywający w odpowiednim miejscu stolika. Wiem, co teraz pomyślicie- taki Miarkiewicz z „Dnia świra”. Może macie rację, ale mnie się wydaje, że wśród czytelników też jest wielu takich nawiedzonych.
Zanim zaległem w wyrku, wyskoczyłem jeszcze na minutkę do toalety. Gdy wróciłem do sypialni, mój niepokój wzbudził brak komórki, którą zamierzałem nastawić na poranną pobudkę. Dostrzegłem ponadto porozrzucane poduszki. No niech to szlag- pomyślałem, już ten mały kojot (czytaj: synek) baraszkował w moim azylu.
Ułożyłem w odpowiednim porządku poduchy i wkomponowałem się w pielesze.
- To co sobie pooglądamy?- zagadnąłem w myślach sam siebie, chwytając po omacku po pilota. Takie działanie było zamierzone, gdyż nawigacja telewizora zawsze leżała w jednym miejscu. Jednak tym razem obmacywanie powierzchni stolika nie przyniosło spodziewanego efektu, gdyż jakiś bałwan(lub bałwanka), usunęli ją z miejsca przeznaczenia. Po wnikliwej penetracji łóżka, zguba została wydobyta spod materaca.
- Odnoszę komórkę, pożyczyłem tylko na chwilkę- jak gdyby nigdy nic, oznajmił mój syn.
- Następnym razem zapytaj- pouczyłem, z wrogością w głosie. A przy okazji, dlaczego umieściłeś pilota pod materacem?
- Ojej, ale ty jesteś przewrażliwiony. Tylko zerknąłem w telegazetę, a ty robisz aferę. Mogę się napić herbaty?
-Proszę- odpowiedziałem, zachowując formę grzecznościową, choć zabrzmiało to tak, jakbym powiedział „goń się.
A to mały gnojek, dopiero co marudził, że ulepek, a teraz doi, aż strach (ten rodzaj emocji był uzasadniony, bo herbata znikała z dzbanka w zatrważającym tempie).
Po chwili do sypialni dotarła także moja oblubienica.
- Ty to masz dobrze, leżysz już sobie, a ja jeszcze muszę zrobić parę rzeczy. O fajnie, że masz herbatę, bo tak mi się chce pić. A po minucie, gdy wytutlała dwie szklanki, dodała: ale czaj ty parzysz. Nie powinieneś pić tak mocnej herbaty.
No i nie będę- odpowiedziałem w myślach. Niemal cała zawartość ulubionego płynu przemieściła się w usta członków mojej rodziny.
Zasnąłem. Śniło mi się, że napisałem sztukę pt. „ Kelner”
Oto ja, główny bohater przemierzam salę w hotelu „Europejskim”, a tu i ówdzie pojawiają się potencjalni goście. Na ogół na ich pytanie: „czy jest wolny stolik, odpowiadam, że niestety nie”. Oni zdumieni rozglądają się wokoło i dostrzegają wyłącznie wolne stoliki, ale cóż nie odważają się tego komentować. Co sprytniejsi, starają się przemknąć obok mnie, ale i tak zostają wyproszeni. Nie są w stanie odnieść się do komunikatu „wszystko zarezerwowane”. Do upragnionego miejsca docierają tylko Ci, którzy zabezpieczą zachciankę kelnera, wpłacając pewną kwotę, jako zadośćuczynienie za namolność. Klient zostanie obsłużony adekwatnie do stawki. Pojawia się dialog:
- Czy znajdzie się jakiś wolny stolik panie kelnerze- pyta jejmość, wciskając zwitek banknotów w kieszeń ewentualnego wybawcy.
- A pan włożył, czy wyjął?- odpowiada nadąsany kelner.
- Oczywiście, że włożyłem .
- Z kwoty wnioskuję, że nie zależy panu na zbyt dobrym miejscu.
I dopiero, gdy gość dorzuca parę papierków, zostaje należycie obsłużony. Jak jednak wynika z dalszej części snu, z ową należytością to bym nie przesadzał.
Na takim gościu nie zarabia się tylko w momencie zakwaterowania go przy stoliku. Istnieje bowiem cały system przyporządkowania potraw i napojów, zaszyfrowanych w kod kelnerowania. Np. weźmy taką whisky. Ktoś kto jest koneserem, doskonale zna się na tym trunku, a więc poprosi konkretny gatunek np. Chivas. Zaś ten, kto dorobił się majątku, a w poprzednim wcieleniu był zwykłym bucem, chcąc popisać się przed dziewczyną lub kochanką, szpanując poprosi o whisky. Kelner-świetny psycholog-amator natychmiast postawi diagnozę, a potem zaordynuje …brendy (w najlepszym wypadku). Buc płaci majątek, ale cieszy się, że został dostrzeżony w wyższej klasie społecznej.
Przyśniły mi się także inne sposoby radzenia sobie z nieprzychylnymi klientami, ale pewnie też je znacie. Na wszelki wypadek bądźcie więc wyjątkowo grzeczni dla kelnera, który swoją drogą, tak jak ten kontrabasista, nie ma lekkiego życia. Kilkanaście godzin na nogach, co może powodować żylaki, choroby kręgosłupa. Działanie pod presją, które zazwyczaj skutkuje załamaniem nerwowym. A stałe gapienie się na jego ręce wywołuje takie trzęsawki, że aby temu zapobiec wychyla kieliszek za kieliszkiem, co niechybnie prowadzi do utraty kontroli nad swoim życiem.
No i niech mi ktoś teraz powie, że życie kontrabasisty jest upiorniejsze od marnej egzystencji kelnera.